"Recydywa". Do Sejmu wraca nowa wersja "lex Czarnek"
Do Sejmu w nowej odsłonie wrócił "lex Czarnek". Tym razem jako projekt poselski. Jakie niesie ze sobą obawy? O to Agnieszka Kopacz-Domańska pytała w programie "Newsroom" WP Krzysztofa Baszczyńskiego, wiceprezesa Związku Nauczycielstwa Polskiego. - Jestem zasmucony, że w tak krótkim czasie dokonuje się tzw. recydywy. To, co zostało skrytykowane przez stowarzyszenia, fundacje, Związek Nauczycielstwa Polskiego i rodziców, wraca jako poselski projekt. To bardzo niedobry znak. To oznacza, że próbuje się wdrażać systemowe rozwiązania poprzez poselskie projekty. Nie ma konsultacji i rozmów. Jest narzucona formuła i to martwi. Będzie również przedstawiony projekt pana prezydenta, który to opracował w kampanii wyborczej. Będzie dotyczył tej samej materii, ale gdyby pani mnie spytała, co bym wybrał, to projekt pana prezydenta. Jest bardziej ucywilizowany. Rodzice i dyrektor szkoły rzeczywiście mają wszystko do powiedzenia ws. ewentualnych stowarzyszeń, fundacji i różnego rodzaju zajęć. Można zadać sobie pytanie, po co ten projekt został dwa lata temu opracowany, skoro dzisiejsze prawo te kwestie rozstrzyga. Mówiąc o projekcie poselskim, do rozmowy wchodzi tu kurator. Wybrałbym projekt pana prezydenta, aczkolwiek on również jest zbędny, bo otwiera już otwarte drzwi - skomentował Krzysztof Baszczyński. Agnieszka Kopacz-Domańska dopytywała o możliwe zmiany w edukacji domowej, które są przewidziane w projekcie. Mogą one utrudnić uczniom zapisy do szkół. Czy nowa wersja "lex Czarnek" może zabić edukację domową? - To nie ulega wątpliwości. Jeżeli nie zabić, to na pewno utrudnić. O wiele trudniej będzie realizować przez rodzica ten rodzaj edukacji. Nie rozumiem, dlaczego ten pomysł znalazł się w tym projekcie, skoro jeszcze dwa lata temu wycofano to, co teraz wraca. Nie ulega wątpliwości, że robi się wszystko, by ta forma kształcenia przeszła do historii - stwierdził związkowiec.