Putin sięga po "zabytkowe" czołgi. "Będą ofiarami dronów i granatników"
Rosjanie zaczęli przerzucać w kierunku frontu "zabytkowe" czołgi T-54, których technologia pochodzi sprzed II wojny światowej. Zdaniem płk. Piotra Lewandowskiego, z jednej strony świadczy to o rosyjskich problemach ze sprzętem, a z drugiej - o dużych zasobach amunicji do czołgów, która będzie wsparciem ogniowym dla armii Putina.
Czołgi T-54 zauważono na pociągu zmierzającym na zachód Rosji - informował serwis Radia Swoboda, powołując się na zdjęcia opublikowane przez niezależny projekt śledczy Conflict Intelligence Team (CIT). Transport miał wyjechać z miasta Arsenjew w Kraju Nadmorskim na Dalekim Wschodzie Rosji, w którym mieści się Centralna Baza Rezerw i Składowania Czołgów. Na zdjęciach widać czołgi T-54 oraz późniejszy model T-55.
Maszyny zostały opracowane przez Charkowskie Biuro Konstrukcyjne, a ich produkcja ruszyła w 1946 r. Około 40 tysięcy pojazdów trafiło na wyposażenie głównie armii radzieckiej, ale też polskiej, czechosłowackiej i rumuńskiej. Zdjęcia ich transportu w kierunku frontu wywołało lawinę ironicznych wpisów w mediach społecznościowych.
"Pamiętajcie, specjalna operacja wojskowa przebiega zgodnie z planem" - kpi na Twitterze Ilja Ponomarenko, dziennikarz "Kyiv Independent". Wiele osób mówiło też o "muzealnym sprzęcie Putina" i "pancernych trumnach". "Orkowie przestali żartować, drżyj Europo", "Co następne? T-34?" (radziecki czołg produkowany w latach 1941-1958 - red.), "Druga armia świata", "T-54: król atomowego pola walki" - to tylko część komentarzy.
Jednak według płk. Piotra Lewandowskiego, byłego dowódcy bazy wojskowej w Redzikowie, a obecnie wykładowcy Centrum Szkolenia Wojsk Obrony Terytorialnej, nawet przestarzały czołg może być bardziej przydatny niż żaden.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Czołgi będą ofiarami dronów"
- Przy tego typu konfliktach będzie permanentny brak sprzętu. Rosjanie są więc zmuszeni sięgnąć głęboko po swoje zapasy. W przypadku tych czołgów mogły one być w lepszym stanie technicznym aniżeli T-72, które poszły na długoterminowe przechowywanie i są bardziej zużyte. Mogą być od nich bardziej sprawne, bo nikt ich nie rozkradł z prostego powodu: nie było co kraść - mówi Wirtualnej Polsce wojskowy.
Płk Piotr Lewandowski podkreśla, że czołgi konstruowano jeszcze pod koniec II wojny światowej. To oznacza, że są one bardziej podatne na skuteczny ostrzał ze strony ukraińskich wojsk.
- Czołgi te mają bardzo cienkie górne pancerze, więc będą wrażliwe na ataki w ten punkt. Będą ofiarami dronów, ale też granatników RPG. Ukraińcy bez problemu będą przebijać się przez ich osłonę - zauważa rozmówca WP.
Jego zdaniem Rosjanie wprowadzają je na front - mimo możliwych dużych strat - nie tylko po to, żeby uzupełnić braki, ale też wykorzystać "miliony sztuk amunicji".
- One będą strzelać jak zwykła artyleria, jak ruchome środki wsparcia ogniowego. Ilość w tym przypadku nie przerodzi się w jakość, ale w skuteczność już może. Efekt będzie taki, że będziemy mieli dużą liczbę środków rażenia. Oto zapewne chodzi rosyjskim dowódcom - ocenia ekspert. Jak przypomina, Rosjanie, poza opróżnianiem magazynów, nie mają większych możliwości w kwestii dostaw czołgów. - Mogą je co najwyżej zabrać białoruskiej armii. Podobno są w lepszym stanie niż rosyjskie czołgi - komentuje były uczestnik misji wojskowych w Iraku i Afganistanie.
Z kolei ukraińska armia oczekuje na dostawę kompletu czołgów obiecanych przez Zachód. Spora część z nich miała trafić na Ukrainę najpóźniej wiosną, inne już dostarczono. Jak informował serwis "Ukraińska Prawda", w ostatnich dniach Norwegia dostarczyła Ukrainie osiem czołgów Leopard-2.
Rosjanie w strachu, problemy Ukrainy
Pojawienie się nowoczesnych czołgów NATO w szeregach ukraińskiej armii budzi poważne obawy wśród Rosjan. Były rosyjski dowódca separatystów w Donbasie i emerytowany pułkownik sił specjalnych Służby Bezpieczeństwa Igor Girkin alarmował Rosjan na Telegramie, że w Ukrainie jest już ponad 100 czołgów Leopard - a większość z nich nie była ogłaszana w oficjalnych pakietach pomocy.
- Ukraińcy w ciągu trzech, czterech tygodni przejdą do ofensywy. Będziemy się cieszyć, o ile uda im się utrzymać zajmowane teraz pozycje - powiedział Girkin na opublikowanym nagraniu wideo.
Zdaniem płk. Lewandowskiego do takich informacji trzeba podchodzić bardzo ostrożnie. - Zdziwiłbym się, gdyby zachodnie dostawy czołgów weszły teraz na front. To by oznaczało, że ukraiński park pancerny jest w gorszym stanie niż zakładaliśmy. Ciągle nie wiemy, ile Ukraina ma sprawnych czołgów. Znamy przybliżoną liczbę, ale nie mamy informacji o ich stanie technicznym, uszkodzeniach i naprawach - mówi ekspert.
W jego ocenie większym problemem ukraińskiej armii jest obecnie brak instruktorów. - Jeśli Ukraina ruszy do ofensywy, będzie to najwcześniej na przełomie wiosny i lata. To, co ich wstrzymuje, to problemy szkoleniowe w ukraińskiej armii. Ukrainie najbardziej brakuje instruktorów do szkoleń na zachodnich czołgach. Szkolenia ukraińskich żołnierzy za granicą to mimo wszystko za mało - zaznacza.
Czytaj też:
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski