Mińsk chce uderzyć w Polskę. Stąd zdjęcia Marii, Nikołaja i Władysława
Po tym, jak ABW rozbiła siatkę szpiegowsko-dywersyjną pracującą na rzecz Rosji, białoruski reżim opublikował zdjęcia i dane osób rzekomo zatrzymanych przez Polaków. Ludzie Alaksandra Łukaszenki przekonują, że to "zwykli obywatele". - Próbują tak pogrywać z polskimi władzami. Ci "zwykli ludzie" równie dobrze mogli za pieniądze współpracować z KGB - mówi WP były funkcjonariusz białoruskiego MSW.
Białoruskie propagandowe media przekonują, że wśród zatrzymanych w Polsce szpiegów znajdują się białoruscy studenci. Reżimowi nadawcy publikują nie tylko ich dane, ale też rozmowy z rodzinami rzekomo zatrzymanych. "Oczywiście ci obywatele nie mieli nic wspólnego ze służbami specjalnymi lub służbami siłowymi" - twierdzi białoruska rządowa agencja BelTA. Wśród zatrzymanych mieli być: Władisław P. (29 lat), Maria M. (19 lat) i Nikołaj M. (lat 52).
Co ciekawe, zanim nieoficjalne informacje radia RMF FM o rozbiciu siatki szpiegowskiej potwierdził na czwartkowej konferencji szef MSWiA Mariusz Kamiński, w internecie można już było znaleźć dane tych osób, ich zdjęcia i rozmowy z bliskimi "studentów". A w mediach społecznościowych pojawiały się posty, że Polska zatrzymała "fałszywych szpiegów".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak zwrócił uwagę na Twitterze białoruski emigracyjny dziennikarz Tadeusz Giczan, zastanawiające było, skąd reżimowe media wiedziały, kto został zatrzymany, skoro polska strona w ogóle nie podała personaliów "szpiegów".
Z kolei TV Biełsat - powołując się na doniesienia grupy Cyberpartyzantów, która wydobywa informacje z baz danych organów łukaszenkowskich - informuje, że Władisław P. i Maria M. "rzeczywiście wyglądają jak zwykli obywatele, ale Nikołaj M. wychodzi na zagadkową postać".
"To mogły być zwykłe osoby"
"W bazie danych służb granicznych Białorusi (które są częścią KGB) Nikołaj M. funkcjonuje jako osoba, która korzysta z usług placówki medycznej podlegającej KGB. Często zmieniał dokumenty, czasem dwa razy w roku. A na zdjęciu w dokumentach z 2006 roku widać go w kurtce wojskowej. W latach 2007-2010, jak wynika z danych, wyjeżdżał do Polski i na Ukrainę prawie 250 razy, za każdym razem na kilka dni. W maju 2021 r. przyjechał ciężarówką do Polski, przy czym korzystał z paszportu serii RR, czyli z rejestru konsularnego" - czytamy w analizie TV Biełsat.
Szef ruchu partyzanckiego i białoruskiej organizacji antyrządowej BYPOL oraz były funkcjonariusz białoruskiego MSW Aleksandr Azarau uważa, że ujawnione osoby mogły współpracować z białoruskimi i rosyjskimi służbami. - Białoruskie służby potrafią "zapraszać" do siebie osoby pracujące bądź mieszkające za granicą i zaproponować współpracę. Mogą to być studenci, ale równie dobrze kierowcy ciężarówek. To mogą być zwykłe, niczym niewyróżniające się osoby. Wystarczy, że służby zaproponowały im zapłatę za zdjęcia albo nagrania - mówi Wirtualnej Polsce.
Jak dodaje, mogło być też tak, że te osoby walczą z reżimem Łukaszenki, a służby celowo wrzuciły do sieci ich zdjęcia i ujawniły dane. - To może też być chytra prowokacja. Na Białorusi pod rządami dyktatora można łatwo wszystko spreparować - zastrzega Aleksandr Azarau.
"Strona białoruska mogła to spreparować"
Z kolei zdaniem Michała Marka, dyrektora Centrum Badań nad Współczesnym Środowiskiem Bezpieczeństwa i eksperta od rosyjskiej dezinformacji, mamy do czynienia z dość trudną sprawą.
- Po pierwsze nie możemy być pewni, że dane osób przedstawionych przez stronę białoruską rzeczywiście w 100 proc. odpowiadają rzeczywistym danym osób zatrzymanych. W tym przypadku musimy poczekać na oficjalny komunikat ze strony polskiej. Oczywiście jest to prawdopodobne, ale cały czas znajdujemy się w sferze przypuszczeń. Strona białoruska mogła to spreparować. Musimy więc zostawić dozę niepewności - podkreśla nasz rozmówca.
W jego opinii, jeżeli rzeczywiście doszło do zatrzymania osób wskazanych przez Mińsk, Rosjanie i Białorusini mogli mieć wcześniej przygotowane scenariusze reakcji na dane wydarzenie.
- Mogli podejrzewać, iż do zatrzymania prędzej czy później dojdzie, co zaowocowało opracowaniem wzorca reakcji. Warto zwrócić uwagę, że spośród zatrzymanych wyeksponowano jedynie wątek białoruski. Przedstawiono go wspólnie w przekazach białoruskim i rosyjskim. W rosyjskiej i białoruskiej infosferze praktycznie nie wskazuje się na to, iż prawdopodobnie doszło również do zatrzymania obywateli Federacji Rosyjskiej - mówi Michał Marek.
- Oficjalnie Rosja nie odniosła się w ogóle do wydarzenia, pojawiły się wyłącznie komunikaty i komentarze na łamach rosyjskich kanałów Telegrama oraz w rosyjskich mediach - choć w niewielkiej ilości. Działania dezinformacyjne i propagandowe na tym kierunku zostały przerzucone niemal całkowicie na Białoruś - zauważa ekspert.
Zatrzymani przygotowywali akty dywersji w Polsce
O tym, że polskie służby rozbiły grupę szpiegowską pracującą dla Rosji, poinformowało w środę RMF FM. Informacje potwierdził w czwartek minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński. - W ostatnich dniach Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymała dziewięć osób podejrzanych o współpracę z rosyjskimi służbami specjalnymi. Podejrzani prowadzili działania wywiadowcze przeciwko Polsce oraz przygotowywali akty dywersji na zlecenie rosyjskiego wywiadu - ujawnił.
Jak przekazał Kamiński, zatrzymani to cudzoziemcy zza wschodniej granicy. Według informacji szefa MSWiA, materiał dowodowy wskazuje, że grupa podejrzanych prowadziła monitoring tras kolejowych. Funkcjonariusze ABW zabezpieczyli kamery, sprzęt elektroniczny, a także nadajniki GPS, które miały być montowane na transportach z pomocą dla Ukrainy.
Po ujawnieniu danych przez białoruski reżim polskie służby nie odniosły się do tych informacji. Wirtualna Polska próbowała uzyskać komentarz od Stanisława Żaryna, pełnomocnika Rządu ds. Bezpieczeństwa Przestrzeni Informacyjnej, ale nie odbierał telefonu.
Według Aleksandra Azarau, szef opozycyjnego wobec władz w Mińsku Związku Sił Bezpieczeństwa Białorusi (BYPOL), działania Łukaszenki są celowe.
- Próbuje pogrywać z polskimi władzami. Wie, że przy zatrzymaniach szpiegów w Polsce służby nie ujawniają szczegółów i danych zatrzymanych. Wykorzystuje to i próbuje ośmieszyć Polskę. Jeśli faktycznie zatrzymano trzech Białorusinów, to pokazuje, że to zwykłe i niewinne osoby. I że to Polska się na nich uparła i jest wrogim państwem - ocenia.
"Musiała być kooperacja z Moskwą"
Z kolei Michał Marek zauważa, że Białoruś i Rosja, poprzez źródła białoruskie, skoncentrowały się na wykorzystaniu sytuacji do kreowania państwa polskiego na bezpośrednie zagrożenie dla obywateli Białorusi.
- Zniechęca się ich do wyjazdu do Polski, gdyż w naszym kraju trwa rzekomo polowanie na wiedźmy. Komunikuje się, że osoby, które zatrzymano, były przypadkowe - że zatrzymano tych, którzy byli pod ręką. Nie wierzę, że to wyłącznie Mińsk przygotował plan działań oraz wątki narracyjne. Działanie musiało być przeprowadzone już na początkowym etapie w ramach kooperacji z Moskwą - podkreśla ekspert.
W jego opinii możemy się spodziewać, że po akcji polskich służb Białorusini przyszykują odpowiedź.
- Już pojawiły się sygnały z najbardziej radykalnych reżimowych źródeł, że polskie służby zatrzymały Białorusinów, by wymienić ich na "polskich szpiegów". Mińsk może rozpocząć działania o charakterze zatrzymywania rzekomych naszych agentów działających na terenie Białorusi, de facto przypadkowych Polaków przybywających na Białoruś. To ryzyko utrzymuje się jednak od wielu lat. Mogą przy tym wzmocnić działania dotyczące kreowania na szpiegów już aresztowane na Białorusi osoby takie jak Andrzej Poczobut - prognozuje Michał Marek.
Czytaj też:
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski