"Jak złoto". Akcja Polaków uderzyła w macki Kremla

Funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego rozbili związaną z rosyjskimi służbami siatkę szpiegowską. Zbierała ona m.in. informacje dotyczące transportów zachodniej broni do Ukrainy. - Te dane dla Kremla były jak złoto. Wysadzenie torów w Polsce? Na pewno taka opcja była brana pod uwagę przez rosyjskie służby - mówi WP ppłk. rez. Maciej Korowaj.

Prezydent Rosji Władimir Putin i dyrektor Służby Wywiadu Zagranicznego Siergiej Naryszkin (po prawej)
Prezydent Rosji Władimir Putin i dyrektor Służby Wywiadu Zagranicznego Siergiej Naryszkin (po prawej)
Źródło zdjęć: © Agencja FORUM | Kremlin Pool / Russian Look / Forum
Sylwester Ruszkiewicz

16.03.2023 | aktual.: 16.03.2023 21:04

O tym, że polskie służby rozbiły grupę szpiegowską pracującą dla Rosji, poinformowało w środę RMF FM. Informacje potwierdził minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński. - W ostatnich dniach Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymała dziewięć osób podejrzanych o współpracę z rosyjskimi służbami specjalnymi. Podejrzani prowadzili działania wywiadowcze przeciwko Polsce oraz przygotowywali akty dywersji na zlecenie rosyjskiego wywiadu - ujawnił.

Zatrzymani to cudzoziemcy zza wschodniej granicy. Według informacji szefa MSWiA, materiał dowodowy wskazuje, że grupa podejrzanych prowadziła monitoring tras kolejowych.

Do jej zadań należało m.in. rozpoznawanie, monitorowanie i dokumentowanie transportów z uzbrojeniem realizowanych na rzecz Ukrainy. Podejrzani przygotowywali się również do akcji dywersyjnych mających na celu sparaliżowanie dostaw sprzętu, broni oraz pomocy dla Ukrainy - podkreślił. Funkcjonariusze ABW zabezpieczyli kamery, sprzęt elektroniczny, a także nadajniki GPS, które miały być montowane na transportach z pomocą dla Ukrainy.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Według państwowej białoruskiej agencji informacyjnej BelTA wśród zatrzymanych w Polsce jest troje obywateli Białorusi. Rządowa agencja zaprzecza, by mieli oni współpracować z rosyjskim wywiadem. Jak ustaliliśmy nieoficjalnie, informacje rozpowszechniane przez media Aleksandra Łukaszenki mają odwrócić uwagę od faktycznej obecności wśród zatrzymanych białoruskich agentów współpracujących z rosyjskimi służbami.

Nie ma wątpliwości. Szpiedzy działali już przed wybuchem wojny

Jak ocenia ppłk. rez. Maciej Korowaj, były oficer Wojska Polskiego specjalizujący się w działaniach służb białoruskich i rosyjskich, wygląda to na odpowiednio przygotowane i zaplanowane działania specjalne prowadzone przez rosyjskie służby wywiadowcze.

- Nie jestem zaskoczony ujawnieniem siatki szpiegowskiej na terenie Polski, bowiem Rosjanie w swojej taktyce, doktrynie, a także w strukturach służb - szczególnie wojskowych - posiadają komórki dedykowane do takich działań. Obejmują one konkretne kraje i zasób osobowy agentów. Tak było zapewne w przypadku Polski. Zanim zaczęli swoją operację, trzeba było im przygotować sposób komunikacji, transfer i legendowanie pieniędzy, dostosować ich do poziomu kontrwywiadowczego naszego kraju i do zadań, jakie musi zrealizować cała grupa - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.

Zdaniem eksperta rozpoczęcie działalności grupy w Polsce musiało nastąpić co najmniej na pół roku przed wybuchem wojny w Ukrainie. - Już wtedy prowadzone były działania przygotowawcze. A po wybuchu wojny prowadzili oni działania miękkie, rozpoznawcze, polegające na zbieraniu informacji, które były przydatne do analiz dotyczących wsparcia dla Ukrainy - komentuje Maciej Korowaj.

Jak donosi RMF FM, siatka agentów pracujących dla Rosji zamontowała w Polsce co najmniej 50 urządzeń elektronicznych do szpiegowania. Z ustaleń stacji wynika, że polskie służby kontynuują działania i szukają kolejnych kamer i nadajników GPS. Sprawdzane są wiadukty, mosty oraz obiekty magazynowe w pobliżu tras prowadzących do przejść granicznych z Ukrainą.

"Te informacje są dla Rosjan jak złoto"

- Kamery, a także systemy GPS to urządzenia, które mają w swoim obowiązkowym kanonie zarówno służby białoruskie, jak i rosyjskie. Dzięki nim grupa szpiegów mogła zdobywać informacje dotyczące ilości sprzętu, przebiegu trasy dostaw, rodzaju transportu i jego docelowego miejsca w Ukrainie. Na tej podstawie można było określić szczegóły poszczególnych konwojów z bronią - wyjaśnia były oficer Wojska Polskiego.

Według eksperta celem Rosjan mogły być też dane ws. planowania strategicznego potencjału ukraińskiej armii i zdolności Zachodu do zaangażowania się w pomoc Ukrainie.

- Te informacje są jak złoto. Mogli też weryfikować oficjalne dane na temat przekazywania broni przez Zachód i sprawdzać, co się mówi, a co faktycznie przekazuje. A przy okazji weryfikować prawdziwość polityki prowadzonej wobec Federacji Rosyjskiej - ocenia rozmówca Wirtualnej Polski.

Powagę sytuacji podkreślał w Polskim Radiu także minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak. Dopytywany, czy ta grupa mogła stwarzać poważne zagrożenie dla infrastruktury krytycznej, stwierdził: "oczywiście, że tak". - To była grupa szpiegowska, grupa ludzi, którzy zbierali informacje na rzecz tych, którzy zaatakowali Ukrainę - mówił. - Zagrożenie było realne - dodał.

Ppłk. rez. Maciej Korowaj wypowiada się w podobnym tonie. - Czy mogli planować wysadzenie torów? Mogli. Na pewno taka opcja była brana pod uwagę przez rosyjskich planistów i służby specjalne przygotowujące operację na terenie Polski. W takich przypadkach jednak trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: co jest ważniejsze? Czy posiadanie w Polsce grupy, która zbiera na bieżąco cenne informacje, czy też grupy, która zniszczy kawałek torów, ale narobi więcej hałasu. A nawet gdyby doszło do uszkodzenia torów, nie zatrzymałoby to dalszego transportu broni na Ukrainę - uważa ekspert.

"ABW zgarnęła fulla w tej rozgrywce"

Według nieoficjalnych informacji, kamery, które rejestrowały ruch na torach, transmitowały obraz do sieci. RMF FM informowało, że chodziło głównie o odcinki tras kolejowych w województwie podkarpackim - m.in. w okolicach lotniska w Jasionce, które jest głównym punktem przerzutowym zachodniej broni i amunicji dla Ukrainy.

Dlaczego służby zdecydowały się teraz zatrzymać "prężnie" działającą siatkę szpiegowską, skoro miała ona zainstalować się w Polsce jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie?

- Służby nie działają tak, że od razu łapią za rękę i likwidują siatkę. Badają taką grupę na tyle długo, na ile jest to bezpieczne i z operacyjnego punktu widzenia ważne. 9-10 osób to standard, jeśli chodzi o rosyjskie grupy wywiadowczo-dywersyjne. Liczba tych osób świadczy, że nasz kontrwywiad bardzo wnikliwie rozpracował siatkę szpiegowską. Doszedł do wniosku, że już nic więcej nie wyciągnie i ma pełną wiedzę, albo zaczęła ona wydatnie wpływać na nasze bezpieczeństwo i np. planowała przejść do działań dywersyjnych jak wykolejenie transportu z bronią. Można powiedzieć, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zgarnęła fulla w tej rozgrywce - podsumowuje ppłk. rez. Maciej Korowaj

Czytaj też:

 Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie