Ależ trafienie Ukraińców na Krymie. "Olbrzymi sukces"
Ukraiński resort obrony poinformował, że eksplozja w mieście Dżankoj na okupowanym Krymie zniszczyła podczas tranzytu kolejowego rosyjskie pociski Kalibr. I choć Rosjanie twierdzą, że powstrzymali atak dronów przeciwnika, to w mieście wprowadzono stan wyjątkowy. – To olbrzymi sukces operacyjny Ukrainy – mówi WP płk Piotr Lewandowski.
Do ataku doszło w poniedziałek wieczorem. Dżankoj jest ważnym węzłem kolejowym, gdzie znajduje się także lotnisko wojskowe rosyjskich sił powietrznych. Według ukraińskiego MON, doszło do zniszczenia rosyjskich pocisków Kalibr, które były transportowane koleją. Jest to typ broni manewrującej przeznaczony do zwalczania celów lądowych i okrętów podwodnych. Rakiety wystrzeliwane są z okrętów rosyjskiej floty. Zasięg tej broni wynosi ponad 2500 kilometrów.
O tym, że do ataku doszło przy użyciu dronów informował Ihor Ivin, rosyjski szef administracji Dżankoj. Z kolei mieszkańcy miasta mówili o kilku wybuchach w krótkich odstępach czasu. "Sądząc po dźwiękach na nagraniach świadków, Dżankoj mógł zostać zaatakowany przez drony kamikadze" – podawał niezależny portal Meduza. A telegramowy kanał "Wiatr Krymski" rozpowszechnił nagranie, na którym słychać odgłosy eksplozji i strzelaniny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak mówi Wirtualnej Polsce płk Piotr Lewandowski, weteran misji wojskowych w Iraku i Afganistanie, wykładowca w Centrum Szkolenia Wojsk Obrony Terytorialnej, skuteczna akcja Ukrainy to zasługa zbudowania bardzo sprawnego systemu nieregularnego działania na tyłach rosyjskich wojsk, właśnie w oparciu o drony.
"Kalibrów w nadmiarze nie mają"
- To bardzo starannie zaplanowane akcje. Specjalne grupy przemieszczają się w rejon tyłów rosyjskich wojsk, by zwiększyć zasięg ataku dronów. Grupa uderza i wraca na swoje pozycje. Intencją działań nieregularnych jest to, by nie ponosić własnych strat. I wybierać precyzyjnie punkty uderzeń – mówi Wirtualnej Polsce płk Piotr Lewandowski.
I jak dodaje, podobne działania mają miejsce praktycznie na całej linii frontu, od odcinka krymskiego, przez chersoński, do rejonu Zaporoża. Ale to konkretne uderzenie ocenia jako "olbrzymi sukces operacyjny Ukrainy".
- W Dżankoj jest jeden z głównych węzłów kolejowych na Krymie. Jeżeli tam uderzono w transport Kalibrów, jest to "topowy poziom zaplanowania" tego typu operacji. Dzięki temu zniszczone zostały bardzo cenne pociski, bo tych Rosjanie w nadmiarze nie mają. Nie słyszeliśmy tez o stratach wśród ukraińskiej grupy dywersyjnej. Najwyraźniej wykonała zadanie i zdążyła się oddalić. Rosjanie nie zareagowali, choć zgromadzili tam oddziały do działań antyterrorystycznych czyli Rosgwardię – komentuje ekspert.
Według rosyjskich mediów propagandowych, system obrony powietrznej należący do Federacji Rosyjskiej rzekomo zestrzelił ukraińskie drony. Jednak we wtorek władze Dżankoj ogłosiły stan wyjątkowy na szczeblu lokalnym. Jak informował niezależny rosyjski kanał Astra na Telegramie, w wyniku ataku w mieście uszkodzonych zostało co najmniej pięć obiektów.
"Cztery z nich odnoszą się do stacji kolejowej (zajezdnia lokomotyw, budynek ochrony dworca, magazyn materiałowy i magazyn paliw), jeden obiekt to sklep rolniczy – przekazała Astra. Ranny miał zostać 33-letni mężczyzna.
Okupacyjne władze Krymu zaprzeczają przy tym wersji przedstawianej przez Ukrainę, jakoby wskutek ataku zniszczono transport rakiet Kalibr. Rosjanie podtrzymują, że na Dżankoj spadły odłamki dronów, które uszkodziły cele cywilne: m.in. prywatny dom, sklep i technikum.
"Mają swoich ludzi na Krymie, czekali na sygnał"
Zdaniem płk. Piotra Lewandowskiego, ukraińska operacja nie udałaby się również, bez infiltracji kolei krymskich.
- Ma też zapewne swoich ludzi, którzy działają na półwyspie i współpracują z dowództwem operacji specjalnych. Czas od wyruszenia transportu z Kalibrami do momentu uderzenia musiał być bardzo krótki. A to oznacza, że grupa dywersyjna, zakamuflowana na tyłach wojsk rosyjskich, pojawiła się już wcześniej. Czekała na sygnał, który pozwolił jej uderzyć w atrakcyjny cel. Cała akcja to najwyższa, operacyjna liga – ocenia płk Piotr Lewandowski.
I jak podkreśla, to ewidentny sygnał dla Putina, że Ukraina nie odpuści Krymu.
- To mocny przekaz, że kwestia zgody na dalszą aneksję półwyspu przez Rosję nie będzie na negocjacyjnym stole. To pokazanie, że Krym jest ukraiński i nie podlega żadnym przetargom i licytacjom. Poza tym, na półwyspie jest rozmieszczonych dużo rosyjskich, wojskowych struktur i każdy taki atak angażuje bardzo dużo sił do ochrony półwyspu. Rosjanie zostali więc zmuszeni, by skupić teraz uwagę na ochronie Krymu – zauważa rozmówca Wirtualnej Polski.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski