Janusz Korwin-Mikke i Sławomir Mentzen - wśród polityków to królowie YouTube'a i TikToka© PAP | Albert Zawada

Przepis na sukces. Dlaczego Konfederacji urośnie [OPINIA]

Patryk Słowik
14 kwietnia 2023

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Inaczej buduje się partię na 5 proc. poparcia, a inaczej gdy chce się uzyskać 15 proc. I choć subtelność Konfederacji bywa właściwa dla nalotów dywanowych na Drezno, to jest to dziś umiejętnie tworzona partia polityczna. Choć wielu się to nie podoba.

Przez kilka ostatnich tygodni politycy, dziennikarze oraz część wyborców odmieniali tzw. piątkę Konfederacji przez wszystkie przypadki.

Niektórzy nawet myśleli, że to partii Sławomira Mentzena, Krzysztofa Bosaka i Roberta Winnickiego zaszkodzi. Otóż nie zaszkodzi. A to z tego względu, że prawdziwa "piątka Konfederacji" wygląda zupełnie inaczej, a jej twórcy mają wszystko dobrze przemyślane.

Po pierwsze: cegła po cegle

Konfederacja w ostatnio publikowanych sondażach wypada co najmniej przyzwoicie. W niemal wszystkich uzyskuje wynik, który - gdyby potwierdził się przy urnach wyborczych - pozwoliłby partii decydować o tym, kto stworzy nowy rząd.

Wyniki na poziomie 10-12 proc. nie są już szokiem dla analityków. Wystarczy, tytułem przykładu, wskazać, że Konfederacja zanotowała wynik 11,8 proc. w najnowszym sondażu IBRiS-u. W ten sposób jest, sondażowo, trzecią siłą polityczną w Polsce.

Jednocześnie u polityków Konfederacji nie widać zachłyśnięcia się wynikami. Ba, wskazują, że zapewne realne poparcie ich partii jest trochę niższe. I że 15 proc. głosów w zbliżających się wyborach to ambitny cel do osiągnięcia, a nie coś, co z coraz większą łatwością dają ekipie Mentzena i Bosaka publicyści.

Konfederaci dostrzegają też, że inaczej buduje się partię, gdy celem jest przekroczenie progu wyborczego, a inaczej gdy chodzi o uzyskanie dwucyfrowego wyniku. I że to przejście z partii niszowej do niemal masowej to duże wyzwanie obarczone sporym ryzykiem.

Stąd widoczna w ostatnich miesiącach zmiana podejścia w narzucaniu i podchwytywaniu tematów.

Mówiąc najprościej: Konfederacja stała się łagodniejsza w swych sądach, bo dostrzega, że obecnie musi już pozyskiwać wyborców światopoglądowo umiarkowanych, a nie radykalnych.

Raptem dwa tygodnie temu na łamach Wirtualnej Polski ukazał się wywiad ze Sławomirem Mentzenem.

Rozmowa z jednym z liderów Konfederacji wiele osób wprawiła w osłupienie, bo Mentzen - człowiek inteligentny i z reguły świetnie wypadający w wywiadach - nagle "zapomniał", jakie miał pomysły na rządzenie cztery lata temu.

Tymczasem sprawa jest prosta: gdy chce się uzyskać 5-proc. poparcie, warto przyciągać do siebie najróżniejszych "odklejeńców", ludzi stojących tak blisko ściany, że nie sposób między ich plecy a mur wściubić palca. Stanowią oni istotny odsetek popierających partię.

Gdy chce się zaś mieć wynik na poziomie 15 proc., nie można już swobodnie rozprawiać o biciu dzieci, wsadzaniu kobiet do więzienia na 10 lat za aborcję bądź o wyprowadzaniu Polski z Unii Europejskiej. Mentzen w trakcie rozmowy z WP to wiedział.

Po drugie: wielkie śmiałe cele

Sławomir Mentzen w wystąpieniu w 2019 r., z którego niemal wszyscy wycinają tylko fragment z jego "piątką Konfederacji", mówił też o politycznym elementarzu, który - nie wiedzieć czemu - nadal wielu zadziwia.

Polityk wskazywał, że nie da się zbudować nowej partii politycznej, która nie będzie prezentowała odważnych, rozpalających wyobraźnię idei.

Przykładowo: czy ktokolwiek wyobraża sobie ludzi wychodzących na ulice w ramach poparcia projektu obniżającego stawkę VAT bądź PIT o jeden punkt procentowy? Czy tłum wiwatowałby na widok polityka obiecującego obniżenie wysokości składek na ubezpieczenia społeczne o 15 proc.?

Dużo łatwiej wyobrazić sobie masowe poparcie dla koncepcji prostych w odbiorze i śmiałych, wręcz zuchwałych. Likwidacja wielu podatków, zniesienie obowiązku składkowego dla przedsiębiorców, napisanie ustaw od nowa - to coś, o co chce się walczyć.

I to nawet wówczas, gdy rozum podpowiada, że ostatecznie likwidacji podatków nie będzie, tylko - być może - nieznaczne obniżenie, a Zakład Ubezpieczeń Społecznych będzie istniał, tak jak dziś istnieje; być może zubożony o jeden czy dwa oddziały.

Konfederacja obiecuje od dawna coś, co wszystkie inne partie uważały za niemożliwe w realizacji. Czyli przede wszystkim niższe, prosto naliczane podatki. A także ograniczenie roli państwa, które – w opowieści Konfederatów, w której jest przecież sporo racji – w wielu chwilach jest niewydolne, powolne, zbyt drogie w funkcjonowaniu.

Po trzecie: atak z flanki

Żyjemy w czasach, gdzie proste podziały na lewicę i prawicę, stały się fałszywe. Prawo i Sprawiedliwość jest przecież zaliczane do partii prawicowych, ale spośród wszystkich rządzących opcji prezentowało dotychczas najbardziej lewicową agendę gospodarczą.

Platforma Obywatelska, w zależności od nastroju szefów, raz jest prawicowa, innym razem lewicowa, a w rzeczywistości – taka, jak wyjdzie z aktualnych badań nastrojów społecznych. I, żeby była jasność, to nie krytyka. Takie podejście ma sens, na co dowodem jest to, jak skutecznie PO odbiła się w sondażach. Przypomnijmy: był czas, gdy sondażowa "mijanka" z budowaną partią Szymona Hołowni była realna.

Polskie Stronnictwo Ludowe dawno przestało być partią chłopską, a zaczęło być – no właśnie, chyba nikt nie wie, kogo dziś mogłyby skusić "koniczynki". Polska 2050 buduje zaś swe poparcie z zupełnym pominięciem utartych schematów i podziałów na prawicę i lewicę.

Lewicowa jest bez wątpienia Lewica – ale zarazem w prezentowaniu swojej wizji jest na tyle nieśmiała, że gros osób o lewicowych poglądach woli zagłosować na Tuska niż na Czarzastego.

Gdy powstała Konfederacja, jej twórcy musieli wymyślić, jaką ma być partią i dla kogo.

Wybór wcale nie musiał być oczywisty, bo z jednej strony można by ubrać szaty gospodarczych liberałów, z drugiej zaś – światopoglądowych konserwatystów.

Konfederacja zdecydowała się na to drugie, z zastrzeżeniem, że właśnie zmierza ku pierwszemu. A dlaczego?

Mentzen, Bosak, Winnicki i ekipa dostrzegli, że w ostatnich latach w Polsce nie dało się zbudować partii politycznej będącej pośrodku sceny, zakorzenionej w ideach liberalizmu.

Taki nowy twór zostałby szybko pożarty przez większych graczy. Choćby z tego względu, że nie byłby w stanie wystarczająco się wyróżnić. To kazus Nowoczesnej, która – fakt, także wskutek błędów zarządzających nią osób – stała się przystawką Platformy Obywatelskiej.

Więcej miejsca do budowy zawsze jest na obrzeżach. Jest też wówczas więcej czasu oraz miejsca na błędy. Duże partie polityczne, te z masowym poparciem liczonym w milionach głosów, mają bowiem kłopot z zagospodarowaniem skrajności.

Nie opłaca im się okazywać radykalizmu – czy to prawicowego, czy lewicowego – by pozyskać 100 tys. głosów, bo można jednocześnie stracić poparcie wśród wyborców umiarkowanych. Taki los spotkał przecież Prawo i Sprawiedliwość w 2019 r. Jarosław Kaczyński widział, że na prawo od PiS-u buduje się Konfederacja. Jednocześnie nie miał jak temu skutecznie przeciwdziałać.

Konfederacja więc nie miała wyjścia. Musiała budować się przy prawej ścianie polskiej sceny politycznej. Stąd niektóre, szalone z dzisiejszej perspektywy, pomysły Konfederatów z 2019 r.

Zarazem partia weszła już w etap schodzenia do środka sceny politycznej. Znacznie istotniejsze dziś są zapowiedzi obniżania i uproszczania podatków niżeli obietnice batożenia gejów. Najzwyczajniej w świecie – Konfederacja dziś może na tym ugrać więcej głosów, niżeli potencjalnie straci.

Sytuacja dla ekipy Mentzena i Bosaka jest zresztą wymarzona – gdy większość partii prześciga się w obietnicach socjalnych, Konfederacja mówi jasno, że socjal trzeba ograniczać, a nie zwiększać. A skoro – głosi Mentzen – wszystkie inne partie przekonują, że są pieniądze w budżecie na nowe świadczenia socjalne, to są także na obniżenie podatków i oddanie Polakom części tego, co wypracowują.

Dla kilkunastu procent obywateli taka deklaracja jest wystarczającym powodem, by rozważyć oddanie głosu na kogoś, kto do niedawna stał przy ścianie.

Po czwarte: znani liderzy i nieznane wody

"Janusz Korwin-Mikke został schowany do szafy" - to zdanie w ostatnich tygodniach było wypowiadane i zostało napisane wielokrotnie.

Spójrzmy zatem na dane udostępniane przez twitterowy profil "Emocje w sieci".

Najpopularniejszy polityk na YouTubie w pierwszym kwartale 2023 r.: Sławomir Mentzen. Na drugim miejscu - Janusz Korwin-Mikke.

Najpopularniejszy na TikToku - Sławomir Mentzen. Korwin-Mikke na trzecim miejscu, tuż za Donaldem Tuskiem.

Najpopularniejsi na Twitterze (według zasięgu)? Korwin-Mikke trzeci, Mentzen "dopiero" piąty.

Dla jasności: wysoko w rankingach popularności jest także Krzysztof Bosak.

Z tych danych wynikają dwie kwestie.

Po pierwsze, nikt nigdy nie schował Janusza Korwin-Mikkego do szafy. Korwin-Mikke jest jednym z najpopularniejszych polityków w Polsce w mediach społecznościowych, z TikTokiem włącznie.

To po prostu media nie zauważają Korwina, bo i on doskonale rozumie strategię schodzenia przez Konfederację z flanki do środka - i rzadziej wygaduje bzdury, które wszyscy z lubością cytują.

Po drugie, Konfederacja ma popularnych wyrazistych liderów. Mentzen, Bosak, Korwin-Mikke, w odrobinę mniejszym stopniu Winnicki oraz w niektórych kręgach Braun, to postaci doskonale znane. A jak Mentzen podkreślał w przemówieniu w 2019 r., partia musi mieć swoich liderów. To oni bowiem ją napędzają i to przede wszystkim na nich ludzie chcą głosować.

Stąd też pomysł w środowisku wolnościowej części Konfederacji, by przeprowadzić prawybory, w których nagrodą będą pierwsze miejsca na listach. W przeciwieństwie do wielu innych partii – jedynkę na liście dostanie się nie za zasługi w wieloletnim budowaniu partii, tylko za umiejętność sprzedania się jako polityka.

Siłą Konfederacji jest dziś to, że ma wiele twarzy. Jednemu bardziej będzie odpowiadał Sławomir Mentzen, który w mediach społecznościowych buduje siebie jako człowieka sukcesu, zaradnego przedsiębiorcę, który wie, jak uprościć życie Polakom.

Do innego bardziej przemówi Krzysztof Bosak – z biało-czerwoną flagą w tle, nieukrywający swych narodowościowych poglądów. Ktoś inny jeszcze coś dostrzeże w Korwinie bądź Braunie – cóż, o gustach się nie dyskutuje.

Najbliższe wybory będą testem tego, jak duże znaczenie odgrywają w polityce nowoczesne media społecznościowe. Gdy Prawo i Sprawiedliwość wygrywało kampanie w 2015 r., politycy i obserwatorzy uważali, że w istotnej mierze stało się to dzięki sile PiS-u w internecie.

Dziś jedni twierdzą, że kto z polityków lekceważy TikToka, ten popełnia niewybaczalny błąd. Inni – że TikTok to przede wszystkim zabawka i forma zaspokojenia próżności, ale bez żadnego przełożenia na wynik wyborczego głosowania.

Kto ma rację? Chyba nikt nie wie. Wiadomo za to, że jeśli media społecznościowe będą miały przełożenie na głosowanie, to nikt nie odrobił tak dobrze lekcji, jak Konfederacja.

Po piąte: być i się bić

Czy Sławomir Mentzen źle wypadł w wywiadzie udzielonym Wirtualnej Polsce? Tak, wypadł kiepsko. Czy ten sam Sławomir Mentzen po wielu latach nieobecności trafił do mediów masowych, zaczął bywać dzień w dzień w ogólnopolskim radiu, telewizji, największych portalach internetowych? Tak.

I w większości wywiadów oraz wypowiedzi zaprezentował agendę, którą chciał zaprezentować – czyli obniżenie i uproszczenie podatków, redukcja państwowego socjalu, więcej w rękach obywateli, a mniej w szponach państwa.

Nie jest to agenda ukierunkowana na przekonanie większości widzów, słuchaczy i czytelników; ale wystarczy przecież kilkanaście procent uważających, że "ten Mentzen to mądrze mówi; nie to, co te wszystkie skorumpowane ryje".

Czołowi politycy Konfederacji przez wiele lat zabiegali o to, by media się nimi interesowały. Słusznie bowiem dostrzegali, że nie da się w nieskończoność rosnąć, organizując jedynie spotkania z sympatykami przy piwie.

W żadnej innej partii nie ma tak dobrze przygotowanych do kontaktu z dziennikarzami osób. Politycy Konfederacji są chętni rozmawiać z każdym, na każdy, nawet niewygodny dla siebie, temat, udzielają wypowiedzi szybko, nie robią problemów przy autoryzacji, przygotowują się do tematyki rozmowy, jeśli dziennikarz wcześniej przekaże zagadnienia. Znają też dobrze materiały prasowe z najróżniejszych mediów, dzięki czemu szybko wyłapują tematy, które mogą zainteresować opinię publiczną.

Czy dziennikarz zgadza się z głoszonymi hasłami, czy nie – nie ma wątpliwości, że ma do czynienia z profesjonalistami. To zaś nadal nie jest oczywiste w większości partii politycznych, o czym codziennie przekonują się dziennikarze starający się wydobyć uzasadnienie jakiegoś projektu ustawy od rządzących, albo kilka słów o przedwyborczych obietnicach od tych będących dziś w opozycji.

Trzecia siła

Część czytelników może uznać, że pozytywny w gruncie rzeczy tekst o Konfederacji jest oznaką sympatii do tej partii. Tak jak część osób wspomniany wyżej wywiad ze Sławomirem Mentzenem, którzy ukazał się na naszych łamach, odebrało jako przejaw antypatii do jednego z liderów politycznego projektu.

Tymczasem sprawa jest prosta: jedną kwestią są poglądy, a drugą umiejętność robienia polityki. Dziś o tym drugim. I gdy Konfederacja naprawdę zostanie trzecią siłą polityczną w Polsce – co jest możliwe, acz wcale nie jest pewne – to znacznie większy wpływ na to będą miały właśnie umiejętności Konfederatów, a nie ich poglądy.

Zaskakujące, że nadal wiele osób śledzących kampanie wyborcze od lat tego nie dostrzega. W medialnej bańce – tworzonej głównie w mediach społecznościowych typu Twitter – utarło się, że z Konfederacją nie należy rozmawiać, a jedynie o niej mówić, najlepiej per "faszyści".

A gdzieś umyka, że ta narracja jest zupełnie nieskuteczna.

Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP magazyn
Komentarze (1833)