- Nic nie było po nim widać. Z dużym spokojem nadzorował operację zabezpieczenia Marszu Niepodległości, od rana będąc na stanowisku kierowania w komendzie stołecznej policji - mówi w rozmowie z tvn24.pl jeden z policjantów. Gen. Jan Lach tuż po zakończeniu "Biało-Czerwonego Marszu" trafił do szpitala. Przeszedł tam poważną operację.
Wiceszef policji odzyskał przytomność, jednak wciąż przebywa na oddziale intensywnej terapii. Nie wiadomo czy i kiedy będzie mógł wrócić do służby. To prawdopodobnie zasłabnięcie Lacha wywołało 20-minutowe wstrzymanie Marszu Niepodległości. O niedyspozycji jednego z VIP-ów mówiło się już podczas trwania pochodu. Uczestnicy przemarszu musieli się zatrzymać i zaczęła się narada służb ratunkowych.
- Ostatnie tygodnie kosztowały nas wszystkich bardzo dużo pracy i zdrowia - mówi jeden z oficerów komendy głównej. Dodatkowo ścisłe kierownictwo policji liczy teraz jedynie dwie osoby, podczas gdy zawsze były to cztery. W przeszłości Lach miał już problemy zdrowotne. Podczas jednej z podróży służbowych w 2017 r. dostał zatoru, ale bardzo szybko wrócił do pracy.
Zobacz także: Ćwierć miliona osób przemaszerowało ulicami Warszawy
Źródło: tvn24.pl
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl