Popłoch wśród wiceministrów - "dobrodziejów". Ale odchudzania rządu nie będzie
Odchudzanie rządu nie jest planowane - wynika z informacji Wirtualnej Polski. Potwierdza to w rozmowie z nami rzecznik rządu Piotr Mueller. Plotki o dymisji kilkunastu wiceministrów krążą w kuluarach od kilku dni, ale według naszych źródeł to jedna z metod mobilizowania polityków do pracy w resortach. Dla niektórych pożegnanie w kampanii z tytułem i kierowcą byłoby bolesne.
Pytania o wakacyjną rekonstrukcje rządu zaczęły się pojawiać wraz z wejściem Jarosława Kaczyńskiego do rządu. Degradacja wicepremierów Mariusza Błaszczaka, Jacka Sasina, Piotra Glińskiego i Henryka Kowalczyka do rangi ministrów oznaczała, że rząd Mateusza Morawieckiego pobił własny rekord i jest najbardziej licznym w najnowszej historii Polski.
We wtorek o rozważanym scenariuszu odejścia kilkunastu wiceministrów, a nawet ministrów, informował Onet. Według portalu zdymisjonowani ludzie z otoczenia Mateusza Morawieckiego mieliby brać udział w układaniu list wyborczych, dlatego orędownikiem takich zmian miał być sam szef rządu.
Rzecznik rządu w rozmowie z Wirtualną Polską przekazał, że szeroka rekonstrukcja rządu się nie odbędzie. - Doniesienia o możliwym odwołaniu kilkunastu wiceministrów i ministrów nie są prawdziwe. Nie ma takich planów - mówi WP Piotr Mueller.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Dobrodzieje" w okręgach wyborczych
Plotki o dymisji wiceministrów wywołały niepokój w resortach. Wielu polityków korzysta z ministerialnej funkcji w czasie kampanii wyborczej: składa gospodarskie wizyty w swoich okręgach wyborczych, ogłasza kolejne inwestycje, rozdaje czeki, pojawiają się na lokalnych festynach. Jako przedstawiciele rządu budzą większe zainteresowanie i są przyjmowani z większymi honorami.
Wyjątkową aktywność ministra cyfryzacji na Dolnym Śląsku również nie jest przypadkowa. Janusz Cieszyński o mandat poselski ma walczyć właśnie z Wrocławia. To stamtąd polityk informował o zasadach przyznania laptopów dla czwartoklasistów. Ostatnio chwalił się też inwestycją Intela w budowę fabryki półprzewodników.
Wiceminister rozwoju i technologii Olga Semeniuk-Patkowska od miesięcy regularnie pojawia się na Warmii i Mazurach. To stamtąd ma walczyć o mandat poselski. 1 czerwca gościła na szkolnym pikniku z okazji Dnia Dziecka w Stradunach koło Ełku. Przekonywała, że przedsiębiorczości trzeba uczyć się od najmłodszych lat.
Z kolei w połowie czerwca brała udział w konferencji "Kobiety mają wybór". - Warmia i Mazury kojarzą mi się z kobietą i chciałabym, żeby to kobieta była ambasadorką naszego regionu. Dobrą gospodynią, ale nie tylko - przede wszystkim skuteczną i realizującą poszczególne zadania - mówiła na spotkaniu.
Walka wewnątrz obozu
O uwagę wyborców w tym samym regionie walczą również wiceszef MSWiA Błażej Poboży oraz szef Rządowego Centrum Analiz Norbert Maliszewski. Wtorkowa wizyta Pobożego jest oficjalnie zapowiadana na rządowych stronach. "Podsekretarz stanu w MSWiA weźmie udział w spotkaniu pełnomocników wojewodów ds. mniejszości narodowych i etnicznych w Olsztynie. Następnie w Ełku i Grabowie spotka się ze strażakami i przekaże im samochody ratowniczo-gaśnicze".
Z kolei Norbert Maliszewski w towarzystwie Daniela Obajtka niedawno oficjalnie przedstawił Energę jako sponsora strategicznego Stomilu Olsztyn. Jak informowała "Gazeta Wyborcza", lokalni działacze PiS ubolewali, że na konferencję nie zaprosił żadnego z nich. W okresie kampanii każdy walczy o możliwość wystąpienia w roli "rządowego dobrodzieja". Szczególnie jeśli jest "partyjnym spadochroniarzem" jak m.in. Semeniuk, Poboży czy Maliszewski. Politycy nie są związani z Warmią i Mazurami, ale mają zostać tam skierowani przez partię w walce o sejmowe mandaty.
W podobny sposób działają również koalicjanci PiS. Janusz Kowalski z Suwerennej Polski przebrał się nawet w strój strażaka, kiedy wizytował Opolszczyznę. Na tle rządowych plakatów ogłaszał rewitalizację linii kolejowej Racibórz-Głubczyce-Racławice Śląskie za pół miliarda złotych - mimo że to program ministerstwa infrastruktury, a Kowalski jest wiceministrem rolnictwa.
"Nieprzyjemne rozczarowanie"
- Musieliby znowu zejść na ziemię. Ruszyć do okręgu bez otoczki wiceministra, a wtedy mogłoby się okazać, że spotkania nie przyciągają tak dużej publiczności. To mogłoby być bolesne rozczarowanie w kampanii - mówi nam nieoficjalnie poseł PiS.
Takie głosy słychać wyłącznie w kuluarach. Oficjalnie politycy obozu władzy powtarzają, że "nie są przyspawani do stołków" i liczą się z dymisją w każdym możliwym momencie. To jednak tylko teoria.
Politycy opozycji zarzucają obozowi władzy kampanijne lansowanie zamiast pracy. Dariusz Wieczorek z Lewicy w rozmowie z WP twierdził, że "należy się spodziewać, że instytucje przestaną działać, bo ministrowie i wiceministrowie będą jeździli po Polsce rozdawać czeki".
Były marszałek Senatu Stanisław Karczewski w programie "Tłit" Wirtualnej Polski odpowiadał, że politykom nie można zarzucać, że robią politykę i wypominał byłej premier Ewie Kopacz wożenie mebli na wyjazdowe posiedzenia rządu w okresie kampanii.
Czytaj też:
Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski