Ponad 50% mandatów dla PiS? "To nie jest niemożliwe"
Lęk ten jest źródłem agresji PO i jej zwolenników, procentuje mało mądrymi, za to nienawistnymi artykułami i spotami wyborczymi, jakich nie powstydziliby się propagandziści stalinowscy w walce z zaplutymi karłami reakcji. Ale wszystko to jest bardziej żałosne niż skuteczne. Bez względu na to, czy PiS wygra wybory, czy nie, PO wyjdzie z nich mocno osłabiona.
04.10.2011 | aktual.: 04.10.2011 13:48
Nadchodzące wybory mogą się zakończyć wymiernym sukcesem PiS-u – zależy to oczywiście od wielu czynników, między innymi od zdyscyplinowania wyborców partii Jarosława Kaczyńskiego. Warto sobie jednak uświadomić, że nigdy dotąd PiS nie stało tak blisko przed perspektywą zdobycia większości pozwalającej na stworzenie samodzielnego rządu. Nie twierdzę, że wynik wyborów dający PiS-owi ponad 50 proc. mandatów w Sejmie jest bardzo prawdopodobny. Myślę jednak, że nie jest niemożliwy. Wydaje się, że panika, która w ostatnich dniach zapanowała w obozie władzy, wynika właśnie z tego samego przeświadczenia – Kaczyński może zdobyć większość pozwalającą mu na stworzenie stabilnego i samodzielnego rządu. I może w tym zwycięstwie oprzeć się na tych Polakach, którzy są całkowicie odporni na przekaz elit i opiniotwórczych mediów. Tych, nad którymi nie mają władzy różnej maści „autorytety”. Lęk, który obserwujemy, może być wywołany zarówno perspektywą Jarosława Kaczyńskiego w fotelu premiera, jak i siłą części społeczeństwa,
która może obecne elity zdelegitymizować.
Larum grają!
Sztab PO żmudnie pracuje nad nastraszeniem wyborców PiS-em i czyni to doprawdy z uporem godnym lepszej sprawy. Sytuację utrudnia znacznie to, że wszyscy doskonale wiedzą, iż PO musi straszyć. Nie ma zatem niezbędnego dla uzyskania efektu momentu zaskoczenia – po prostu powszechnie wiadomo, że platformersi wyskakują zza rogu, wrzeszcząc okropnie, a przestrach kogokolwiek w tej zabawie wywołuje już najczęściej śmiech, że ktoś następny dał się na te zabiegi złapać. Pompatyczne dyrdymały, które snują z coraz mniejszym przekonaniem bywalcy studiów telewizyjnych, także nie dają efektu. Idę o zakład, że i oni wiedzą, iż ich demonstrowany przestrach dawno został odarty z wiarygodności i traktowany jest jak gra podwórkowa w straszenie PiS-em. Elektorat, który udało się Platformie owym strachem zgromadzić przy urnach w 2007 r., jest bowiem o cztery lata mądrzejszy. Teraz albo jak Kazik Staszewski nie pójdzie do wyborów (jeśli ktoś nie chce głosować na Kaczyńskiego, to pewnie najlepsze wyjście, bo ile razy można –
parafrazując Staszewskiego – dawać się nabrać i robić z siebie głupka?), albo wręcz w wielu przypadkach zagłosuje na PiS. Z rozczarowania, z poczucia bycia oszukanym, ze złości. Wtedy, w 2007 r., wyborcy byli przekonani, że zmieniają Polskę na lepsze, odsuwając od władzy koalicjantów Leppera i Giertycha. Że oddają władzę racjonalnym politykom, którzy poważnie myślą o Polsce. Po czterech latach rządów PO po tamtych uczuciach nie ma śladu – ci sami wyborcy, którzy byli posłuszni hasłu „Zmień kraj, idź na wybory”, dziś mogą co najwyżej opowiadać o wyborze mniejszego zła. Doprawdy, znaczna część z nich wybierać zła nie będzie chciała w żadnej postaci.
Ziomale Nergala idą po władzę
Zwłaszcza że Platformie udało się – zapewne w sposób niezamierzony – wprowadzić do kampanii zupełnie podstawową kategorię wyboru między dobrem a złem, zrozumiałą nawet dla osób, które kompletnie polityką się nie interesują. Chodzi oczywiście o promowanie satanizmu w zarządzanej przez PO telewizji publicznej. Oświadczenie posła PO Sławomira Nowaka, że znany satanista to jego „ziomal”, odbiło się szerokim echem i zwróciło uwagę na to, co PO ma do powiedzenia w sferze wartości. A to, ku utrapieniu Jarosława Gowina, który ma być liderem skrzydła konserwatywnego PO, przedstawia się dość kompromitująco. Od „ziomala” Nowaka nikt w PO się nie odciął. Przeciwnie, coraz to inne znane postaci związane z Platformą ogłaszają swoje zauroczenie Holocausto. Doprawdy, w kampanii prowadzonej w konserwatywnym ciągle jednak społeczeństwie trudno postąpić głupiej.
Pompowanie Palikota
Ale nie tylko wsparcie Nergala pokazuje Polakom, co reprezentuje w tej mierze PO. Konferencja prasowa Donalda Tuska przyniosła stwierdzenie, że pozytywne ożywienie na scenie politycznej przynieść może… obecność Janusza Palikota w Sejmie. Towarzyszy temu publikacja sondaży, z których ma wynikać, że ugrupowanie Palikota może jakoby dostać więcej głosów niż SLD. Wobec tych sondaży trzeba raczej zachować spory dystans – zbyt ostentacyjnie wyglądają na pompowanie popularności Palikota, niż są rzeczywistym pomiarem poparcia. Od dawna jednak spekuluje się, że ruch Janusza Palikota jest kreowany właśnie po to, by być wygodnym koalicjantem dla Platformy, i od początku został pomyślany jako próba zagospodarowania lewej strony sceny politycznej przez środowisko bliskie Donaldowi Tuskowi i Bronisławowi Komorowskiemu. Zabieg inteligentny, znacznie osłabiający SLD, w kategoriach czystej gry politycznej potencjalnie może być skuteczny. Z jednym zastrzeżeniem – danie do zrozumienia przez Tuska, a w sposób otwarty ogłoszenie
w TVN 24 przez Palikota tego planu w ostatnich kilku dniach kampanii, skutecznie może odstraszyć wyborców centrum. Sztabowcy PO, zamiast przestraszać PiS-em, zaczynają straszyć sobą.
Niemniej Platforma Obywatelska wciąż ma szanse wygrać wybory niewielką różnicą z PiS. Prawdopodobnie jednak nie może liczyć na wynik wyborczy pozwalający jej na stworzenie koalicji tylko z jednym partnerem – zwycięstwo, jeśli w ogóle nastąpi, przyniesie raczej na pewno mniejszą liczbę mandatów, niż w tej chwili ma PO. Znakiem zapytania jest, ile mandatów zdobędzie PSL – zazwyczaj prawdziwe poparcie ludowców nie jest wychwytywane przez sondaże, nie jest wykluczone, że ludowcy poprawią nieco swój stan posiadania. Byłaby to premia od wyborców za spokojny sposób prowadzenia polityki przez Waldemara Pawlaka. Niemniej to może nie wystarczyć do utworzenia rządu. A wtedy musi stanąć pytanie, czy PSL opłaca się wchodzić do koalicji z ruchem Janusza Palikota, który w tej przynajmniej chwili wydaje się najbardziej optymalnym koalicjantem PO. Dla dbających o konserwatywno-chadecki wizerunek ludowców może to być niemożliwe do przełknięcia. Dlatego w przypadku zwycięstwa PO najbardziej prawdopodobną koalicją wydaje się
PO–SLD–Ruch Poparcia Palikota, o ile ta ostatnia partia w ogóle przekroczy próg wyborczy.
(...)
Joanna Lichocka