Polskie niebo dziurawe jak sito? Ekspert alarmuje: Rosjanie mogą to wykorzystać
W lesie pod Bydgoszczą spadł rosyjski pocisk manewrujący Ch-55 - potwierdził Instytut Techniczny Wojsk Lotniczych. - A gdyby to była rakieta z bojową głowicą? Byłaby tragedia. Przepraszam, ale dla mnie to kompletna porażka - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską gen. Waldemar Skrzypczak.
Instytut Techniczny Wojsk Lotniczych przygotowuje dla prokuratury ekspertyzę ws. obiektu znalezionego w lesie koło Zamościa pod Bydgoszczą. W środę RMF FM poinformowało nieoficjalnie, że z ustaleń ekspertów wynika, iż "pocisk manewrujący Ch-55 najpewniej przyleciał zza naszej wschodniej granicy".
- Najgorsze jest to, że ujawnione dotąd informacje o incydencie pod Bydgoszczą pozwalają Rosjanom nabrać przekonania, że nasz system obrony przeciwrakietowej jest dziurawy jak sito. A oni mogą to wykorzystać w przyszłości - mówi WP były dowódca Wojsk Lądowych gen. Waldemar Skrzypczak.
Jak dodaje, "nie chodzi o to, aby krytykować ministra Błaszczaka, że jego zapewnienia o naszym bezpieczeństwie były na wyrost". - Stało się inne nieszczęście. Ta rakieta była śledzona i spadła, ale najgorsze jest to, że ludzie odpowiedzialni za bezpieczeństwo nie byli w stanie podjąć decyzji, co z tym zrobić. Może u nas dzwoni się do Warszawy, co robić. To jest brak decyzyjności - wskazuje wojskowy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Po tragedii w Przewodowie powinniśmy być bardzo czujni. Wtedy - w grudniu, w momencie ataku rosyjskiego na Ukrainę - w przestrzeni powietrznej było wiele rakiet i trzeba było być na to gotowym. A gdyby to była rakieta z bojową głowicą? Byłaby tragedia. Przepraszam, ale dla mnie kompletna porażka. Tu nie może być sentymentów, ponieważ innym razem mogą spaść nas rakiety z bojowymi głowicami i zanim ktoś podejmie decyzje, to będzie już po wojnie - dodaje generał w rozmowie z WP.
"Poważny incydent". Ekspert ma dwie hipotezy
Do sprawy odniósł się też dr Jacek Raubo, ekspert i publicysta portalu Defence24. - Za naszą granicą toczy się wojna i używane są różnego typu systemy, w tym systemy pocisków manewrujących. Część z tego typu urządzeń może stracić koordynaty, może być w jakimś stopniu uszkodzona na etapie wystrzelenia i trzeba brać tego typu incydenty pod uwagę - mówił w programie "Newsroom" Wirtualnej Polski.
Dopytywany, czy Rosjanie mogli umyślnie wystrzelić rakietę na terytorium Polski, analityk ocenia, że w grę wchodzą dwie główne hipotezy. - Jedna zakłada, że Rosjanie po prostu zastosowali tego typu system pocisku manewrującego po to, aby w jakimś stopniu nadwyrężyć ukraińską obronę przeciwrakietową i jeden z tych systemów urwał się, przelatując na nasze terytorium - mówi dr Raubo.
- Druga hipoteza jest taka, że Rosjanie przy okazji dużych uderzeń rakietowych na terytorium Ukrainy chcieli też w jakimś stopniu testować te systemy obrony przeciwlotniczej, które obejmują nie tylko Polskę, ale i (…) naszych sojuszników. W przypadku Rosji każdy scenariusz musi być zaakceptowany przez nas na wstępie i nie może być odrzucony - przestrzega ekspert, podkreślając jednocześnie, że "mieliśmy do czynienia z poważnym incydentem".
Rakieta pod Bydgoszczą. Spadła w połowie grudnia
Przypomnijmy: 27 kwietnia resort obrony narodowej przekazał, że pod Bydgoszczą natrafiono na szczątki niezidentyfikowanego obiektu wojskowego.
Następnego dnia dowódca operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. broni Tomasz Piotrowski nawiązał do wydarzeń z połowy grudnia ub.r., gdy Rosjanie przeprowadzili jeden ze zmasowanych ataków powietrznych na Ukrainę, wskazał też na próby działań psychologicznych podejmowane przez Rosję. - Powstały pewne hipotezy, mamy pewne wątki, które można byłoby powiązać ze zdarzeniem w Zamościu pod Bydgoszczą - oświadczył na konferencji prasowej.
W czwartek o znalezisko po raz kolejny pytano premiera Mateusza Morawieckiego. Z jego wypowiedzi wynika, że nie wiedział o tym, iż w grudniu rakieta wleciała do Polski.
Czytaj też:
Tomasz Molga, Radosław Opas, dziennikarze Wirtualnej Polski
Źródło: WP Wiadomości