Oficjalne oświadczenie ws. obiektu pod Bydgoszczą. Armia zabiera głos
- Nie doszło do wybuchu. W przeciwieństwie do tego, co zdarzyło się w Przewodowie, nie zginęli tam żadni ludzie, nie było też sytuacji zranienia - przekazał na konferencji prasowej Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. broni Tomasz Piotrowski, komentując znalezienie tajemniczego obiektu pod Bydgoszczą.
W czwartek rano Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało, że niedaleko miejscowości Zamość, około 15 km od Bydgoszczy, znaleziono szczątki niezidentyfikowanego obiektu wojskowego. Śledztwo w sprawie zdarzenia wszczęła Prokuratura Okręgowa w Gdańsku.
- Zastanawiamy się bardzo intensywnie, badamy różnego rodzaju scenariusze - powiedział w piątek na konferencji prasowej gen. broni Tomasz Piotrowski, zaznaczając, że sytuacja jest stabilna.
Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych podkreślił, że "sytuacja na terenie naszego kraju, a przede wszystkim w najbliższym sąsiedztwie jest nacechowana dość dużym ryzykiem". - Odczuwamy cały czas presję migracyjną, wiemy, że za naszą wschodnią granicą trwa wojna, wiec ryzyko manipulacji naszymi emocjami jest wielkie - wyjaśnił.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Chcę państwa uspokoić, że w tej chwili bardzo intensywnie, współpracując z prokuraturą, żandarmerią i specjalistami z instytucji wojskowych, badamy tę sprawę - zapewnił gen. Piotrowski.
"Mamy pewne hipotezy i wątki"
Poinformował jednocześnie, że w miejscu znalezienia tajemniczego przedmiotu nie nastąpiła żadna eksplozja. - Nie doszło do wybuchu. W przeciwieństwie do tego, co zdarzyło się w Przewodowie, nie zginęli tam żadni ludzie, nie było też sytuacji zranienia. To, do czego tam doszło, zdarzyło się w miejscu odosobnionym, bez wpływu na stabilność i spokój ludzi tam mieszkających - tłumaczył.
- Śledzimy dokładnie to, co dzieje się w polskiej przestrzeni lotniczej. Mamy pewnie hipotezy i wątki, które można powiązać ze zdarzeniem w Zamościu - mówił na briefingu. Podkreślił, że "szybko znajdziemy rozwiązanie". - Sytuacja wojny dała nam dużo doświadczenia. Polskie siły zbrojne, działając z siłami amerykańskimi, brytyjskimi czy niemieckimi, zbudowały dobry system ostrzegania. Mamy system radarów, procedury, które doskonalimy - wskazał.
- W jednej z takich sytuacji z 16 grudnia poprzedniego roku doszliśmy do wniosku, że jest prawdopodobne, że znalezisko na ziemi można połączyć z tym, co działo się w przestrzeni powietrznej - powiedział Piotrowski. Według niego, aby ocenić sytuację, wykorzystano "w ścisłym współdziałaniu z sojusznikami" polskie samoloty i śmigłowce. Zapewnił, że "sytuacja była wówczas całkowicie pod kontrolą". Szesnastego grudnia ub. r. Rosja przeprowadziła kolejny zmasowany atak rakietowy na Ukrainę. Celem była infrastruktura energetyczna. W całej Ukrainie doszło wówczas do przerw w zasilaniu.
Szczątki obiektu znalazł klient pensjonatu
Szczątki obiektu powietrznego w lesie obok miejscowości Zamość znalazł klient pensjonatu dla koni - dowiedziała się Polska Agencja Prasowa. Mężczyzna był na przejażdżce i znalazł obiekt, który go zaniepokoił, więc powiadomił o sprawie policję.
- Ciężko jest nam powiedzieć coś więcej na temat samego znaleziska, bo jesteśmy właścicielami cichego, skromnego pensjonatu dla koni odciętego od reszty świata. Jednak to właśnie jeden z naszych klientów, będąc na przejażdżce konnej w otaczających nas lasach, zauważył, jak to określił, coś wbitego w ziemię, roztrzaskanego, jakieś odłamki, strzępy oraz taki krater - powiedział PAP właściciel pensjonatu Tomasz Zalesiak.
Z jego relacji miało wynikać, że "to coś" było wbite w ziemię pod skosem. Zalesiak i jego partnerka Hania Zielińska przekazali PAP, że ich klient znalazł szczątki obiektu w sobotę. - Niczego dziwnego, żadnych iluminacji na niebie czy dźwięków, nie zarejestrowaliśmy. Do nas żadne niepokojące dźwięki nie dotarły, a nocą panuje tutaj wyjątkowa cisza, bo to "podbydgoskie Bieszczady" - wskazała Zielińska.