Polowanie na rekrutów. Wychodzą na zakupy, a lądują na froncie

Na ulicach ukraińskich miast częściej niż dawniej można spotkać furgonetki, z których wysiadają pracownicy wojskowych centrów rekrutacyjnych i rozpoczynają polowanie. Pomimo dużego poparcia społecznego dla obrony kraju, rośnie niepokój dotyczący form i skutków masowej mobilizacji. Kijów ma z tym coraz większy problem.

Wołodymyr ZełenskiWołodymyr Zełenski nie odciął się stanowczo od metod mobilizacji stosowanych w niektórych obwodach
Źródło zdjęć: © PAP | Valdemar Doveiko
Sławek Zagórski

Zadaniem wojskowych jest: namierzyć mężczyznę w wieku poborowym, wylegitymować, a jeśli nie ma stosownych dokumentów - zabrać i przewieźć do Terytorialnego Centrum Kompletowania.

W ten sposób w Ukrainie upowszechniło się zjawisko znane pod nazwą "busizacji" mobilizacji. I choć formalnie wiele z tych działań opiera się na przepisach, to coraz więcej ukraińskich polityków, mediów i obywateli mówi wprost, że to kompromitacja armii i poważne zagrożenie dla morale społeczeństwa.

W ostatnich miesiącach ukraińskie media dokumentowały liczne przypadki zatrzymań na ulicach i przymusowego wcielania do wojska mężczyzn bez wcześniejszego wezwania. Dziennikarze portalu TSN opisywali sytuacje, w których ludzie byli siłą wciągani do busów, niekiedy bez możliwości kontaktu z rodziną czy adwokatem. "Wielu mężczyzn boi się dziś wychodzić z domu. Nawet do pracy czy na zakupy. Ulice w niektórych dzielnicach opustoszały" - relacjonował ukraiński serwis Telegraf.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zełenski zaatakuje Moskwę? "Ukraina dysponuje takimi rakietami"

Do incydentów dochodziło m.in. w Kijowie, Odessie, Równem, Charkowie. Proceder szczególnie nasilił się w obwodach zakarpackim, odeskim i czerniowieckim, gdzie mobilizacja siłowa przybrała charakter masowy i systemowy.

Obwody te w znacznym procencie zamieszkują mniejszości narodowe, których przedstawiciele powoływani są coraz częściej. Podczas jednej z takich akcji zmarł 45-letni etniczny Węgier z Transkarpatii, mieszkający w Berehowie. Wywołało to reperkusje międzynarodowe i podniosło kolejne głosy dotyczące traktowania mniejszości narodowych w Ukrainie.

Protesty nie pomogły

Parlament Ukrainy skrytykował taką praktykę służb. Jak poinformowała Rada Najwyższa, wojsko naruszyło porozumienie z maja 2024 r., zgodnie z którym w zamian za rozszerzenie kompetencji organów mobilizacyjnych armia zobowiązała się do zaprzestania przymusowych zatrzymań na ulicach.

W praktyce, jak stwierdziła deputowana Sołomija Bobrowska, członkini parlamentarnej komisji ds. bezpieczeństwa narodowego i obrony, obietnice nie zostały dotrzymane.

- Uzgodniliśmy ze Sztabem Generalnym i Ministerstwem Obrony, że zwiększamy ich uprawnienia oraz rolę samorządów lokalnych i administracji cywilnej. Warunkiem było jedno: koniec z przemocą, koniec z brutalnymi zatrzymaniami na ulicach. A mimo to wciąż oglądamy nagrania, na których ludzi siłą wrzuca się do busów - za ręce, za nogi - stwierdziła Bobrowska.

Jak podkreśliła posłanka, "to jest po prostu kompromitacja". - Tego typu działania są antyreklamą służby wojskowej i zniechęcają obywateli do armii - mówiła.

W jej opinii, konsekwencje "busizacji" są poważne. Do wojska trafiają osoby, które zgodnie z obowiązującym prawem nie powinny być wcielane - m.in. ojcowie wielodzietnych rodzin, osoby z niepełnosprawnościami czy obywatele z orzeczonymi przeciwwskazaniami do służby. Zaznaczyła przy tym, że potem dowódcy jednostek szkoleniowych muszą mierzyć się z konsekwencjami prawnymi pochopnych decyzji centrów rekrutacji.

Co więcej, już w grudniu ubiegłego roku, podczas posiedzenia parlamentarnego komitetu bezpieczeństwa narodowego i obrony, posłowie pytali, czy wobec kierownictwa centrów mobilizacyjnych wyciągnięto jakiekolwiek konsekwencje. Z odpowiedzi wynikało, że przypadki pociągnięcia do odpowiedzialności były incydentalne i miały charakter jednostkowy, a władze wojskowe, w tym prezydent Wołodymyr Zełeński, nie widzą w takich działaniach niczego zdrożnego.

Skarg wciąż przybywa

Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich Ukrainy poinformowało, że liczba skarg dotyczących przymusowej mobilizacji w miejscach publicznych wciąż rośnie w porównaniu z rokiem poprzednim. Mimo że od wiosny trwa kampania mająca na celu ucywilizowanie procedur mobilizacyjnych, obywatelskie centra pomocy prawnej odnotowują przypadki pobić, zatrzymań bez podstawy prawnej, a nawet przetrzymywania ludzi w garażach lub piwnicach bez kontaktu z rodziną.

- To, co miało być uporządkowaną mobilizacją, opartą na rejestrach cyfrowych i oficjalnych wezwaniu, wciąż zbyt często przybiera formę akcji siłowej. To rodzi napięcia i podważa zaufanie do państwa - powiedziała prawniczka Tetiana Fefczak w rozmowie z prawnym portalem Sud.ua.

Ministerstwo Obrony deklaruje, że nowe przepisy i cyfrowe narzędzia - m.in. system ewidencji i elektroniczne wezwania - mają całkowicie wyeliminować kontrowersyjne praktyki. W rzeczywistości jednak wiele centrów rekrutacji wciąż działa według starych metod, tłumacząc się koniecznością szybkiego uzupełniania strat frontowych.

Premier Denys Szmyhal, którego zastąpiła właśnie Julia Swyrydenko, przyznał w czerwcu, że dochodziło do tak absurdalnych przypadków, jak zatrzymania kierowców autobusów w trakcie pracy, co poważnie zaburzyło funkcjonowanie komunikacji miejskiej w niektórych miastach. Zapowiedział interwencję i zmiany w procedurach. Jak dotąd jednak żaden z wysokich rangą urzędników odpowiedzialnych za mobilizację nie poniósł konsekwencji dyscyplinarnych.

Coraz większe wątpliwości

Według badań opublikowanych przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii w maju 2025 r., ponad 80 proc. obywateli Ukrainy popiera walkę o odzyskanie wszystkich terytoriów okupowanych. Jednocześnie jednak aż 62 proc. badanych deklaruje, że obawia się form przymusowej mobilizacji.

Rośnie liczba przypadków ukrywania się przed poborem, a wielu młodych mężczyzn unika miejsc publicznych - zwłaszcza w regionach objętych "busizacją". Również żołnierze na froncie zauważają, że tego typu działania bardzo negatywnie wpływają na morale przymusowo wcielonych i nie przekładają się na jakość żołnierzy.

Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie

Cios w rosyjską logistykę. Zniszczone cysterny z paliwem
Cios w rosyjską logistykę. Zniszczone cysterny z paliwem
Nastolatki terroryzują Warszawę. "Uciekają przed policją, wszystko nagrywają"
Nastolatki terroryzują Warszawę. "Uciekają przed policją, wszystko nagrywają"
Rolnik z Podlasia walczy z urzędnikami o ciągnik za 200 tys. zł
Rolnik z Podlasia walczy z urzędnikami o ciągnik za 200 tys. zł
Wyciekła jej rozmowa z imigrantem. Gdańska radna przeprasza
Wyciekła jej rozmowa z imigrantem. Gdańska radna przeprasza
"Podnieście głosy i pięści!". Tarczyński na wiecu prawicy w Londynie
"Podnieście głosy i pięści!". Tarczyński na wiecu prawicy w Londynie
Tragiczny wypadek przy domu weselnym. 36-latek nie żyje
Tragiczny wypadek przy domu weselnym. 36-latek nie żyje
Samolot wypadł z pasa na lotnisku w Krakowie
Samolot wypadł z pasa na lotnisku w Krakowie
Turyści blokują numer alarmowy TOPR. Kuriozalny powód
Turyści blokują numer alarmowy TOPR. Kuriozalny powód
Odkrycie archeologiczne pod Olsztynem. Odsłonięto fragmenty murów
Odkrycie archeologiczne pod Olsztynem. Odsłonięto fragmenty murów
Rosyjska prowokacja przy granicy z Polską. Rozmieszczono "Iskandery"
Rosyjska prowokacja przy granicy z Polską. Rozmieszczono "Iskandery"
Samochód uderzył w autobus. Kierowca był pod wpływem psychotropów
Samochód uderzył w autobus. Kierowca był pod wpływem psychotropów
"Test na patriotyzm". Ważne słowa Tuska
"Test na patriotyzm". Ważne słowa Tuska
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja serwisu Wiadomości