Polacy świętują niepodległość we własnym gronie. Rząd nie wykorzysta ł szansy
Warszawa nie będzie światowym centrum obchodów 11 listopada. To nie dziwi. Rząd zmarnował jednak szansę na podniesienie prestiżu kraju. Co więcej, przy okazji pokazaliśmy Francuzom, co o nich myślimy.
Trudno się spierać, że z punktu widzenia polityki międzynarodowej światowe uroczystości z okazji 100 rocznicy zakończenia pierwszej wojny światowej są wyżej notowane od obchodów niepodległości Polski. W niedzielę do stolicy Francji przyjedzie ponad 60 głów państw i szefów rządów oraz ok. 120 zagranicznych dygnitarzy.
Na zaproszenie prezydenta Emmanuela Macrona odpowiedzieli prezydenci Donald Trump i Władimir Putin czy sekretarz generalny ONZ António Guterres. Polskę reprezentował będzie szef dyplomacji Jacek Czaputowicz. Goście brać będą udział w całej serii imprez od upamiętniających wydarzenia sprzed 100 lat zaczynając od porannego złożenia wieńców pod Łukiem Triumfalnym w Paryżu.
Teoretycznie istniała więc możliwość połączenia wydarzeń w Paryżu i Warszawie. Oczywiście twórcy polskiej państwowości zostawili mało miejsca na manewry ogłaszając naszym dniem niepodległości datę zawieszenia broni świętowaną jako termin zakończenia pierwszej wojny światowej. Bez wdawania się w zawiłości historyczne, teoretycznie moglibyśmy świętować 7 października czy 7 listopada.
Święto Niepodległości. Dlaczego obchodzimy je 11 listopada?
Tak się jednak nie stało, niemniej rząd polski miał dość czasu, żeby podjąć na pozór karkołomne skoordynowania imprez, a nawet zorganizowania mostu powietrznego Paryż – Warszawa dla dziesiątków VIPów. W końcu mówimy o niezwykłej rocznicy, na której upamiętnienie i tak przeznaczono przecież ponad 200 mln. złotych.
Raz już coś takiego nam się udało. Za prezydentury Bronisława Komorowskiego w 2014 r. świętowaliśmy 25 rocznicę upadku komunizmu w Polsce 4 czerwca 1989 r., co przypadało zaledwie 2 dni przed 70 rocznicą lądowania aliantów w Normandii 6 czerwca 1944 r.
Pomimo zarzutów o to, że państwo było w ruinie, wtedy udało się zaprosić do Warszawy wiele głów państw z prezydentem USA Barackiem Obamą na czele. Po uroczystościach w Polsce politycy polecieli na uroczystości we Francji.
Dr Janusz Sibora, badacz dziejów dyplomacji i protokołu dyplomatycznego, w rozmowie z WP mówi, że wielu polityków przyleciało wówczas do Polski żeby znaleźć się u boku Obamy. Prezydent USA z Warszawy leciał do Normandii, gdzie odbywały się uroczystości ważniejsze z punktu widzenia polityki międzynarodowej, niemniej Polska potrafiła wykorzystać szczęśliwy zbieg okoliczności i hucznie, w dobrym towarzystwie świętować koniec komunizmu.
- Łączenie międzynarodowych uroczystości w dwóch państwach na tę skalę, czyli z udziałem 60 czy więcej głów państw, moim zdaniem, się nie zdarzyło – mówi Wirtualnej Polsce Sibora. - Nie przypominam sobie, żeby gremialnie przewieziono samolotem tyle głów państw. Z drugiej strony myślę, że sytuacja międzynarodowa Polski jest na tyle nadwątlona, że te głowy państw by po prostu nie przyjechały - dodaje.
Ekspert podkreśla, że zapewne przynajmniej pół roku temu szefowie polskich placówek dyplomatycznych otrzymali polecenie zorientowania się, czy jest możliwość sprowadzenia dygnitarzy z całego świata. Czasem takie pytanie zadaje się oficjalnie, a czasem dyskretnie, podczas jakiegoś przyjęcia. To zależy od sytuacji. MSZ zbiera odpowiedzi i ocenia swoje szanse na zorganizowanie wielkiej imprezy Zdaniem Sibory liczba odpowiedzi negatywnych musiała być tak duża, że polski rząd w ogóle nie podjął oficjalnych starań o sprowadzenie ważnych polityków do Warszawy.
- Fakt, że Polskę w Paryżu reprezentuje jedynie minister Czaputowicz jest pewnym zgrzytem dyplomatycznym – uważa historyk. - Obecność szefa MSZ na uroczystościach we Francji jest zdecydowanie za niska, ale równocześnie może odzwierciedlać stan stosunków polsko – francuskich.
- Dobrze byłoby, gdyby prezydent Duda, albo przynajmniej premier Morawiecki na te kilka godzin w Paryżu się pojawił – mówi Sibora. - Symboliczna obecność premiera byłaby ważna i ja bym mu te 3, 4 godziny wygospodarował. Gdybyśmy chcieli pokazać wpisanie się Polski w światowy, albo przynajmniej europejski wymiar obchodów zakończenia pierwszej wojny światowej, to na pewno podniosłoby to prestiż Polski.
Nic takiego się jednak nie stanie. Polska nie uczci 100-lecia niepodległości sukcesem dyplomatycznym. Najbliższe dni pokażą, jakie przesłanie Warszawa wyśle w świat. Pomimo hucznych zapowiedzi nie będzie źle, jeżeli Polska po prostu uniknie kompromitacji, a patrząc na zamieszanie wokół marszy w Warszawie, istnieje takie niebezpieczeństwo.