PiS musiało zrezygnować z kilku ważnych pytań. "Jedno musiał mieć Mariusz Błaszczak"

Po to, by szef MON Mariusz Błaszczak mógł zaprezentować pytanie referendalne dotyczące bezpieczeństwa, PiS zrezygnowało z pytań m.in. o polskie lasy i zakres kompetencji UE oraz o politykę rolną. Rządzący planowali także zapytać m.in. o walutę euro i reparacje wojenne od Niemiec. O ostatecznym wyborze czterech pytań zdecydowało kilka czynników.

Jarosław Kaczyński i Mariusz Błaszczak
Jarosław Kaczyński i Mariusz Błaszczak
Źródło zdjęć: © East News | Pawel Wodzynski
Michał Wróblewski

Jak dowiaduje się WP, sztab PiS miał duży dylemat, jeśli chodzi o ostateczny wybór pytań referendalnych. W ostatnich tygodniach centrala partyjna zamówiła szereg badań w tej sprawie. Według naszych informacji analizowano około dziesięciu możliwych pytań.

Ostatecznie zdecydowano się zapytać o wyprzedaż państwowych przedsiębiorstw, wiek emerytalny, politykę migracyjną oraz zaporę na granicy z Białorusią. Jak słyszymy, treść pytań może zostać jeszcze przeredagowana i doprecyzowana (głównie chodzi o "wyprzedaż majątku").

Skąd taki wybór? W partii rządzącej uznano, że kwestie te najłatwiej będzie wykorzystać przeciwko Donaldowi Tuskowi. I nikt tego w nieoficjalnych rozmowach nawet nie ukrywa. Sztab Zjednoczonej Prawicy chciał również postawić na kwestie, w których nawet obecni zwolennicy opozycji mają podobne zdanie, co PiS. Tak jest m.in. w przypadku wieku emerytalnego, ale nie tylko. - 60-70 proc. wyborców KO odpowiada na te cztery pytania podobnie, jak nasi wyborcy - twierdzi jeden ze sztabowców PiS.

Dwa cele PiS ws. referendum

Po pierwsze - jak przekonują ludzie z partii - pytania referendalne mają zasiać w wyborcach wątpliwości co do intencji formacji Donalda Tuska i wywołać wrażenie, że "coś jest na rzeczy". Ostatecznie przekaz PiS jest jasny: powrót Platformy Obywatelskiej do władzy ma skończyć się otwarciem granic dla migrantów czy podwyżką wieku emerytalnego w przyszłości. I nie ma dla PiS znaczenia, że opozycja nie porusza wcale tematu likwidacji bariery na granicy czy podnoszenia progu przejścia na emeryturę.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Po drugie: pytania mają zmarginalizować inne formacje polityczne oraz przyciągnąć do PiS część zwolenników Konfederacji. PiS chciałoby, aby te cztery wątki całkowicie zdominowały polityczną agendę.

Takie jest właśnie przekonanie w kierownictwie PiS. Czy zasadne? Politycy obozu władzy twierdzą, że jak najbardziej. - Referendum to będzie główny wehikuł tej kampanii. Zdominowaliśmy komunikację w ostatnich dniach i będziemy to kontynuować - wierzy jeden z naszych rozmówców z formacji Jarosława Kaczyńskiego.

"Albo my, albo Tusk"

Przekaz rządzących jest spójny.

13 sierpnia na portalu wPolityce opublikowano tekst Jacka Karnowskiego, który pisał o szefie PO: "Niech Tusk kąsa. Jeśli kąsa w obszarach przez PiS wskazanych, pracuje na rzecz partii rządzącej (…). Tusk chciał referendum na temat dalszych rządów PiS. Referendum rzeczywiście będzie, ale na temat powrotu Tuska do władzy".

Niemal słowo w słowo przekaz ten powtarzał dzień później w Polsat News członek sztabu wyborczego PiS Patryk Jaki z Suwerennej Polski, który twierdził: "Tusk chciał mieć referendum na temat PiS, będzie miał na temat siebie samego".

Tym samym obóz władzy nie pozostawia wątpliwości co do intencji pomysłodawców referendum. Ma to być polityczne narzędzie wymierzone w największego wroga Jarosława Kaczyńskiego, czyli Donalda Tuska.

- Z całym szacunkiem dla PSL czy dla Lewicy. Wybór w Polsce jest następujący: albo my będziemy rządzić dalej, albo to będzie Donald Tusk - przyznał po prezentacji czwartego pytania referendalnego na antenie Polsatu Patryk Jaki.

Drugi po prezesie

Jak usłyszeliśmy nieoficjalnie od osób orientujących się w sytuacji przy Nowogrodzkiej, PiS - po to, by jedno z pytań referendalnych dotyczyło bezpieczeństwa - zrezygnowało m.in. z pytań o polskie lasy czy politykę rolną.

Pytania referendalne
Pytania referendalne© WP
- Na zapleczu sztabu wymyślono kilka dni temu koncepcję, żeby pytania referendalne ogłaszali najważniejsi politycy naszej partii. Skoro Beata Szydło kojarzy się z polityką społeczną, to Mariusz Błaszczak kojarzy się z obronnością. Mógł zadać pytanie o likwidację jednostek wojskowych, ale stwierdzono, że lepsza będzie sprawa zapory na granicy. Z badań wynika, że decyzję o budowie zapory poparła ostatecznie nawet większość wyborców KO - przyznaje nasze źródło.

Jak zauważa jeden z naszych rozmówców: - To o tyle ciekawe, że za zaporę odpowiada MSWiA i to inny Mariusz [Kamiński - przyp. red.] bywał na granicy częściej niż Błaszczak. No, ale Błaszczak jest w PiS drugi po prezesie i musiał po prostu ogłosić jedno z pytań.

Według naszych rozmówców w sprawie pytania o mur na granicy było sporo wątpliwości. Powód? Część ludzi odpowiadających za kampanię była przekonana, że ta kwestia nie rozpala już społecznych emocji, i że warto postawić na inne tematy. Uznano jednak, że i w sprawie muru Donald Tusk wygłaszał niejednoznaczne deklaracje, w związku z tym będzie można to przeciwko niemu wykorzystać.

Jeden z naszych rozmówców przyznaje jeszcze jedno: - Tajemnicą poliszynela jest, że wizerunkowo Błaszczak w ostatnich miesiącach mocno stracił. Te wpadki z rakietami, śmigłowce z Białorusi… W rankingach zaufania jeszcze w ubiegłym roku Mariusz gonił czołówkę, dziś ma kiepski PR i stracił w oczach żołnierzy. Ale dla kierownictwa partii wciąż jest numerem dwa, a jego pozycja jest nie do podważenia.

PiS liczy na 50 procent

PiS - jak wynika z relacji polityka tej partii - jest zadowolone z faktu, że niektóre formacje opozycyjne (np. Lewica) namawiają do bojkotu referendum. - Spodziewaliśmy się tego, z ich strony to kompletny strzał w stopę - uważa jeden z działaczy partii Kaczyńskiego. I drwi, powielając przekaz, który będzie wykorzystywany w następnych tygodniach: - Jacy z nich demokraci, skoro nie chcą oddać ludziom głosu w tak ważnych sprawach?

W kuluarach mówi się też o tym, że PiS liczy na to, że wyborcy nie będą odmawiać poboru kart do głosowania w referendum. Niektórzy twierdzą wręcz, że ludzie nie będą świadomi tego, jak skutecznie odmówić udziału w tym swoistym politycznym plebiscycie.

- Skończy się tak, że nawet jeśli ktoś będzie chciał zbojkotować referendum, to weźmie kartę i odda nieważny głos. A to przecież i tak liczy się do frekwencji. Myślę, że jest szansa, że osiągniemy w tym referendum próg 50 procent - przewiduje jeden z naszych rozmówców.

Czy organizacja referendum będzie dla PiS wyborczym strzałem w dziesiątkę? - PiS chce powtórzyć historię z wyborów prezydenckich z 2020 roku. Rządzący wiedzą, że wyborcy opozycji będą bardzo zmobilizowani. Elektorat PiS też tej wiary i mobilizacji potrzebuje. Dla PiS to jest fundament - mówi Wirtualnej Polsce politolog dr Olgierd Annusewicz.

Nasz rozmówca zwraca uwagę, że PiS próbuje przyciągnąć tymi pytaniami wyborców umiarkowanie interesujących się polityką.

- Pytania referendalne, które moim zdaniem nie polaryzują, są skonstruowane właśnie pod tych wyborców. To jest, można powiedzieć, referendum pytań retorycznych - mówi dr Annusewicz.

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: Michal.Wroblewski@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (269)