Można podrzeć kartę. Były szef PKW mówi jasno o referendum
Były szef PKW Wojciech Hermeliński mówi wprost, jak PiS manipuluje pytaniami, które mają znaleźć się w referendum zaplanowanym tego samego dnia co wybory. - Moim zdaniem zmierza to do zmiany Konstytucji - przekonuje. Pytanie o "nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki" wzburzyło go szczególnie.
14.08.2023 | aktual.: 14.08.2023 07:16
Od piątku Prawo i Sprawiedliwość ogłasza codziennie jedno pytanie, które ma znaleźć się w referendum 15 października, czyli tego samego dnia, kiedy mają odbyć się wybory parlamentarne.
W piątek Prawo i Sprawiedliwość rozpoczęło akcję przedstawiania pytań referendalnych. Pierwsze pytanie - jak przekazał prezes PiS Jarosław Kaczyński - będzie brzmiało: "Czy popierasz wyprzedaż państwowych przedsiębiorstw?", a drugie - o czym informowała wiceprezes PiS, była premier Beata Szydło - "Czy jesteś za podwyższeniem wieku emerytalnego wynoszącego dziś 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn?".
Trzecie pytanie przekazał w niedzielę premier Morawiecki i będzie ono brzmiało: "Czy popierasz przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, zgodnie z przymusowym mechanizmem relokacji narzucanym przez biurokrację europejską?".
Treść czwartego pytania ujawnił w poniedziałek minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak. "Czy popierasz likwidację bariery na granicy Rzeczypospolitej Polskiej z Republiką Białorusi?" - zapowiedział polityk PiS.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wojciech Hermeliński, były szef Państwowej Komisji Wyborczej i sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, nie ma wątpliwości, że wpisują się one w kampanię wyborczą. - Pytania powinny być neutralne i niezwiązane z kampanią - zaznacza w rozmowie z Wirtualną Polską.
A nie są.
- Referendum to nie może być plebiscyt. Czy jesteś za wyprzedażą? Oczywiście, że każdy powie "nie". To tak jakby zadać pytanie: Czy chcesz być biedny i chory? Każdy powie, że "nie" - podkreśla Wojciech Hermeliński.
"Szczególnie bulwersujące pytanie"
Pierwotnie - jak przedstawiał sam prezes PiS - referendum miało zostać zorganizowane tylko w związku z kwestią migracyjną. Zjednoczona Prawica, wbrew zapewnieniom z Unii Europejskiej, powtarza, że Polska będzie musiała "przyjąć nielegalnych imigrantów" z krajów afrykańskich i Bliskiego Wschodu.
W niedzielę - już po ogłoszeniu przez premiera Morawieckiego trzeciego pytania - europoseł Lewicy Robert Biedroń opublikował na Twitterze pismo od Ylvy Johansson, komisarz europejskiej ds. wewnętrznych, która potwierdza: "Polska ma prawo być zwolnioną z przymusowej relokacji".
Były szef PKW nie ukrywa, że to pytanie "szczególnie go bulwersuje". - Jest tam podwójna nieprawda - podkreśla.
- Mówi się o "tysiącach migrantów". Nic takiego nie wynika z rozstrzygnięć UE. Komisarz Johansson od dawna mówi, że Polski to nie będzie dotyczyło. To nie są tysiące. Hermeliński zwraca uwagę także na samo sformułowanie "nielegalni imigranci" oraz to, że pytanie to "zmierza do zmiany Konstytucji".
- W art. 56. Konstytucji mówi się bowiem, że osoby, które poszukują azylu, czy ubiegają się o status uchodźcy, mają prawo złożyć taki wniosek w Polsce, po czym zostanie on rozstrzygnięty. Jeżeli odpowiedź na opublikowane pytanie będzie taka, że "nie chcemy", to zmierzamy do zmiany Konstytucji, bo blokujemy pewnym osobom przyjazd do Polski, a zmiana Konstytucji odbywa się zupełnie innym trybem. To jest w ogóle niedopuszczalne w takim trybie - podkreśla rozmówca WP.
"Nie każdy ma odwagę publicznie odmówić". Można podrzeć kartę
Kwestia tego, czy referendum będzie ważne, zależy od frekwencji. Będzie ono wiążące jeśli weźmie w nim udział ponad połowa uprawnionych do głosowania.
Czy zatem data referendum połączonego z wyborami ma wpłynąć na zwiększenie frekwencji?
- To ma przyciągnąć więcej głosujących. Czy ono będzie wiążące? Trudno powiedzieć. Coraz więcej osób deklaruje, że odmówi przyjęcia karty do referendum - zwraca uwagę Hermeliński.
- Nie można nikogo zmusić do przyjęcia tej karty. Tutaj problemem jest, że odmówić trzeba w jakiś sposób na forum publicznym, przed komisją. Nie każdy ma odwagę publicznie odmówić, szczególnie w małych miejscowościach - podkreśla.
Wojciech Hermeliński wskazuje jednak, że wyborca ma jeszcze inną możliwość.
- Jak ktoś nie odmówi i weźmie kartę, a nie będzie miał chęci brania udziału w referendum - może ją podrzeć. Wtedy ona nie zostanie zaliczana do frekwencji. Ustawa o referendum ogólnopolskim mówi, że "karta całkowicie przedarta wyjęta z urny przez komisję, to głos nieważny", a głosów nieważnych nie liczy się do kworum potrzebnego do ważności wyboru.
- Tutaj też są pewne wątpliwości, ale ustawa o referendum legalizuje taką sytuację. Wiadomo, że sama karta się nie przedrze - dodaje były szef PKW.
Jakie mogą być koszty referendum? Trudno na razie ustalić. Przypomnijmy, że gdy w 2015 roku Bronisław Komorowski ogłaszał je ws. jednomandatowych okręgów wyborczych, koszt wyniósł ponad 70 mln zł. Z kolei pomysł Andrzeja Dudy, który chciał zadać Polakom 15 pytań o zmiany w Konstytucji (ostatecznie do tego nie doszło) miał kosztować ok. 100 mln złotych.
Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski