Piotr Czerwiński: dziury w dziele Moneta sposobem na nudę
Dzień dobry Państwu albo dobry wieczór. Irlandzkie lato upływa pod znakiem rozrywki. W bankach padają systemy komputerowe, czterdziestoletni śmiałkowie robią dziury w obrazach Moneta, na ulicach Hiszpanie, w autobusach Włosi, natomiast w centrum Dublina jedna baba drugiej babie odgryzła nos. W pubie. A teraz jadziem.
Handshake
Z irlandzkich mediów nie znika słowo „handshake”, czyli „uścisk dłoni”. Wykonano tu bowiem osatnio różne bardzo historyczne hendszejki.
Najsłynniejszy należy do królowej brytyjskiej Elżbiety Numer Dwa oraz Martina McGuinnessa, który teraz jest ministrem w rządzie irlandzkiej republiki, ale w przeszłości był znany z tego, że sympatyzował z IRA i ogólnie nie należał do wielbicieli sąsiedniej monarchii. Sprawa była tak głośna i tak newralgiczna, że poświęcano mnóstwo czasu i wysiłku na dyskusje o przeróżnych szczegółach tegoż hendszejku, włączając debatę o tym czy pokazać to publicznie na zdjęciach, czy nie. W końcu się udało. McGuinness i królowa podali sobie ręce, w ten prosty sposób przechodząc do historii. Angielsko-irlandzki świat odetchnął z ulgą, bo to oznacza, że naprawdę zakopano topór wojenny i nawet Bill Clinton, którego ostatnio coś tu w naszych stronach dużo, osobiście gratulował z tej okazji premierowi. To mi się podoba. Ja też zawsze uważałem, że zamiast się z kimś użerać, lepiej jest z nim przybić piątkę. Z tak ekscentrycznymi poglądami musiałem jednakowoż wyjechać z Polski.
Inny handshake był natury finansowej, choć też damsko-męski. Witała się Angela Merkel z premierem Endą Kennym. W dużym skrócie myślowym, Kenny pożyczył od Angeli 64 miliardy i obiecał oddawać je przez dwadzieścia lat. Zamierza dać pieniądze bankierom; Irlandia jest bowiem jednym z tych krajów, w których bankierzy nie mają pieniędzy. Nie ma ich również 116 tysięcy kredytobiorców, którzy wzięli pożyczkę na dom lub mieszkanie, a od kiedy w Irlandii urwał się film o wielkim dobrobycie, nie mogą spłacić tej pożyczki. Cały kraj kombinuje, jak ulżyć tym ludziom. Są nawet plany, żeby bezrobotnym dłużnikom odpuszczać sumy poniżej 20 tysięcy. To już coś.
System upadł
Skoro już o bankach mowa, to jeden z nich, o nazwie Ulster Bank, miał niedawno przygodę dużo bardziej rozrywkową. Padł jego system komputerowy, blokując wypłaty, przelewy i jakiekolwiek inne operacje, w dodatku cała sprawa przytrafiła się w ostatni tydzień miesiąca, kiedy na konto przychodzą pensje. Na konta klientów tegoż banku pensje nie przyszły. 150 tysięcy ludzi nagle odkryło, że mają pieniądze, których nie ma. Żeby było zabawniej, system nie chciał się naprawić przez co najmniej dwa tygodnie, bo tyle dokładnie minęło, w chwili kiedy piszę te słowa. Najbardziej współczuję pracownikom telefonicznej obsługi klienta, której system nie upadł, niestety. W okolicach wypłaty zadzwoniło do nich 70 tysięcy ludzi.
Innymi słowy, powiedzenie „jak w irlandzkim banku” zaczyna nabierać coraz wyraźniejszego monty-pythonowskiego kolorytu. Oprócz tego zawsze twierdziłem, że z tymi komputerami to nigdy nie wiadomo, a pieniądze najlepiej jest trzymać w skarpecie. Nie można jej zresetować, a jak się zawiesi, to tylko po praniu.
Pozostajemy w wątkach bankowych: była asystentka basisty U2, Adama Claytona, przegrała w sądzie ze swoim (również byłym) pracodawcą. Uznano ją winną podprowadzenia z jego konta 2,8 miliona euro, które miała podbierać sukcesywnie prze kilka lat. Wspominałem o tym procesie już wcześniej, ale teraz, przy jego finale, ujawniono, że prowadziła dość wystawny tryb życia, jak na osobę zarabiającą rocznie 48 tysięcy euro, co jest sumą dosyć przeciętną na zachodnioeuropejskie warunki. Wydała na przykład 434 tysiące na zakup koni, a w samych tylko domach towarowych przez cztery lata zostawiła kolejnych 300 tysięcy. Wciąż nie przyznawała się do winy, a procesem żyła cała Irlandia, również i dlatego, że do sądu w Dublinie przychodził na rozpawy sam Adam Clayton, przez co fani mogli obejrzeć go z bliska. Mało tego; odjeżdżał z sądu zwykłą taksówką. Asystentce dali siedem lat. Do więzienia odwiozła ją karetka o znamiennym numerze bocznym: U2. Podobno był to przypadek.
Dziury w Monecie
Wiadomości kryminalne otwiera pewien czterdziestolatek z Dublina, który z nieznanych przyczyn zaczął robić dziury w obrazie „Żaglówka w Argenteuil” Claude’a Moneta, wiszącym w tutejszej galerii narodowej od 88 lat i jak dotąd nie przeszkadzającym nikomu na taką skalę. Przypuszczam, że przyświecała mu chęć ulepszenia dzieła impresjonisty, najwyraźniej nie wywarło na nim wystarczająco dużej impresji. Ewentualnie chciał zabić nudę; w tym mieście właściwie niewiele się dzieje.
Zabrano go do szpitala, znaczy nie obraz, tylko tego faceta. Monet powędrował w ręce specjalistów, którzy zamierzają połatać go, podretuszować i wywiesić z powrotem. Ja wam mówię, czterdziestka to nie przelewki. Kryzys wieku średniego ewidentnie zaczyna w dzisiejszych czasach przybierać coraz drastyczniejsze formy.
Tymczasem nieopodal, przed pubem w centrum miasta, jedna konsumentka odgryzła drugiej kawałek nosa i wiele wskazuje na to, że nie zrobiła tego z głodu. Po alkoholu ludzie tutaj robią naprawdę straszne rzeczy.
Lato i kosmici
W związku z tym wszystkim w irlandzkich szkołach zaczęły się wakacje. Z ulic zniknęły dzieciaki w jednobarwnych sweterkach opatrzonych emblematami, a na ich miejsce pojawiły się hordy nastolatków z Włoch i Hiszpanii. Są jak bociany albo coś w tym rodzaju, przylatują zawsze pod koniec czerwca, by uczyć się języka. Zajmują z reguły całą przestrzeń ładunkową każdego autobusu, nie przestając przy tym rozmawiać po włosku i hiszpańsku, oczywiście. Po tym poznajemy, że w Irlandii jest lato. Jest to również dla nich unikalna okazja przebywania w kraju, w którym deszcz pada po czternaście razy dziennie, z przerwami na pięciominutowe seanse słońca.
Prócz tego lipiec ma być tutaj jednym wielkim pasmem koncertów i festiwali i wygląda na to, że gdyby chcieć wziąć udział w ich wszystkich, należałoby wziąć miesiąc urlopu, a z banku pożyczkę, bo może zabraknąć oszczędności. Tylko w tym tygodniu, a dokładnie dziś, gra w Dublinie nie-tak-znowu-tragiczna grupa Roxette, a w piątek trzynastego zagra Paul Simon. Co prawda bez Garfunkela, ale uważam, że trzeba zobaczyć, póki jest okazja. Nawet w taki pechowy dzień.
W tym czasie w sąsiedniej Wielkiej Brytanii ogłoszono ankietę, mającą wyłonić najpopularniejsze pytania, jakie nurtują mieszkańców tego kraju. Ponoć ulubione pytanie Brytyjczyków, które zadają najchętniej, brzmi: „Czy istnieją kosmici?”
Dobranoc Państwu.
Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com