PublicystykaPełzająca rekonstrukcja rządu niczego nie zmienia. To gra pozorów bez znaczenia

Pełzająca rekonstrukcja rządu niczego nie zmienia. To gra pozorów bez znaczenia

Rekonstrukcja rządu już dzisiaj! PiS zmieni 3 ministrów! A może tylko 2? A co, jeżeli nie zmieni żadnego? To nieistotne. Od lat, jak bumerang, powraca słynne zdanie Andrzeja Raczkowskiego "Opinią publiczną w Polsce znów wstrząsnęła seria wydarzeń pozbawionych znaczenia".

Pełzająca rekonstrukcja rządu niczego nie zmienia. To gra pozorów bez znaczenia
Źródło zdjęć: © East News | STANISLAW KOWALCZUK
Jarosław Kociszewski

Pojawiają się spekulacje, że rekonstrukcja rządu zacznie się już teraz, a nie dopiero w styczniu. To o tyle dziwne, że Mateusz Morawiecki stanął na czele gabinetu Beaty Szydło zaledwie tydzień temu i już wtedy mógł dokonać zmian. Nie wyszło.

Czy przez ten tydzień coś dramatycznego się wydarzyło? Też nie bardzo. Jeżeli pracę stracą teraz jacyś ministrowie, to prawdopodobnie nie będą to zmiany spektakularne. Jan Szyszko ma za sobą ojca Rydzyka, więc nie jedno jeszcze drzewo padnie, zanim przestanie dbać o ochronę środowiska na sobie. Antonii Macierewicz ma za sobą poparcie tzw. "twardego elektoratu" PiS, więc nie będzie łatwo odebrać mu kontroli nad wojskiem. Witold Waszczykowski nie ma zaplecza politycznego, ale jego dymisja będzie na tyle medialna, że nie warto jej "marnować" bez celu.

Europa nie dostrzegła zmiany w Polsce

Jedyne co naprawdę wydarzyło się w ciągu tego tygodnia to jasne pokazanie, że wymiana szefa rządu nie zmieniła kompletnie niczego. Mateusz Morawiecki miał wnieść nową jakość w relacje Polski ze światem i zahamować utratę wpływów, ale już pierwszy szczyt w Brukseli pokazał, że tak się nie stanie. Polityka zagraniczna jest w pełni podporządkowana sprawom krajowym, a Morawiecki nie miał nic nowego do zakomunikowania naszym partnerom na zachodzie.

Europejscy politycy i publicyści nie dali się zwieść kosmetycznej zmianie twarzy polskiego rządu. Konflikt pomiędzy Warszawą a Brukselą odnośnie praworządności jest tak ostry, jak był, w sprawie wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej nic się nie zmieniło, a do tego doszła kolejna fala krytyki za podważanie wolności słowa – to przy okazji kary nałożonej przez KRRiT na TVN24.

Znamienne było stwierdzenie, że premier Morawiecki i prezydent Francji Macron tylko minutę poświęcili reformie sądownictwa w Polsce, a więc fundamentalnej sprawie, która zaważy na pozycji naszego kraju w Europie. Trudno, żeby prezydent Francji marnował czas na rozmowę o sprawie, na którą szef polskiego rządu nie ma wpływu. W teorii to on rządzi, ale w praktyce to rola Jarosława Kaczyńskiego i ewentualnie kierownictwa jego partii.

Przedwczesny wyjazd premiera z Brukseli jedynie uwidocznił tę smutną prawdę. Minister ds. europejskich Konrad Szymański pewnie ma rację, że nic się nie stało, bo Morawiecki wcześniej uzgodnił wszystko, co mógł. Rzeczywiście: nie miał nic więcej do załatwienia, a za stołem obrad nikomu nie zabrakło zmarginalizowanego już kraju, który nie ma nic konstruktywnego do powiedzenia. W tej sytuacji śmiało mógł zastąpić nas premier Węgier Orban, który pewnie równie chętnie będzie nas zastępował, gdy mowa będzie o podziale unijnych pieniędzy.

Szybki koniec złudzeń

"Okres ochronny", czy "miesiąc miodowy" nowego premiera zakończył się zanim na dobre się zaczął. Jest to o tyle przykre, że nowy szef rządu miał szansę wnieść nową jakość do polityki, albo przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Mateusz Morawiecki nie ma większego wpływu na to, co się dzieje, niż miała Beata Szydło. Co najwyżej może zarządzać, ale z pewnością nie rządzić.

Dlatego pusto brzmią teraz wygłaszane przez nowego premiera, pojednawcze słowa pod adresem oponentów zwłaszcza, że nikt inny, od polityków PiS aż po autorów pasków w TVP, nie zamierza zmieniać tonu wypowiedzi.

Teraz trwają spekulacje, że ze stanowiskami pożegnają się Beata Kempa, Hekryk Kowalczyk i Elżbieta Witek. Ciekawe ilu Polaków potrafi powiedzieć, kim są ci państwo. "Fakt" donosi, że zastąpią ich Paweł Szrot, Michał Dworczyk i Paweł Suski. Tylko ludzie znający głębokie zakamarki politycznych gabinetów zwrócą na to uwagę i będą poszukiwać znaczenia tych ruchów.

Z punktu widzenia polityki czy państwa, kompletnie nic się nie stało i nie wiele wskazuje na to, żeby cokolwiek znaczącego miało się wydarzyć. Jak na razie jedynie sprawny, pozbawiony charyzmy administrator zastąpił urzędniczkę, która przez dwa lata realizowała politykę partii i jej prezesa.

Jarosław Kociszewski dla Opinii WP

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)