Pejzaż z krwawnikiem. Ci, którzy przeżyli, uczą się żyć na nowo
Świat poznał ich nazwy podczas tragicznych wydarzeń rosyjskiej inwazji 2022 roku. Bucza, Irpień, Hostomel i Worzel to miejsca z długą historią i tradycjami artystycznymi. Nie mogę wykreślić ich z pamięci, tak samo, jak nie zapomnę o ranach wojennych zostawionych w ich pejzażu, ale chcę opowiedzieć o tym, co teraz jest ważne dla żyjących tam ludzi - pisze ukraińska poetka Julia Stachiwska.
Najpierw było tu prywatne mieszkanie, później knajpka, potem piekarnia, a ostatnio w tym lokalu otworzono "Księgarnię Je", cieszącą się popularnością ukraińską sieciówkę. Poczułam nostalgię, bo swoją pierwszą pracę z wizytówką "menedżer artystyczny" dostałam w pionierskiej kijowskiej placówce "Je" w okolicach Złotych Wrót i Opery.
"Czy tutaj też będą się odbywać spotkania autorskie? Chyba nie, trochę za mało przestrzeni, to miejsce najwyżej na kameralne wydarzenia" – mówię do siebie, oglądając witrynę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Setki grobów pod Kijowem. Poruszające nagranie z drona obiega świat
Kilkaset metrów dalej, przy cerkwi otoczonej masowymi grobami ofiar rosyjskich zbrodni w Buczy, przypominam sobie o książce "Skażone krajobrazy" Martina Pollacka. Tom esejów austriackiego pisarza opowiada o złudności krajobrazów i pejzaży, przez które niczym trawa przebijają się historie o zbrodniach w Auschwitz, Kuropatach, Katyniu, Hornwaldzie i Babim Jarze.
Wojna trwa: na Alei Bohaterów, obok nazwisk obrońców miasta, zjawiają się kolejne zapisy, a na tablicy pomordowanych odnotowano imię ośmioletniej dziewczynki, która – jak setki innych osób – nie zdołała się ukryć przed "wyzwolicielami".
Z bliska, z perspektywy codzienności patrzymy inaczej, niż osoba, która tak jak Pollack, przywołuje wspomnienia z dzieciństwa lub przyjeżdża złożyć kwiaty pod pomnikiem. Takie "wyparcie" pomaga zrobić krok naprzód: z szacunkiem do przeszłości, ale również do żywych, nie czyniąc im przy tym wyrzutów. W naszym krajobrazie warto dostrzec coś, co może go uzdrowić, niczym lecznicze ziele krwawnika.
W tym eseju chciałabym opowiedzieć o miasteczkach leżących na zachód od Kijowa. Świat usłyszał ich nazwy w czasie tragicznych wydarzeń rosyjskiej inwazji 2022 roku. Bucza, Irpień, Hostomel i Worzel to miejsca z długą historią i tradycjami artystycznymi. Nie mogę wykreślić ich z pamięci, tak samo, jak nie zapomnę o ranach wojennych zostawionych w pejzażu, ale chcę opowiedzieć o tym, co jest ważne dla tutejszych ludzi.
Pocztówka z parku
Zacznę od Buczy, swojego miasta. Chciałabym nałożyć na nie szablon z opowieści i portretów indywidualności bliskich mojemu sercu.
Oglądając "Zwiastowanie" (1909) obraz ukraińskiego impresjonisty Oleksandra Muraszki, widzę na nim klasyczną drewnianą werandę starej podmiejskiej willi. Wtedy na myśl przychodzi mi postać wuja autora – Mykoły Muraszki, również artysty, założyciela kijowskiej szkoły rysowników, który mieszkał, i który spoczywa w Buczy. Swoją drogą, niedaleko niego rezydował lekarz-hydroterapeuta polskiego pochodzenia Witold Kamiński, słynący ze swoich metod wodolecznictwa. Jego dom przetrwał, tak samo, jak budynek dawnego szpitala balneologicznego w Kijowie na ul. Saksahanskiego, w którym prowadził praktykę.
Z artystyczną familią Muraszków przyjaźniło się wielu kijowskich letników, w tym rodzina Bułhakowów z młodym Michaiłem, przyszłym rosyjskim pisarzem. Jakże różne drogi wybrali ci ludzie! Autor "Białej Gwardii" opuścił Kijów, by po długich podróżach zakotwiczyć w Moskwie. Natomiast Ukrainiec Oleksandr Muraszko został zabity w 1919 roku podczas wojny, w której Ukraina nie pierwszy raz w historii broniła swojej niepodległości, tym razem przed bolszewicką Rosją. Znów na wierzch wychodzą ułamki przeszłości, ale wydaje mi się, że najważniejsze, by pamięć przywołała tutaj wspaniałe dzieła sztuki. Vita brevis, ars longa (Życie krótkie, sztuka długa)…
Po drodze do parku w Buczy lubię zaglądać do galerii sztuki współczesnej Kosenko Art Gallery. Na ostatniej wystawie neoimpresjonistów zwróciłam uwagę na idylliczne pejzaże. Zadałam sobie pytanie: czy sztuka może dzisiaj dystansować nas od wojny, odwracać od niej uwagę? Stwierdziłam, że nie o to tu jednak chodzi, tylko o jednoczesność zdarzeń: nie będziemy mieli innego życia, nie warto rezygnować z wystawy, jeśli mamy na nią ochotę. Powinniśmy żyć nawet w epoce alarmów przeciwlotniczych, a może właśnie wręcz w takich czasach. Musimy znaleźć w swoich pejzażach "krwawniki", które dadzą nam trochę wytchnienia.
Oto wejście do parku, najważniejszego miejsca w mojej Buczy. Podczas jego projektowania zgrabnie połączono elementy francuskiej i angielskiej tradycji: kanały, stawy z kaczkami, kompozycje kwiatowe, stare drzewa, karuzele, miejsca na pikniki czy koncerty (chociażby międzynarodowy festiwal operetki O-Fest, który każdego czerwca odbywał się w Kijowie i Buczy. Niejeden mój tekst powstał na tarasie tutejszej restauracji. Park to miejsce, gdzie można wylegiwać się na trawie, pływać, jeździć na rowerach albo uczyć dzieci stawiania pierwszych kroków.
Ten park jest miejscem siły i odrodzenia dla wielu miejscowych i weekendowych gości miasta. Nie jestem przekonana, że ślad po pocisku na bulwarze może to zmienić. Wręcz przeciwnie: miejscowi wrócili do domów pomimo niebezpieczeństwa, gdyż właśnie to miejsce wzmacnia ich i inspiruje. To nie są żadne porady coucha o stabilności życiowej. To praktyka.
Te obrazy mogą wpisać się w naszą pamięć w żywych i jaskrawych tonach pod tagiem #BuchaDream, przepełniającym świat letnim światłem i dziecięcym śmiechem w cieniu starego dębu, pod którym stoi rzeźba "Duch parku". Przedstawiona tam postać rysami podejrzanie przypomina mi jednego tutejszego rzeźbiarza.
Oczywiście, aktualną sytuację można postrzegać z różnych perspektyw. Spójrzmy na napis zostawiony przez ukraińskich saperów na jednym z płotów: "Teren rozminowany. Cmok!". Mnie on rozczula, czuję w nim ciepło innego człowieka, choć nie mam pewności, czy "roz" nie zamieni się znowu w "za". Dla kogoś może być to symbol braku komfortu i grozy. Wielu dawnych mieszkańców Buczy ze względu na takie emocje nie może odważyć się na powrót do domów. Inni zostają poza miastem z przyczyn technicznych. Na przykład moi przyjaciele Daryna Hladun i Lesyk Panasiuk (Daryna Gladun & Lesyk Panasiuk | Literature, Translation, Art, Design, Research) do dziś nie zamieszkali w swoim domu zdewastowanym przez rosyjskich żołnierzy. Artyści postanowili oswoić go w inny sposób: dzięki sztuce, tekstom i instalacjom.
Co ciekawe, po tym, jak przez miasto przeszła wojna, wielu z jego mieszkańców zaczęło mocniej doceniać lokalność. Na jednym z najnowszych osiedli odbywają się kraftowe bazarki, a w zeszłym roku organizowano tu festiwal Localist oraz wystawę okolicznych malarzy. Właśnie dzięki niej dowiedziałam się o kilku dość oryginalnych artystach z Irpienia, o których opowiem jeszcze w tym tekście.
Historie graficzne
Na mojej prywatnej "mentalnej mapie" okolicy jest wiele punktów, które wpisały się w ukraińską kulturę. Opowiadanie "Kosmitka" Oksany Zabużko, jednej z naszych najpopularniejszych współczesnych pisarek, powstało w Domu Pisarzy w Irpieniu.
Wokół tej instytucji i związanej z nią społeczności literatów oraz tłumaczy wytworzył się swoisty mit. Jest on pielęgnowany do dziś, na przykład przez Marynę Hrymycz, autorkę serii powieści pokazujących irpieńskie środowisko okołoliterackie. Dzisiaj kompleks Domu Pisarza jest nieco zaniedbany. Otacza go park ze stawami i tematycznymi rzeźbami. Żwirowe alejki doprowadzą nas pod Daczę Czokołowa, neoromantyczną willę z początku XX w. Niegdyś należała do kijowskiego przedsiębiorcy Iwana Czokołowa, ale została znacjonalizowana przez władzę radziecką i w 1936 roku przekazana Stowarzyszeniu Pisarzy Ukrainy. Niektórzy autorzy starszej generacji mieszkają tam do dziś.
Ulice Irpienia zapełniają postacie z książek, jedną z najsympatyczniejszych jest Ommm - duch tutejszego lasu , bohater serii utworów dla dzieci lokalnej artystki Taszy Torby. Jego misją jest uleczenie ran miasta oraz pomoc ludziom i zwierzętom w walce z nadchodzącymi ciemnościami. Dobrego duszka można odnaleźć w Księgarni Leśnej w Parku Centralnym oraz w wyjątkowej galerii artystycznej Lisowa 3.
To ostatnie miejsce zostało założone przez ilustratorkę Switłanę Hryb i reżysera filmowego Serhija Spiżowego tworzącego niesamowite upcyklingowe dzieła: lampy, instalacje, mozaiki z rozbitych płytek. Wspomniana para jako pierwsza prowadziła warsztaty wsparcia psychologicznego dla przymusowych przesiedleńców w obwodzie kijowskim. Na Lisowej 3 zawiązała się wspólnota artystyczna organizująca działania kulturalne. Jednym z takich wydarzeń była wystawa "Irpień. Historie graficzne" autorstwa studentów Narodowej Akademii Sztuk Pięknych i Architektury, którzy pracowali w mieście latem 2024 roku, a następnie zaprezentowali swoje wrażenia poprzez sztukę.
W Buczy ucierpieli przede wszystkim ludzie, nieliczne zniszczone obiekty zostały dość sprawnie odnowione. Inaczej było w Irpieniu, arenie brutalnych starć, gdzie do dziś łatwo trafić na ruiny. Na jednym z uszkodzonych domów angielski streetartowiec Banksy namalował gimnastyczkę balansującą nad wyrwą po pocisku. Budynek został zburzony, ale mural przeniesiono w inne miejsce jako symbol pamięci i artefakt.
Nieznośna lekkość daczy
Atmosfera kurortu najlepiej zachowała się w Worzelu. Przeszła już do historii, bo liczne wille przedstawiane na pocztówkach z początku XX w. stoją zaniedbane na terenach radzieckich sanatoriów. Inne zostały przebudowane przez właścicieli i utraciły dawny charakter. Jednej z nich się poszczęściło, i to dwukrotnie, bo budynek przetrwał również wojnę w 2022 roku. Chodzi o rezydencję Natalii Tereszczenko, przedstawicielki znanego rodu ukraińskich mecenasów kultury.
Budynek ochrzczono mianem Domu Uwarowskiego, bo jego właścicielka była żoną hrabiego Uwarowa. W pięknie odrestaurowanym budynku uwieńczonym iglicą znajduje się dzisiaj muzeum z wystawą o rodzinie Tereszczenków. Skromna część ekspozycji jest poświęcona klasykowi ukraińskiej literatury Walerianowi Pidmohylnemu. Pisarz, ofiara represji stalinowskich, zapisał się w historii dzięki swoim psychologiczno-urbanistycznym powieściom, przede wszystkim "Mieście" z 1928 przetłumaczonym niedawno na polski przez Marcina Gaczkowskiego.
W muzeum ulokowano także salę koncertową odwołującą się do twórczości Borysa Latoszynskiego, ukraińskiego modernisty i ekspresjonisty. Jego uczniami byli kompozytorzy-awangardyści: Leonid Hrabowski i Walentyn Sylwestrow. W Worzelu znajdował się także dom twórczy, wokół którego gromadziło się środowisko muzyków, dlatego też Latoszyński często pracował w worzelskiej daczy.
Echa muzycznej tradycji miasteczka można znaleźć w ważnym dla lokalnej historii domu rodziny kompozytora Ihora Poklada. 7 listopada 2024 r. na ekrany ukraińskich kin trafił film "Bucza" (jego światowa premiera odbyła się na Warszawskim Festiwalu Filmowym).
Jego najważniejsza – moim zdaniem – scena została nakręcona właśnie we wspomnianym budynku. Rosyjscy oficerowie włamali się do niego zarówno w rzeczywistości, jak i w filmie. Na ekranie widzimy, jak włączają płytę z muzyką do filmu animowanego o ukraińskich kozakach. Jeden z okupantów siada do fortepianu i próbuje coś zagrać. Dowódca żałuje, że oddział wypuścił kompozytora i pozwolił mu się wydostać się z okupowanego miasta. Paradoks - przecież według nich nie powinni istnieć ukraińscy muzycy, a nawet Ukraińcy jako tacy. Jeden z żołnierzy żąda od oficera, by ten zagrał. W końcu rozbrzmiewa muzyka Czajkowskiego, a po niej toast za rosyjską kulturę.
Przed wycofaniem się z domu żołnierze zostawiają w fortepianie granat ("niech sobie grają!"). Ten epizod nie jest filmowym efekciarstwem: w 2022 dokładnie takie "niespodzianki" odnajdywali w swoich fortepianach mieszkańcy oswobodzonych terytoriów.
Dziś Worzel próbuje żyć dawnym życiem. Ludzie przyjeżdżają zwiedzać muzeum, obejrzeć drzewo tulipanowe, przenocować w hotelu nad brzegiem jeziora i popracować w coworkingu Workit. W letnie wieczory miasto jest dla mnie jak świerkowy nokturn z nutką cierpkiej goryczy.
Siła marzeń
Nawet przed tym, jak zamieszkałam w Buczy, wiedziałam, że w sąsiednim Hostomelu jest lotnisko z największym na świecie samolotem o magicznej nazwie Mrija, czyli marzenie. O samym mieście wiedziałam tylko, że założono je w XV wieku, co czyni je najstarszą miejscowością w okolicy. Słyszałam też o starej drewnianej cerkwi stojącej nad jeziorem. W 2022 r. najbardziej ucierpiało tutejsze osiedle wojskowe sąsiadujące z lotniskiem, o które prowadzono zaciekłe boje.
"Samolot Mrija przelatuje nad Giardini della Biennale, nie rzucając przy tym cienia. Nie wiadomo, co będzie się tego dnia działo w ogrodach, tego nie wie na szczęście nikt. Słońce wstaje nad Giardini. Kurator Biennale mówi do pewnej bliskiej osoby, że zupełnie nie czuje zmęczenia" – to fragment opisu pracy kolektywu twórczego Grupa Otwarta reprezentującego Ukrainę na 58. Biennale w Wenecji w 2019 roku. Mrija nie wzniosła się nad włoskim miastem i być może taki był sens tej wystawy.
Teraz samolot istnieje tylko w naszych wyobrażeniach, a także na kartach kilku ukraińskich książek o sztuce. Literatura potrafi jednak uwieczniać czy chociaż odnotowywać pewne zjawiska.
Gdy opuszczacie dom z jednym plecakiem, to co wam zostaje, oprócz historii? Ta kwestia znalazła szczególne odbicie w działalności kijowskiej restauratorki Marharyty Siczkar, która ostatnio zajęła się również literaturą. Od dwudziestu lat mieszka w Hostomelu, postawiła tutaj dwa domy, a w końcu zdecydowała się na podjęcie działań społecznych w miasteczku. Otworzyła przestrzeń czytelniczą Book Hub Oko/w/Oko w Parku Szczęśliwym, łączącą i wspierającą mieszkańców Worzela.
W oświetlanej słońcem kawiarni wśród wysokich sosen można pić kawę i słuchać rozmów o literaturze. Twórczyni inicjatywy przyświeca następujące motto: "Rób, co możesz z tymi, kogo masz przy sobie, tam, gdzie jesteś". Trudno się z nim nie zgodzić. Nie można mieć wątpliwości, że wśród traw Parku Szczęśliwego rośnie lecznicze ziele krwawnika.
Julia Stachiwska - poetka, tłumaczka, ilustratorka. Jej wiersze ukazywały się po polsku w czasopismach i antologiach poetyckich.
Zdjęcia archiwalne: Maciej Stanik, Wirtualna Polska
Zdjęcia współczesne: Oleh Kocarew
Przełożył: Maciej Piotrowski
Tekst powstał w ramach programu stypendialnego Rozstaje realizowanym we współpracy z Kolegium Europy Wschodniej. Projekt jest współfinansowany przez rządy Czech, Węgier, Polski i Słowacji w ramach Grantów Wyszehradzkich z Międzynarodowego Funduszu Wyszehradzkiego. Misją Funduszu jest rozwijanie pomysłów na zrównoważoną współpracę regionalną w Europie Środkowej.