Bitwa o Wschód. Ukraina broni się przed rosyjską ofensywą
Jedni snują się po ostrzeliwanych ulicach Bachmutu jak duchy. Drudzy od roku nie wychodzą z piwnic. Śmierć od zbłąkanego pocisku wydaje się łatwiejsza, niż przetrwanie w zniszczonym wojną mieście.
### Wrota do piekieł
Okopy jak z pierwszej wojny światowej. Dookoła wypalona, przesiąknięta krwią ziemia.
Jeśli istnieje piekło, to w tej chwili jest ono w Bachmucie.
Niewielkie miasto na wschodzie Ukrainy od miesięcy jest najgorętszym odcinkiem frontu. Rosja nie porzuca celu, jakim jest dotarcie do administracyjnych granic obwodu donieckiego. Rzuca wszystkie siły, żeby zdobyć Bachmut, ale miasto-forteca broni się ostatkiem sił.
Zacięte walki toczą się niemal o każdy budynek w mieście.
Nad blokiem w centrum miasta unosi się gęsty czarny dym. Jakiś 700 metrów dalej są już pozycje Rosjan. Z wyższych pięter można zobaczyć siedzących w okopach żołnierzy.
Świst pocisków moździerzowych co kilka minut ostro przecina powietrze. Są blisko, ale nigdy nie ma pewności, gdzie spadną.
Choć przemieszczanie się po centrum miasta jest śmiertelnie niebezpieczne, ludzie snują się jak duchy po zniszczonych ulicach. Na ich twarzach rysują się przygnębienie i rezygnacja.
Według lokalnych władz w Bachmucie wciąż pozostaje około trzech tysięcy ludzi, w tym 200 dzieci. Większość z nich wychodzi z piwnic tylko po to, żeby dostać się do jednego z tzw. punktów niezłomności. Zjeść ciepły posiłek, naładować telefon i trochę się ogrzać.
### Milcząca Selena
Serhij (imię zmienione) siedzi w ziemiance, wykopanej prosto w polu. W środku ma tylko parę materaców i piec.
Na skrzyniach po amunicji resztki obiadu, parę cukierków. Serhij sięga po landrynki.
- Proszę, częstujcie się.
Twarz ma zmęczoną. Próbuje nadrabiać czarnym humorem. Opowiada, że wolontariusze dowożą na pozycje wszystko: jedzenie, słodycze, ciepłą odzież.
- Gdyby tylko jeszcze mieli amunicję.
Serhij ciężko wzdycha, bo Selena coraz częściej milczy. Takie imię jego jednostka nadała armatohaubicy, wyprodukowanej w 1972 roku. Stoi zamaskowana na powierzchni.
- Miesiąc temu Selena wystrzeliwała 100 pocisków dziennie. Teraz tylko dziesięć.
### Życie wraca do piwnicy
Na początku października ukraińskie wojsko po prawie ośmiu miesiącach okupacji wyzwoliło to, co zostało z Łymanu. Lokalne władze szacują, że 90 proc. budynków w mieście zostało zniszczonych całkowicie bądź częściowo w trakcie walk.
Po krótkiej chwili oddechu mieszkańcy Łymanu znowu przenoszą się do piwnic. Rosjanie nacierają, są 14 kilometrów od miasta. W obawie przed infiltracją przez rosyjskie grupy dywersyjne, ukraińskie władze zezwoliły na wjazd do Łymanu tylko osobom z lokalnym meldunkiem.
Wojskowi na blokpostach dokładnie sprawdzają dokumenty, przetrzepują każdy samochód. Nawet wolontariuszy, wiozących ciepłe posiłki dla mieszkańców Łymanu, wpuszczają niechętnie.
Ciepła zupa, kanapka, kubek kawy lub herbaty – dla wielu mieszkańców miasta jest to jedyny posiłek, jaki dziś zjedzą.
Dmytro (imię zmienione) ustawia się w kolejce, odbiera swój przydział, a potem szybkim krokiem wraca do piwnicy. Od roku tu mieszka. W rogu porządnie złożone drewno opałowe. Na ścianach wiszą mapy świata. Na półkach stoją słoiki z przetworami. Tuż pod nimi palma w donicy. Urządził piwnicę jak dom.
W piwnicy bloku naprzeciwko mieszkają jego rodzice.
### Czekając na front
Trzydzieści kilometrów od linii frontu leży Kramatorsk. Obecna stolica Donbasu i największe miasto regionu, kontrolowane przez Ukrainę.
Na razie rosyjska artyleria tam nie dosięga. Jednak niemal codziennie miasto jest ostrzeliwane rakietami.
1 lutego rosyjska rakieta S-300 trafiła w blok mieszkalny w centrum miasta. W ataku zginęły cztery osoby, 18 zostało rannych.
Najmłodszą ofiarą ataku została 31-letnia kobieta. Pod gruzami zginęła również szanowana w mieście dyrektorka szkoły oraz jej mąż.
24 lutego minął rok wojny.
Zobacz także
Zdjęcia Maciej Stanik. Relacje spisała Tatiana Kolesnychenko, dziennikarka WP