Rosjanie dokonali tutaj zbrodni. Bucza i Irpień znów walczą o przeżycie
- Przez zniszczony dach kapie woda, dziury po oknach zakrywa tylko dykta. Zimno, ciemno, mokro. Jeśli mieszkańcy Buczy i Irpienia nie dostaną szybkiej pomocy, niektórzy po prostu zamarzną - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Kamil Wyszkowski, dyrektor wykonawczy UN Global Compact Network Poland.
Rzeź w Buczy wstrząsnęła światem. W marcu 2022, po zakończeniu rosyjskiej okupacji, w mieście odnaleziono setki ciał. Podobnie było w Irpieniu, gdzie trwały zaciekłe walki. Przy odgłosach wybuchów bomb i ostrzale, mieszkańcy próbowali uciekać z miasteczka drewnianą kładką pod zbombardowanym mostem.
- Ponad pół roku po wycofaniu się Rosjan do Buczy i Irpienia nie dotarła wystarczająca pomoc, która umożliwiłaby mieszkańcom normalne funkcjonowanie. W wielu domach i blokach nie ma ani prądu, ani wody. Budynki są albo poważnie uszkodzone, albo częściowo spalone. Brakuje okien i szyb, które zmiotła fala uderzeniowa. Powszechnym problemem są przeciekające lub zerwane dachy na skutek ostrzału artyleryjskiego i odłamków. Ludzie bardzo boją się nadchodzącej zimy - mówi Kamil Wyszkowski, dyrektor wykonawczy UN Global Compact Network Poland, który wizytował tereny pod Kijowem.
UN Global Compact to organizacja powołana w 2000 roku przez ówczesnego Sekretarza Generalnego ONZ, Kofi Annana. Koordynuje z ramienia ONZ współpracę z biznesem, zrzeszając ponad 17 tys. korporacji z całego świata, które współpracują z ONZ i prowadzą swoje działania m.in. na rzecz środowiska, walki z korupcją, przestrzegania praw człowieka oraz poprawy standardów na rynku pracy.
Dariusz Faron: Co zobaczył pan w Buczy i Irpieniu?
Kamil Wyszkowski: Bucza została zajęta bardzo szybko, a w Irpieniu trwały walki uliczne. W konsekwencji Irpień jest zniszczony w połowie, zaś Bucza w około piętnastu procentach. Dziury po kulach w znakach drogowych, leje po bombach, dziury w drogach po granatach, leje po ostrzale artyleryjskim – tego dużo więcej jest w Irpieniu. Natomiast w Buczy, jak wiemy, doszło do zbrodni wojennej na jeszcze większą skalę. Zamordowano ok. 480 osób, z czego 70. nadal nie udało się zidentyfikować.
Co jest dziś największym problemem?
W tej chwili priorytetem jest nie tyle odbudowa budynków, co zabezpieczenie mieszkańców przed zimą. Górne kondygnacje wielu domów zostały zniszczone przez ostrzał rakietowy. Większość nie ma okien, szyby wyleciały z ram wskutek fali uderzeniowej.
Ludzie zabezpieczyli dziury w oknach dyktą albo folią. Proszę sobie wyobrazić: zimno, ciemno, nie ma wody. Niektórzy nie mają dosłownie nic, tylko cztery ściany. Temperatura jak na zewnątrz, może co najwyżej jeden, dwa stopnie więcej. Niedługo będzie w granicach minus pięciu, dziesięciu stopni. Ci ludzie mogą po prostu zamarznąć.
Braki w dostawach prądu są codziennością. Gdy odwiedzałem Buczę, prąd był tylko w jednym miejscu, które dysponowało agregatem prądotwórczym. Burmistrz mnie tam zaprosił, bo gdzie indziej nie wypilibyśmy nawet ciepłej herbaty.
W dniu mojej wizyty, na skutek ostrzału energetycznej infrastruktury krytycznej przez Rosjan, był kilkugodzinny blackout. Prąd wrócił, gdy Ukraińcy naprawili uszkodzoną sieć energetyczną. Zresztą walka o utrzymanie napięcia w sieci trwa nieustannie.
Jak przetrwać w takich warunkach?
Sklepy działają. Mieszkańcy mają jedzenie i ubrania, ale ze względu na brak prądu i wody normalne funkcjonowanie nie jest możliwe. Przykładowy obrazek: osiedle bloków pięciopiętrowych. Do ulicznej lampy, do której był doprowadzony prąd, lokatorzy podpięli pralkę i zrobili pranie dla kilkudziesięciu mieszkań.
Kanalizacja nie działa, więc chodzą za potrzebą kilka bloków dalej, do sąsiadów. Przed niektórymi budynkami mieszkalnymi stoją toi toie. Wszyscy najbardziej boją się mrozów.
Co konkretnie robił pan na Ukrainie?
Oceniałem rozmiar zniszczeń i odbyłem z mieszkańcami rozmowy o ich potrzebach. Historie, które od nich usłyszałem, zapadły w pamięć. Byłem w Iraku, więc już wcześniej wiedziałem, jak wygląda wojna. Natomiast spotkanie z ludźmi, którzy przeżyli dramat, jest zawsze pełne emocji. Po takich rozmowach nie da się łatwo zasnąć.
Poda pan przykłady takich spotkań?
Śniadanie u Wasyla i Hanny. Ona – ciemne włosy, dołeczki w policzkach, uśmiech na twarzy. Przed najazdem Rosjan pracowała jako anestezjolog. Gdy zaatakowali Ukrainę, została w Kijowie, schroniła się w szpitalu. On – 65 lat, emerytowany górnik, w 2014 roku uciekł z Donbasu, by rozpocząć nowe życie. Po ataku Rosjan został w Buczy. Ukrywał się przed Rosjanami, spędził kilka tygodni bez prądu i jedzenia. Wegetował.
Jemy na śniadanie kanapki z serem i mortadelą, popijamy herbatę, a Wasyl opowiada o trupach sąsiadów, które leżały za oknem. Codziennie słyszał strzały i krzyki. I myślał, że zaraz może stać się kolejną ofiarą. Gdy wstaliśmy od stołu, gospodarze pokazali mi stos wybitych szyb leżących obok mieszkania.
Żyją z dziurami w oknach?
Oni nie, Wasyl jako złota rączka sobie poradził, a teraz stara się pomóc sąsiadom. Gdy rosyjscy żołnierze opuszczali zrabowane budynki, często wrzucali do środka granat. Wywalało szyby z ramami okiennymi. U Wasyla i Hanny są w ścianach dziury po kulach i odłamkach. Ale i tak mają szczęście, bo już dom sąsiada został całkowicie zniszczony.
Kolejne małżeństwo i nasze spotkanie w Irpieniu. Mieszają na drugim piętrze pięciokondygnacyjnego nowego budynku. Został zbudowany w 2006 roku. Klatka obok i wszystkie mieszkania sąsiadów spłonęły. Ich pion przetrwał, ale spłonął dach. Teraz dosłownie siedzą w fotelu i patrzą, jak w deszczową pogodę woda wlewa im się do mieszkania, a na ścianach robią się zacieki. Ich rozpacz wypełniała całe pomieszczenie, w którym się spotkaliśmy.
Mam też w głowie inny obraz: grupa osób wynosi ze spalonego mieszkania resztki dobytku. Wśród nich małżeństwo. Ona – nauczycielka, on – elektryk. Wynosili pościel i koce oraz deskę do prasowania i czajnik. Opowiadają, że niemal wszystko spłonęło, a nie stać ich na remont. W Buczy i Irpieniu każda historia to odrębny dramat.
Mówił pan o herbacie z burmistrzem Buczy. To też była trudna rozmowa?
Dla mnie ludzie rządzący miasteczkiem są bohaterami. Burmistrz Anatol Fedoruk ukrywał się w czasie okupacji, podając się za dozorcę. Zapuścił brodę, by wyglądać nieco starzej i nie przypominać siebie ze zdjęcia, którym dysponowali Rosjanie. Nieustannie działał w podziemiu, próbując zorganizować pomoc dla mieszkańców, którzy nie zdążyli uciec.
Widział leżące na ulicach ciała i podobnie jak pozostali, słyszał nieustające przez kilka tygodni wystrzały i huk ostrzału artyleryjskiego oraz rozjeżdżające Buczę rosyjskie czołgi. Jest burmistrzem od 1998 roku. Niesamowita postać, samorządowiec pełną gębą.
Ale trzeba też wspomnieć o jego prawej ręce, wiceburmistrz Mychajłynie Skoryk. Żywa, dynamiczna, żołnierski, energiczny krok. Na drugi dzień po wyzwoleniu sprowadziła do Buczy reporterów Reutersa, by pokazać zbrodnie wojenne. To dzięki niej świat dowiedział się prawdy o skali zbrodni.
W jaki sposób pomagacie Buczy i Irpieniowi?
Dziś skupiamy się na najpilniejszych rzeczach, żeby zdążyć przed zimą. Kluczowe jest dostarczenie odpowiedniej liczby generatorów prądu. Działamy w ścisłej kooperacji z United Nations Office for Project Services - agendą ONZ zajmującą się przetargami ONZ i dostarczaniem najpilniej potrzebnych rzeczy w oparciu o mechanizm UN Web Buy.
W Buczy i Irpieniu potrzebne są okna, blacha trapezowa do pokrycia uszkodzonych lub zniszczonych dachów oraz generatory prądu, by zabezpieczyć strefy ciepła dla obu miejscowości. To teraz nasze priorytety. Pojechałem na Ukrainę jako dyrektor wykonawczy United Nations Global Compact Network Poland osobiście, żeby na miejscu zobaczyć skalę zniszczeń i ocenić, co jest najbardziej potrzebne. W listopadzie chcemy dostarczyć pierwszy transport generatorów prądu i okien.
Przypomnę, że Bucza i Irpień zostały wyzwolone w końcówce marca. Od tego czasu nie trafiła tam pomoc pozwalająca mieszkańcom na powrót do normalnego funkcjonowania. Prezydent Wołodymyr Zełenski i premier Denys Szmyhal apelują, że jeśli ktoś może wyjechać, by przetrwać zimę, niech to zrobi.
Ataki Rosjan na infrastrukturę energetyczną trwają i się niestety nasilają. W mojej ocenie są właśnie po to, by w Ukrainie zapanował blackout. Żeby ludzie nie mieli się czym ogrzać. To straszliwa broń psychologiczna i kolejny przykład łamania przez Rosję prawa międzynarodowego.
Dlaczego nie udało się zorganizować pomocy wcześniej?
Z prostego powodu: wojna trwa nadal. Ataki rakietowe zamroziły programy odbudowy, nikt nie chce narażać swoich ludzi. Bucza stała się symbolem rosyjskiej zbrodni, więc byli tutaj między innymi Boris Johnson czy Emmanuel Macron.
Jednak na miejscu ich pomocy nie widać. Widać za to, co mówię z dumą, polską pomoc. W Buczy jest miasteczko kontenerowe dostarczone przez Polskę. To budujące i mieszkańcy będą o tym pamiętać. W najbliższym czasie planujemy przygotować tzw. strefy ciepła. Do wybranych budynków, w koordynacji z samorządem lokalnym, doprowadzimy 40 generatorów prądu. Będzie się tam można schronić, gdy znów zabraknie prądu. Zjeść ciepłą zupę, okryć się kocem i przetrwać w cieple.
Oprócz tego chcemy wypracować konkretny mechanizm dostarczania rzeczy do odbudowy we współpracy z polskim i ukraińskim biznesem. Musimy przetrzeć szlak. Naszym partnerem są ukraińskie samorządy, a Bucza oraz Irpień będą lokalizacjami pilotażowymi.
Będziemy zwracać się też do polskich producentów, by pomogli. Jesteśmy już w kontakcie np. z firmami produkującymi okna i blachę trapezową. Mamy nie tylko dostarczyć rzeczy, ale też zadbać o transparentność we współpracy z biznesem. Nie ma co zakłamywać rzeczywistości, w Ukrainie problem korupcji jest bardzo duży.
Po tym, co od pana słyszę, trudno stwierdzić, że życie w Buczy czy Irpieniu wraca do normy.
Pod niektórymi względami wraca. W Buczy dopiero co ponownie otwarto McDonald’s i odbudowano stację paliw. Z drugiej strony jedna ze szkół jest tak zniszczona, że jej wyremontowanie pochłonie osiem milionów dolarów. Toczyły się tam walki, Rosjanie i Ukraińcy walczyli dosłownie o każdą salę lekcyjną. Ale są też placówki, które już wznowiły działalność, np. galeria sztuki, gdzie można zobaczyć wystawę o zbrodniach wojennych Rosjan.
Na ulicach nadal widać ślady tych zbrodni?
Udokumentowanie, sfotografowanie, dokonanie oględzin patologów przy ekshumacjach – to już za nami. Czas na wsparcie Buczy w aspekcie prawniczym. Będziemy się zwracać do międzynarodowych kancelarii, by pomogły przygotować materiał dowodowy do przyszłych rozpraw przed trybunałem międzynarodowym, który osądzi zbrodnie wojenne w Ukrainie.
Chcemy i celowo używam tutaj liczby mnogiej, by zbrodniarze wojenni zostali ukarani. Chcemy wesprzeć w procesie dokumentowania zbrodni wojennych władze ukraińskie. Na tym etapie zaczęliśmy od wsparcia psychologicznego dla mieszkańców obu miejscowości, którzy przeżyli niewyobrażalny dramat. Często widzieli, jak mordowani, torturowani i gwałceni byli ich najbliżsi.
Trzeba zadbać o tych, którzy przeżyli. Pomóc im zmierzyć się z tymi traumatycznymi doświadczeniami. Mamy w Irpieniu i Buczy przygotowane biura, gdzie będziemy działać we współpracy z psychologami. W oparciu o zeznania mieszkańców chcemy wesprzeć zbieranie materiału dowodowego i na bieżąco przekazywać władzą ukraińskim kolejne elementy tej dramatycznej układanki.
Zeznania świadków są tutaj kluczowe, a terapia psychologiczna może pomóc w dotarciu do ważnych detali, które pozwolą na osądzenie zbrodniarzy. Wszystkie uzyskane informacje będziemy na bieżąco przekazywać do ukraińskich organów ścigania i międzynarodowych podmiotów, od Rady Europy po ONZ. Traktujemy to jako projekt życia. Nie ma nic ważniejszego od tego, by zbrodniarze zostali osądzeni.
Jak określiłby pan stan psychiczny mieszkańców?
Każdy budynek można wyremontować, ale nie przywrócimy czyjegoś życia. I nie załatamy dziury w sercu kogoś, kto stracił męża, żonę, ojca czy córkę. Zwłaszcza że ich bliscy byli w momencie śmierci katowani.
Wiadomo, że trauma to kwestia indywidualna. Jedni chcą rozmawiać po kilku tygodniach, inni potrzebują kilku lat. To dlatego program wsparcia psychologicznego Mental Help jest tak ważny. Rozwijamy go wspólnie z naszym siostrzanym biurem UN Global Compact Network Ukraine.
Już zostało zatrudnionych piętnastu psychologów i psychiatrów, rekrutujemy kolejnych. Dysponujemy listą 60 psychologów ukraińskich, którzy przeszli nasze sito rekrutacyjne. Organizujemy wirtualne pokoje, w których ludzie mogą rozpocząć terapię. Będziemy też uruchamiać w Buczy i Irpieniu stały punkt konsultacji psychologicznej na miejscu.
Co pan czuje, gdy po takich wizytach widzi pan hasło: stop ukrainizacji Polski?
Najchętniej spotkałbym się z osobami, które wygłaszają takie poglądy. Pokazał im zdjęcia z Buczy i Irpienia i zorganizował ich spotkanie z tymi którzy cudem przeżyli okupację. Pokazałbym im drzewo, pod którym konał mieszkaniec Buczy i spalony samochód, obok którego zabito dwie kolejne osoby.
Wszedłbym z nimi do budynku, gdzie w okrutny sposób zakatowano kolejne dwie osoby. Mieści się na małej uliczce, nie więcej niż 30 metrów. Te osoby zginęły bez żadnego powodu. To przed takim okrucieństwem Ukraińcy szukają schronienia w Polsce.
Ludziom rzucającym hasła "stop ukrainizacji Polski" zabrałbym też na wycieczkę do Kijowa i pokazał zniszczone przez irańskie drony budynki. Uprzejmie poprosiłbym, żeby podczas alarmu rakietowego zeszły do schronu i poczuły ten powszechny strach.
Może wtedy nabiorą odpowiedniej perspektywy. Na szczęście poziom empatii polskiego społeczeństwa jest wysoki. Mamy ponad 1,5 miliona uchodźców ukraińskich, każdy Polak zetknął się z nimi choć przez chwilę. Ten poziom empatii skazał postawę antyukraińską na marginalizację i mam nadzieję, że będzie to proces trwały.
Polska powinna być państwem wielokulturowym i bazować na szacunku dla mniejszości. To wielkie wyzwanie i odpowiedzialność polityków, by właściwie poprowadzić narrację wokół dramatu Ukraińców. Ale to też nasze wspólne zadanie jako społeczeństwa.
Dariusz Faron, dziennikarz Wirtualnej Polski