Pegasus u Brejzy. Żona senatora: Weszli do naszej sypialni, brak mi słów

- Służby przy pomocy Pegasusa były z mężem w sztabie, kiedy omawiał strategię wyborczą. Były też u nas w... sypialni. Jak sobie pomyślę, że mój prywatny czas spędzany z mężem był nagrywany, podpatrywany i śledzony, to mi się niedobrze robi. To ordynarne, obsceniczne, perwersyjne działanie. Nie wiem, jakich słów trzeba użyć, żeby to określić - mówi Wirtualnej Polsce Dorota Brejza, żona senatora Krzysztofa Brejzy.

Według kanadyjskiego instytutu, telefon Krzysztofa Brejzy był podsłuchiwany Pegasusem 33 razy
Według kanadyjskiego instytutu, telefon Krzysztofa Brejzy był podsłuchiwany Pegasusem 33 razy
Źródło zdjęć: © PAP | Piotr Nowak
Sylwester Ruszkiewicz

W czwartek Associated Press poinformowało, że za pomocą systemu Pegasus 33 razy zhakowano telefon komórkowy Krzysztofa Brejzy przed wyborami parlamentarnymi w 2019 roku. "33 potwierdzone włamania Pegasusem w kampanii wyborczej na dwa moje telefony. Przed chwilą takiego newsa na cały świat podało Associated Press. Trudno się dziwić, że stosując takie metody, PiS wygrał wybory" - napisał na Twitterze Brejza, komentując doniesienia AP.

Naukowcy nie byli jednak w stanie wykryć tożsamości osób, które stały za atakami. Citizen Lab podkreśla jednak, że jedynymi klientami NSO Group są agencje rządowe. Ataki na telefon Romana Giertycha również miały miejsce w 2019 r., przed wyborami parlamentarnymi.

W ocenie żony senatora Krzysztofa Brejzy, która równocześnie jest jego pełnomocnikiem w procesach sądowych, to właśnie informacje dotyczące inwigilacji Romana Giertycha i Ewy Wrzosek były inspiracją do weryfikacji i szukanie odpowiedzi na pytanie: czy Pegasus był używany w przypadku polityka opozycji.

- To była nasza inicjatywa, żeby oddać telefony do sprawdzenia. Nawiązaliśmy kontakt z kanadyjskim instytutem po informacjach o wykryciu Pegasusa u mecenasa Romana Giertycha i prokurator Ewy Wrzosek. To był bezpośredni impuls. To nie było dla nas duże zaskoczenie, że telefon Krzysztofa był na podsłuchu. Mieliśmy już wcześniej podejrzenia, że jesteśmy na celowniku służb. Przyznam, że jak otrzymaliśmy potwierdzenie, poczuliśmy z jednej strony ulgę, a z drugiej zdaliśmy sobie sprawę, jak działa represyjny aparat tego państwa - mówi Wirtualnej Polsce mec. Dorota Brejza.

W 2019 r. TVP w wielu swoich materiałach regularnie pokazywała SMS-y, mające rzekomo pochodzić z telefonu Krzysztofa Brejzy, który wówczas sprawował mandat posła. Nie wiadomo, jak telewizja państwowa weszła w posiadanie wiadomości.

- O tym, że doszło do włamania do telefonu, wiedzieliśmy już wcześniej. Jak? Widząc, jak są przedstawiane wiadomości tekstowe z telefonu męża w Telewizji Publicznej. Dla nas było jasne, że to właśnie służby weszły w posiadanie zawartości telefonu. Mój mąż nie przekazywał nikomu swojego urządzenia, chronił go i w żaden sposób nie kolportował swoich danych. Nie wiedzieliśmy tylko, przy użyciu jakich narzędzi doszło do włamania na telefon. Oprócz Pegasusa są jeszcze inne programy do inwigilacji. Pozostałych sposobów podsłuchu również nie wykluczaliśmy - mówi WP żona senatora Brejzy.

Czy w związku z ujawnieniem 33 wejść systemu Pegasus Brejzowie zawiadomią prokuraturę?

- Zawiadomienie w sprawie nielegalnej inwigilacji złożyłam 23 września. Do tej pory prokuratura nie zrobiła nic w naszej sprawie. Nie będzie nowego zawiadomienia do prokuratury, bo ta powinna już od dawna działać. Po świętach wyślę śledczym przetłumaczony z języka angielskiego na polski raport przysłany nam przez Citizen Lab. Ten dowód jest kluczowy, odpowiada na pytanie: czy doszło do włamania czy też nie. Pozyskanie materiałów z naszego telefonu i wykorzystywanie ich przeciwko mojemu mężowi, nawet za zgodą sądu, to przestępstwo i nadużycie uprawnień - mówi Dorota Brejza.

Żona senatora: Tak działają reżimy

I jak ujawnia, kumulacja wejść na telefon i późniejszych ataków na polityka opozycji miała miejsce przed wyborami do Europarlamentu w 2019 roku.

- A później przed wyborami do parlamentu w tym samym roku, kiedy Krzysztof był szefem sztabu wyborczego. Łącznie Pegasusem inwigilowano męża 33 razy. W międzyczasie zmieniał telefon, więc zaatakowano dwa aparaty. Atak kompletnie zdestabilizował pracę sztabu, a także kampanię wyborczą mojego męża. To było nie tylko nielegalne pozyskanie treści z telefonu, ale głównie zmanipulowanie i wykorzystanie ich - opowiada Dorota Brejza.

- Każda inwigilacja jest czymś wstrętnym, ale w tym przypadku służby PiS zrobiły mojemu mężowi coś, co się robi w reżimach takich jak Rosja czy Białoruś. Zrobili to, co rosyjskie służby zrobiły z Aleksiejem Nawalnym. Służby "zblatowały się" z rządową telewizją. W kampanii wyborczej w 2019 r. wykradzione informacje z telefonu męża zmanipulowano, pokazano w TVP, a przekaz stał się osią kampanii. Te materiały pojawiły się kilkaset razy w przestrzeni publicznej. Ten temat przylgnął w kampanii. Materiały leciały praktycznie codziennie w "Wiadomościach" TVP. Ich wartość reklamowa – według moich szacunków – to ok. 13 milionów złotych. A to oznacza, że gdybyśmy w tym samym czasie chcieli przedstawić nasze stanowisko, to musielibyśmy wydać 13 milionów złotych. Proszę zwrócić uwagę: jaka to jest dysproporcja sił i środków? - dodaje Dorota Brejza.

I jak dodaje, oboje są w posiadaniu dokładnych danych na temat wejść do telefonu polityka.

- To był czas intensywnej kampanii wyborczej, przeprowadziliśmy się wówczas do Warszawy. Na podstawie dat wejść możemy odtworzyć, co służby przeglądały w telefonie: jakie zdjęcia, wiadomości, pocztę. Spotykaliśmy się wtedy z prawnikami, by omawiać sprawy sądowe, które wytoczyliśmy w trybie wyborczym. Wiemy, że służby poprzez Pegasusa były razem z mężem w sztabie, kiedy omawiał strategię wyborczą. Były na spotkaniach przedwyborczych. Ale też były u nas w sypialni. Jak sobie pomyślę o czasie spędzonym intymnie z moim mężem wieczorami, a wszystko było nagrywane, podpatrywane i śledzone, to mi się niedobrze robi. To jest ordynarne, obsceniczne, perwersyjne. Nie wiem, jakich słów trzeba użyć, żeby to określić - ocenia żona polityka opozycji.

Po ujawnieniu informacji dotyczących używania Pegasusa wobec senatora KO do sprawy odniósł się rzecznik koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn.

- Wszystkie tezy mówiące, że służby wykorzystują tego typu metody w pracy operacyjnej do gry politycznej, są fałszywe - przekazał w rozmowie z PAP rzecznik ministra-koordynatora służb specjalnych.

Jak dodał, polskie służby "nie informują, czy wobec konkretnych osób były stosowane metody pracy operacyjnej".

- W Polsce kontrola operacyjna może być prowadzona po uzyskaniu zgody Prokuratora Generalnego i po wydaniu stosownego postanowienia przez sąd - oświadczył Żaryn. Jego zdaniem "procedury są dochowywane i polskie służby działają zgodnie z prawem".

Do jego słów odniosła się Dorota Brejza. - Po ujawnieniu informacji o szpiegowaniu Pegasusem szefa sztabu wyborczego opozycji w normalnym, demokratycznym kraju rząd od razu powinien podać się do dymisji. Politycznie odpowiada za tę aferę gabinet Mateusza Morawieckiego. Kto odpowiada personalnie za włamanie się do telefonu mojego męża i za przeciek do rządowej telewizji? To powinna wyjaśnić prokuratura. Ale widząc, jak naszą sprawą się zajmuje, nie mam wątpliwości, że będzie robić wszystko, by tej afery nie wyjaśnić - mówi WP żona polityka.

- Nie jesteśmy dzisiaj w stanie oszacować, ile głosów odpłynęło przed wyborami od Koalicji Obywatelskiej, która została przedstawiona jako ugrupowanie wspierające tego "złego" Brejzę. Nie jesteśmy w stanie oszacować, jakie dewastacyjne skutki przyniosło to dla kampanii mojego męża. Musiał cały czas się bronić i odpierać zarzuty. Tak działa państwo według PiS - dodaje na koniec Dorota Brejza.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (799)