TVP publikowała SMS‑y wykradzione z telefonu posła Brejzy? Wraca sprawa afery hejterskiej
W sierpniu 2019 Telewizja Polska wielokrotnie w swoich materiałach pokazywała SMS-y pochodzące z telefonu ówczesnego posła PO Krzysztofa Brejzy. Nie jest do końca jasne, jak TVP uzyskała te materiały. Niewykluczone jednak, że SMS-y przekazywał ktoś, kto wcześniej włamał się do telefonu polityka. Treść pozyskanych w ten sposób treści miała być przez publiczną telewizję manipulowana - pisze "Gazeta Wyborcza".
Według serwisu wyborcza.pl spośród trzech SMS-ów, które w sierpniu 2019 roku były regularnie pokazywane w TVP Info i "Wiadomościach", dwa były wysłane do posła Brejzy, a nie przez niego. Z kolei jeden miał stanowić połączenie wiadomości z różnych lat.
Sprawa Brejzy mniej więcej pokrywa się w czasie z wybuchem tzw. afery hejterskiej latem 2019 roku. Grupa sędziów, na czele z ówczesnym wiceministrem sprawiedliwości Łukaszem Piebiakiem, miała w sieci anonimowo dyskredytować prawników protestujących przeciwko reformie sądownictwa.
W odpowiedzi w "Wiadomościach" i TVP Info zaczęto w tym czasie mówić o tzw. "wydziale nienawiści" w ratuszu w Inowrocławiu, którego prezydentem jest ojciec Krzysztofa Brejzy - Ryszard.
Zobacz też: burza po wywiadzie Morawieckiego dla "Financial Times". Adam Bielan tłumaczy
Jego syn miał osobiście w 2014 roku kierować "kampanią nienawiści" w internecie, czego dowodzić miały publikowane SMS-y z jego telefonu. Ówczesny poseł miał w nich instruować współpracowników, jak działać, a nawet - jak podawała TVP - "instruować urzędników ratusza, jak korzystać z oprogramowania, którego używają przestępcy i terroryści".
Materiały publikowane przez telewizję publiczną miały pochodzić ze śledztwa w sprawie tzw. afery fakturowej, czyli nieprawidłowości finansowych w inowrocławskim ratuszu.
Trzy wiadomości z telefonu Brejzy
O tym, że SMS-y z telefonu Brejzy zostały przez TVP zmanipulowane wyszło dopiero wtedy, gdy poseł postanowił złożyć własne zawiadomienie do prokuratury. Wówczas oddał swoją komórkę do ekspertyzy i wykonał kopię jego zawartości, którą zabezpieczył notarialnie.
Jedną z opublikowanych wiadomości wysłał do Brejzy Marcin Żywiczyński, pracownik jego biura. Informował on, w jaki sposób dodawać wiele komentarzy na jednym z lokalnych portali, aby nikt się nie zorientował, że pisze je ta sama osoba. Według serwisu wyborcza.pl poseł PO w żaden sposób nie zareagował jednak na tego SMS-a. Nie wysłał jej nikomu, ani nawet nie odpisał Żywiczyńskiemu.
Drugi pokazywany przez TVP SMS był zlepkiem kilku wiadomości wysyłanych przez Brejzę do współpracowników. Miał on im radzić, jak zachowywać się na spotkaniach.
Wiadomość kończyło zdanie: "można poklepać serie komentarzy krótkie: głosuję na Brejzę, ja też również głosuję na Brejzę itp. itd. Nie wdawać się w dyskusje, ale klepcie co jakiś czas". Co ciekawe SMS z takim zakończeniem nie został znaleziony w telefonie Brejzy. Prawdopodobnie ktoś je dopisał.
Trzecia wiadomość dotyczyła miejsca, w którym - wedle interpretacji TVP - współpracownicy posła rzekomo mogli odebrać telefony na kartę, mające służyć do ich aktywności w sieci. Jednak jej autorem nie jest Brejza. Wysłała mu ją jego asystentka.
"Automyjnia MK-SPEED ul. Dworcowa 32, możesz już od 8 tam podjechać. Tam, gdzie ostatnio byłeś miejsca nie mieli. Telefoniki już zostały zorganizowane :)" – głosiła treść SMS-a. Według serwisu wyborcza.pl asystentka informowała w ten sposób o tym, że umówiła posłowi wizytę w myjni. Z kolei pisząc o "telefonikach" przekazała, że wykonała telefony do ludzi, z którymi Brejza miał się spotkać.
TVP publikowała treść wiadomości z telefonu polityka, choć ten nigdy jej nikomu nie udostępniał. Aparat nie był też zabezpieczony do żadnego postępowania. Zawiadomienie w tej sprawie Brejza (obecnie jest senatorem) złożył w prokuraturze 22 września.
Przeczytaj też:
Źródło: wyborcza.pl