Patryk Osowski: Wulgarny atak na prezydenta. Postawa Platformy to smutny widok [OPINIA]
Okrzyki "Jesteś ch****", gwizdy i buczenie przez megafony. Tak grupa przeciwników PiS zakłócała przemówienie prezydenta w Pucku. Na koniec do protestujących, z których wielu w ogóle nie jest mieszkańcami Kaszub, a przyjechali za Andrzejem Dudą nawet z Warszawy, wyszła Małgorzata Kidawa-Błońska. Wyściskali się i wycałowali. Tak być nie powinno.
"Było słychać? Było nas słychać?" - pytały Małgorzatę Kidawę-Błońską osoby, które chwilę wcześniej podczas przemówienia prezydenta Andrzeja Dudy wykrzykiwały "marionetka", "konstytucja" i "będziesz siedział". Nie obyło się także bez wyzwisk. Część z tych osób można rozpoznać bez większego problemu. W przeszłości angażowali się już bowiem w takie akcje, jak jazda tekturowym czołgiem za wojskowymi przed Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie, czy organizowanie Halloween przy domu prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Po zakończonych uroczystościach w Pucku pojechali też za Andrzejem Dudą do Wejherowa.
Czemu uważam, że Małgorzata Kidawa-Błońska powinna odciąć się od postawy, jaką wszyscy musieliśmy oglądać, a co gorsza, której wysłuchaliśmy? Kilka godzin wcześniej w puckiej farze pani wicemarszałek oraz prezydent RP uczestniczyli wspólnie we mszy świętej z okazji 100. rocznicy zaślubin Polski z morzem. Nie znaleźli się na Kaszubach przypadkiem. Byli tam, by jako ważni przedstawiciele narodu uczcić istotne dla wszystkich Polaków wydarzenie. I na czym się skończyło?
Spór PO-PiS wpisał się już w nasze codzienne życie, ale zawsze powinniśmy stać na straży wyższych wartości. Jeśli nie zgadzamy się co do hasła "Bóg, Honor, Ojczyzna”, niech zostanie chociaż "Honor i Ojczyzna". W ostrych scenach z Pucka nie było jednak żadnej z tych trzech wartości. Oglądając opisywane sceny najsmutniejszy był obraz stojących przy prezydencie marynarzy. Na baczność, w wyprasowanych i nienagannie wyglądających mundurach, przyszli oddać cześć swoim kolegom, którzy wiele lat temu wywalczyli dla nas dostęp do morza. Zamiast słów refleksji prezydenta, nie ważne z której jest partii, usłyszeli buczenie z megafonów, agresję i "jesteś ch*".
Wszystkie te sceny budzą we mnie smutek. Ale jest on tym większy, że w wojnie politycznej zatraciliśmy poczucie przyzwoitości. To ono wymagało, by Małgorzata Kidawa-Błońska po zakończonych uroczystościach nie witała z uśmiechem grupy awanturujących się demonstrantów. "A to dopiero początek. W kampanii wyborczej Andrzej Duda zacznie być traktowany przez Polaków nie, jak Głowa Państwa, ale jak jeden z wielu kandydatów na prezydenta, do tego z kartoteką zapisaną łamaniem Konstytucji" - skomentował w sieci rzecznik PO Jan Grabiec. "Jego słowa kierowane dziś do Kaszubów są nic nie warte" - dodała z kolei posłanka PO Agnieszka Pomaska.
Naprawdę tego chcemy? Platforma może atakować Andrzeja Dudę zawsze. Na spotkaniach z wyborcami, podczas konferencji prasowych, czy w studiach telewizyjnych. Uroczystości tej rangi nie mogą jednak przypominać trybun piłkarskich w najgorszym możliwym wydaniu. A tak to mniej więcej wyglądało. Na nagraniach w sieci widać, że gdy przeciwnicy prezydenta zaczęli krzyczeć, buczeć i gwizdać, reszta zgromadzonych próbowała ich uciszyć. Wywiązały się sprzeczki, ale demonstranci byli nie do zatrzymania.
Zdaję sobie sprawę z tego, że wykrzykujący wulgaryzmy nie słyszeli, o czym najważniejsza osoba w państwie - nie polityk tej czy innej partii, ale właśnie przedstawiciel narodu - mówił do zgromadzonych. Ale czy nie słyszał tego Jan Grabiec? "Cierpienie obozu koncentracyjnego Stutthof, śmierć tysięcy Kaszubów w Piaśnicy za Polskę, za polskość, za to, że ją tutaj przywrócili i budowali, że przy niej przetrwali i starali się ją odzyska"” - przypominał naszą bolesną historię prezydent RP, gdy grupa osób za wszelką cenę próbowała go zagłuszyć.
Czy powinniśmy zagłuszać takie słowa? Nie. I nawet jeśli uważamy, że nie warto stanąć w obronie prezydenta, marynarzy i dużej grupy ludzi, którzy po prostu przyszli wysłuchać ważnego dla nich przemówienia, to przynajmniej nie ściskajmy i nie całujmy tych, którzy chwilę wcześniej nie potrafili się zachować godnie.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
"Było słychać? Było nas słychać?" - pytali protestujący, gdy podeszła do nich Małgorzata Kidawa-Błońska ze współpracownikami i działaczami Koalicji Obywatelskiej. "Było słychać zajebiście" - odpowiada jeden z mężczyzn i po kolei wita się z grupą demonstrantów. Z nagrań w sieci wynika, że był to Arkadiusz Dzierżyński, dyrektor biura poselskiego Barbary Nowackiej, która blisko współpracuje ze sztabem Kidawy-Błońskiej. Co na to Barbara Nowacka? Zwróciłem się już do niej z prośbą o odpowiedź na to pytanie.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Zobacz także: Wybory prezydenckie. Lider jest jeden. Najnowsze dane