Orban rośnie w siłę. Pomógł rząd Morawieckiego
Wszystko, z czego Warszawa zrezygnowała w ostatnich latach, trafiło nad Dunaj - fabryka śmigłowców, centrum serwisowe, udział w międzynarodowych projektach. Antyeuropejski Orban gra bardzo pragmatycznie.
Węgry realizują pragmatyczną politykę. Grają na kilku frontach, lawirując pomiędzy Kremlem, Brukselą, Berlinem a Waszyngtonem. Dla Polaków często niezrozumiałą i bardzo sprzeczną. Raz zbliżają się do jednych, innym razem dla drugich.
Węgierskie społeczeństwo nie popiera sankcji wobec Federacji Rosyjskiej. Aż 48 proc. Węgrów uważa, że powinny zostać złagodzone. 27 proc. ocenia Rosję pozytywnie. Orban spotyka się z Putinem i omawia ograniczenie pomocy wojskowej Ukrainie z Trumpem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z drugiej strony wspiera europejski przemysł obronny, inwestuje w nowe technologie i uruchomił największy program zbrojeniowy na Węgrzech od ponad 40 lat, starając porozumieć się z Unią Europejską i NATO. Przy budowaniu nowych zdolności niezwykle pomocny okazał się rząd Mateusza Morawieckiego, który z wielu europejskich programów zrezygnował.
PiS pomógł Węgrom
W ostatnich ośmiu latach rząd PiS zrezygnował z wielu programów, do których został zaproszony polski przemysł obronny. Przyczyna zawsze była ta sama – proponowały ją państwa, z którymi partii było nie po drodze. Dotyczyło to głównie okresu, kiedy resortem kierował Antoni Macierewicz.
W tamtym czasie współpraca ze Stanami Zjednoczonymi rządzonymi przez Trumpa była podstawą. Choć faktycznie kupowano jedynie drobnostki. Największe ówczesne postępowanie na śmigłowce wielozadaniowe, które wygrał Airbus, zostało anulowane, a kontrakt zerwany.
Za zerwanie kontraktu polscy obywatele musieli zapłacić 80 mln zł odszkodowania. Polska straciła nie tylko pieniądze, ale także ogromną szansę na rozwój przemysłu lotniczego. Dziś w ramach znacznie mniejszego zamówienia na śmigłowce Węgrzy mają centrum szkoleniowe lotników i serwisowe dla śmigłowców Airbusa oraz linię produkcyjną.
Dziś Polska nie posiada żadnej fabryki zdolnej do produkcji, nie ma także jednej platformy i odpowiedniej ilości śmigłowców. Wszystko przejęli Węgrzy. Szerzej pisaliśmy o tym tutaj.
Pancerna oferta
Niemal dekadę temu niemiecki koncern Rheinmetall Landsysteme GmbH liczył na strategiczną współpracę z Zakładami Mechanicznymi Bumar-Łabędy. Te od lat były zaniedbane. Ostatni wyprodukowany czołg wyjechał z nich na początku wieku. Od tamtej pory najwyżej remontowały i modyfikowały posiadane przez polską armię pojazdy.
W 2016 r. Niemcy proponowali szeroką współpracę przy modernizacji Leopardów i kolejnych wersjach rozwojowych, w tym w projekcie nowego czołgu. Ostatecznie temat się rozmył, a Bumar-Łabędy pozostał wielkimi zakładami remontowymi.
Za wielki sukces uznano pozyskanie zdolności modernizowania i remontowania Leopardów. Podczas podpisywania umowy ówczesna prezes zarządu Elżbieta Wawrzynkiewicz stwierdziła, że program modernizacji Leopardów 2A4 pozwoli "gliwickim zakładom uzyskać nowe kompetencje". Dziś w Gliwicach remontuje się uszkodzone na Ukrainie pojazdy i powoli modernizuje posiadane przez Polskę.
Tymczasem Niemcy, szukając partnerów, zbliżyli się do Węgrów, którzy pilnie potrzebowali wymienić posiadany park pojazdów pancernych. Najpierw w 2019 r. Węgrzy kupili najnowszą wersję Leoparda - 2A7HU, a rok później bojowe wozy piechoty Lynx, które Niemcy również chcieli produkować w Polsce. W międzyczasie pomysł nowego czołgu rozwinął się w projekt KF-51 Panther oparty na podwoziu Leoparda.
W 2020 r. zdecydowano, że w Zalaegerszeg na Węgrzech powstanie nowa fabryka, która nie tylko będzie remontowała Lynxy. Ma je budować je i stanowić centrum badawczo-przemysłowe, które ma opracować wariant KF51 EVO wykorzystujący armatę 120 mm L/55A1 znajdującą się również na 2A7HU. Orban poinformował, że w nowy czołg rząd zainwestował 300 mln euro.
Zakład został otwarty w sierpniu tego roku i już produkuje pojazdy pancerne. Węgrzy w nowej fabryce mają 49 proc. udziałów. Mniej niż mieli mieć Polacy w spółce join-venture w Gliwicach.
Ochłapy?
Viktor Orban zebrał ze stołu wszystkie karty, jakie pozwolono mu zebrać. Co prawda na gorszych warunkach niż wynegocjowała to Polska. W zakładach lotniczych ma połowę, Polska miałaby około 90 proc. udziałów. O 10 proc. mniej udziałów ma w zakładach zbrojeniowych, niż miało leżeć na stole w przypadku Polski, jednak dzięki Prawu i Sprawiedliwości są one na Węgrzech, nie - w Polsce.
Czy są to ochłapy? Wcale nie. Małe państwo kupujące niewiele sprzętu ugrało tyle, ile tylko mogło, znacznie rozwijając własny przemysł zbrojeniowy. Takiego skoku technologicznego węgierska armia i zbrojeniówka jeszcze nie przeżyły.
Orban zrozumiał, że dysponowanie własnymi strategicznie istotnymi kompetencjami badawczo-rozwojowymi i zapleczem przemysłowym jest kluczowe. Zwłaszcza że wojska lądowe są najistotniejszym elementem armii.
W Polsce przypomniano sobie o tym dopiero po wybuchu wojny na Ukrainie, kiedy niemal wszystkie kawałki zbrojeniowego tortu zostały już podzielone. Dlatego właśnie w ostateczności Mariusz Błaszczak musiał szukać partnerów aż w Korei Południowej. Na razie jednak dla polskiego przemysłu zyski są znikome.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski