On tam ciągle jest. "Cud" z Jezusem w Parczewie
Rok po sensacyjnym odkryciu, które wstrząsnęło całą Polską, w Parczewie, mieście opisywanym w maju 2023 roku przez wszystkie media, na ulicy Spółdzielczej, już jest spokojnie. Tylko nieliczni przychodzą się modlić, ale nie ma już pielgrzymek, śpiewów, głośnego odmawiania różańca i koronek. A twarz Zbawiciela nadal jest widoczna na pniu.
Odkrycia cudownego obrazu dokonały dwie mieszkanki Parczewa. Jedna pokazała coś na pobliskim dębie czerwonym drugiej. A potem podzieliły się swoim spostrzeżeniem z sąsiadami z parczewskiego blokowiska. Pod drzewem zaczęły się gromadzić coraz większe grupy ludzi, a na ziemi zapłonęły znicze i pojawiły się całe naręcza kwiatów.
Rok po tej sensacji z cudownym drzewem ze świętym obliczem na miejsce przybyli reporterzy "Gazety Wyborczej". Chcieli sprawdzić, czy obraz przetrwał oraz czy przetrwał kult tego najnowszego polskiego objawienia religijnego.
Na przełomie wiosny i lata Parczew przeżył istny najazd. Przyjeżdżały całe autobusy wiernych, którzy chcieli zobaczyć cud na własne oczy. Ludzi łączyło wspólne przeżywanie tej niezwykłości. Modlili się, śpiewali, w tej przypadkowej wspólnocie tworzyły się tradycje, na przykład wspólnego odmawiania różańca lub wysłuchiwania mszy świętej, upublicznianej z telefonu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kościół zachował dystans. Jak mówił wówczas "Wyborczej" ksiądz Jacek Świątek, rzecznik diecezji siedleckiej, władze kościelne nie dostrzegły w wydarzeniach w Parczewie znamion nadprzyrodzoności, więc diecezja nie podjęła żadnych działań.
Jezus z Parczewa. Twarz wciąż widoczna na dębie, ale nie budzi już takich emocji
Jednak ludzie wiedzieli swoje i czuli emocje. I przybywali tak tłumnie, że administracja osiedla zdecydowała się wyciąć fragment żywopłotu, żeby ułatwić wiernym dostęp do drzewa.
Teraz największe emocje już minęły. Jak ustalili reporterzy "Wyborczej", na miejscu są jeszcze elektryczne znicze, sztuczne kwiaty i mały obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej.
Mieszkańcy 11-tysięcznego Parczewa mówią, że o cudzie ludzie zapomnieli. Mało kto przyjeżdża, żeby się pomodlić. Ale plama na drzewie, którą wszyscy interpretowali jako obraz świętej twarzy - nie wiadomo, czy Maryi, czy Jezusa, bo zdania były podzielone - nadal jest widoczna.
Jednak nawet mieszkańcom pobliskich bloków zjawisko spowszedniało. Niektórzy nawet się cieszą, że zapanował spokój i zniknęły zgromadzenia i śpiewy.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"