Czy polscy biskupi są w stanie usłyszeć głos skrzywdzonych w Kościele? [OPINIA]
Jest kolejny egzamin, przed którym staje nie tylko Konferencja Episkopatu Polski jako całość, ale także każdy biskup z osobna. To egzamin nie tylko z poważnego traktowania papieskiego nauczania w kwestii pedofilii, ale także z ewangelicznego i po prostu ludzkiego traktowania osób skrzywdzonych seksualnie w Kościele - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Tym wyzwaniem jest - ujawniony przez portal "Więź" - list otwarty 46 osób skrzywdzonych wykorzystaniem seksualnym w Kościele do członków Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski. Dokument jest związany jest z ujawnieniem przez dziennikarzy zaniedbań arcybiskupa Tadeusza Wojdy w kwestii ochrony małoletnich, a także modelu jego myślenia o tego rodzaju przestępstwach i stylu komunikacji ze skrzywdzonymi pedofilią, jaki proponuje on sam i jego kuria.
Historię tę opisywałem kilkanaście dni temu na łamach Wirtualnej Polski, więc przypomnę tylko krótko, że arcybiskup odmawiał długo pomoc osobom skrzywdzonym, księdzu oskarżonemu (wiarygodnie) o przestępstwa seksualne wobec osoby małoletniej umożliwił pracę jako zastępcy kapelana w szpitalu psychiatrycznym, a także przez bardzo długi okres umożliwiał mu funkcjonowanie na parafii, gdzie ten mógł mieć dostęp do dzieci. On sam i jego kuria w sposób niezgodny z zasadami kościelnymi traktowała osoby skrzywdzone w Kościele, a on sam lekceważąco opisywał "inne czynności seksualne" (mówiąc po prostu o tym, że "ksiądz sobie pomacał").
Wszystkie te zaniedbania zostały zgłoszone do Stolicy Apostolskiej w bardzo solidnie udokumentowanym i uzasadnionym kanonicznie piśmie. I właśnie tego pisma, ale i całego modelu postępowania dotyczy list otwarty do Rady Stałej KEP.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jego autorzy - sami skrzywdzeni w Kościele, a jednocześnie od lat zaangażowani w jego życie - apelują o rzeczy dość oczywiste. Kilka z nich związanych jest ze zgłoszoną do Watykanu sprawą zaniedbań arcybiskupa Wojdy.
Skrzywdzeni w Kościele apelują, co powinno być oczywistym standardem, o czym zresztą pisałem na łamach Wirtualnej Polski, "zawieszenie abp. Tadeusza Wojdy w pełnieniu obowiązków przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski do czasu wyjaśnienia zarzucanych mu zaniedbań. W przypadku potwierdzenia stawianych mu zarzutów - usunięcie go z funkcji przewodniczącego".
Ten postulat jest czymś absolutnie podstawowym, bo na czele KEP nie powinien stać człowiek, który lekceważy przestępstwa, nie ma umiejętności empatii wobec osób skrzywdzonych, a do tego hierarcha, na którym ciążą poważne zarzuty kanoniczne.
Skandaliczne traktowanie skrzywdzonych
Inne - związane z zarzutami kwestie - są także dość oczywiste. Chodzi o "wprowadzenie ogólnopolskiej listy dobrych i złych praktyk dotyczących tych aspektów kontaktu ze skrzywdzonymi, których nie obejmuje prawo kanoniczne" i "zaangażowanie w każdej diecezji przynajmniej jednej kobiety w system pomocy osobom pokrzywdzonym".
Obie te kwestie są absolutnie fundamentalne, bo to właśnie brak spisanych zasad komunikacji i traktowania osób skrzywdzonych pozwalał na skandaliczne (z perspektywy moralnej) traktowanie skrzywdzonych i kanonicznie niedopuszczalne ignorowanie ich praw. Jasne sformułowanie zasad dałoby do ręki zgłaszającym swoje krzywdy ludziom, by bronili się przed skandalicznymi (a takie miały miejsce w metropolii gdańskiej) zachowaniami kurialistów.
Obecność wśród osób odpowiedzialnych za pomoc skrzywdzonym przez pedofilię kobiet jest także absolutnym standardem, bowiem część z ofiar nie chce i nie potrafi rozmawiać z mężczyznami w sutannach czy koloratkach. A to może oznaczać, że część z nich nie zgłasza przestępstw do kurii.
"Nie czują się winni ani odpowiedzialni za cokolwiek"
Inne postulaty znajdujące się w liście otwartym nie są już bezpośrednio związane ze skandalem z arcybiskupem Wojdą w roli głównej. Autorzy listu chcą podania terminu działania "niezależnej Komisji badającej przypadki wykorzystania seksualnego w Kościele od 1945 r.", spotkania KEP "z Delegacją Skrzywdzonych podczas zebrania plenarnego jeszcze w roku 2024" i wreszcie "wystosowania w imieniu Konferencji Episkopatu Polski listu do Stolicy Apostolskiej w celu poparcia idei zmian w prawie kanonicznym (m.in. nadania pokrzywdzonym statusu strony)".
Każdy z tych postulatów jest oczywisty z perspektywy zarówno deklarowanej przez Kościół postawy wobec skrzywdzonych, jak i zwyczajowego modelu komunikacji. Nic w nich zaskakującego, i to zarówno perspektywy rzeczywistości świeckiej, jak i tym bardziej z perspektywy Ewangelii.
Dlaczego więc tekst ten zacząłem od stwierdzenia, że przez Radą Stałą, a także całą Konferencję Episkopatu Polski i każdym biskupem z osobna stoi ogromne wyzwanie? Odpowiedź jest dość oczywista. Już wiadomo, że ani arcybiskup Tadeusz Wojda, ani jego współpracownicy nie czują się winni ani odpowiedzialni za cokolwiek. Rzecznik prasowy kurii już wydał atakujące dziennikarzy oświadczenie, którego ton potwierdza, że empatia, zrozumienie i normalny sposób traktowania świeckich przekracza możliwości metropolii gdańskiej.
Oświadczenie to, i jest to jedyna reakcja na skandal, zostało opublikowane na stronach Konferencji Episkopatu Polski. A potem zaległa cisza. I to jest - de facto - stanowisko nie tylko KEP, ale i poszczególnych polskich biskupów, którzy także w tej sprawie milczą.
Milczenie i udawanie, że problemu nie ma? "Kolejny smutny dowód"
List otwarty osób skrzywdzonych w Kościele nie pozwala na takie milczenie. Jest apelem skierowanym nie tylko do instytucji, ale i do każdego z biskupów z osobna.
Każdy biskup - metropolita, ordynariusz, ale także pomocniczy - musi sam sobie odpowiedzieć na pytanie, co jest dla niego ważniejsze: dobre samopoczucie arcybiskupa Wojdy czy absolutnie fundamentalne prawo skrzywdzonych do sprawiedliwości, samozadowolenie kurialistów z Gdańska czy troska o osoby, które zostały w niespotykany sposób skrzywdzone, pozorny interes instytucji Kościoła czy zasady Ewangelii, które przypominają biskupom, że to, co kuria biskupia w Gdańsku i sam arcybiskup Wojda uczynił osobom zgłaszającym krzywdę, to uczynił samemu Jezusowi?
To - z perspektywy wiary - nie są pytania nieistotne. Dotyczą tego, czy biskup jest wierny Ewangelii i Chrystusowi czy korporacyjnemu interesowi instytucji. Jeśli tylko temu drugiemu, nie sposób nie postawić pytania, czy nie jest on "solą, która utraciła swój smak"?
Od jasnej odpowiedzi na pytanie o konkretne terminy powołania komisji historycznej, spotkania z delegacją osób skrzywdzonych zależy zaś to, czy wszystkie deklaracje polskiego Episkopatu dotyczące pomocy osobom skrzywdzonym, należy traktować poważnie, czy też są one jedynie czymś, co określało się w czasach mojej młodości "picem na wodę"?
Milczenie, udawanie, że problemu nie ma, odmowa zabrania stanowiska to niestety będzie kolejny smutny dowód na to, że nie tylko polski Episkopat jako całość, ale i poszczególni biskupi, nie chcą odgrywać roli głosu sumienia i głosu Ewangelii. To będzie kolejny smutny dowód dalszego rozpadu autorytetu moralnego Kościoła.
Nie mogą się wychylać? Nieprawda
I nie przekonuje mnie, że biskupi funkcjonują w strukturze hierarchicznej, więc nie mogą się wychylać. To zwyczajnie nie jest prawda. Przewodniczący KEP nie ma nad nimi żadnej władzy, a każdy z nich (przynajmniej jeśli chodzi o ordynariuszy i metropolitów) odpowiada tylko przed papieżem. Arcybiskup Tadeusz Wojda nic nie może im nakazać, ani niczego nie może im nakazać.
To zatem nie jest kwestia podległości, a braku odwagi albo uznania, że w traktowaniu osób skrzywdzonych metropolita gdański i przewodniczący KEP zachował się tak samo jak zachowaliby się oni sami.
Jest jeszcze trzecia możliwość - że nawet ci biskupi, którzy rozumieją znaczenie problemu i widzą zgorszenie, obawiają się, iż jasne postawienie sprawy, zajęcie stanowiska, oznacza ostracyzm w KEP, uniemożliwi jakiekolwiek zmiany czy objęcie jakichkolwiek stanowisk. A to z kolei oznacza niemożliwość przeprowadzenia jakichkolwiek zmian.
Tyle że ostatnie wybory na przewodniczącego KEP pokazały, iż samo zaangażowanie się w kwestie ochrony małoletnich sprawia, że dla większości polskich biskupów hierarcha staje się niewybieralnym. Nieoficjalnie wiadomo, że powodem, dla którego prymas przegrał wybory z arcybiskupem Wojdą była także kwestia ochrony małoletnich.
Ten opis uświadamia, jak ważne jest teraz zajęcia stanowiska, choćby przez nielicznych biskupów. Ich głos jest potrzebny, by dowieść, że wśród biskupów są choć nieliczni sprawiedliwi. Jeśli takiego głosu zabraknie będzie, to smutny dowód, że ich brakuje.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski*
*Autor jest doktorem filozofii religii, pisarzem, publicystą RMF FM i RMF24. Ostatnio opublikował "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", a wcześniej m.in.: "Czy konserwatyzm ma przyszłość?", "Koniec Kościoła, jaki znacie" i "Jasna Góra. Biografia".