"Procesy polityczne i konkurencja polityczna odrodziły się w Ukrainie pomimo trwania wojny". Na zdjęciu: b. premier Julia Tymoszenko, Wołodymyr Zełenski i Petro Poroszenko, który przegrał z Zełenskim w 2019 r.© East News | Emin Sansar, Sergei Grits, Wojciech Stróżyk

Olha Ajwazowska: Powojenne wybory będą najtrudniejsze w historii Ukrainy

Tatiana Kolesnychenko

- Bez względu na to, co mówią Trump i jego ludzie, Ukraina wcześniej czy później będzie musiała przeprowadzić wybory i będzie to ogromne wyzwanie. Pierwsze powojenne wybory będą precedensem, bo takiego doświadczenia nie miało jeszcze żadne europejskie państwo - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Olha Ajwazowska.

W maju 2024 roku formalnie zakończyła się 5-letnia kadencja Wołodymyra Zełenskiego. Zarówno ukraińska konstytucja, jak i ustawa o stanie wojennym zabraniają przeprowadzenia wyborów parlamentarnych, prezydenckich oraz referendów podczas trwania konfliktu zbrojnego. Poparcie dla Zełenskiego, które na początku inwazji kształtowało się na poziomie ok. 90 proc., w marcu 2024 r. wynosiło 59 proc., a w grudniu - 52 proc. Choć prawowitość rządów ukraińskiego prezydenta jest bezsporna, sytuację postanowił wykorzystać Kreml. Putin, tuż po zakończeniu kadencji Zełenskiego stwierdził, że o pokoju będzie rozmawiać tylko "z prawomocnymi władzami" Ukrainy. Z kolei w ostatnich dniach zaproponował omówienie wprowadzenia tymczasowych rządów na Ukrainie pod auspicjami ONZ w celu przeprowadzenia tam wyborów.

Nieoczekiwanie retorykę rosyjskiej propagandy podjął Donald Trump. W lutym 2025 r., gdy Amerykanie parli do podpisania umowy na wydobycie złóż metali ziem rzadkich, nazwał nawet Zełenskiego "dyktatorem bez wyborów". Jednak wywieranie nacisków przyniosło odwrotny efekt. Poniżając ukraińskiego prezydenta podczas słynnego spotkania w Białym Domu, Trump przyczynił się do wzrostu jego popularności. W połowie marca na zlecenie "The Economist" w Ukrainie przeprowadzono badania socjologiczne, które wykazały, że prezydenta wspiera już 70 proc. Ukraińców.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

WIDEO

Trump nie dotrzyma słowa? "Ja bym był bardzo ostrożny"

Według brytyjskiego tygodnika ten nieoczekiwany wzrost poparcia zachęcił sztabowców Zełenskiego, by rozważyć rozpisanie wyborów prezydenckich już latem 2025 r. Warunkiem jest zawieszenie broni, które pozwoliłoby ukraińskiej Radzie Najwyższej nie głosować w maju nad przedłużeniem stanu wojennego, co umożliwiłoby przeprowadzenie wyborów. Źródła dziennikarzy twierdzą, że w ubiegłym tygodniu Zełesnki zwołał spotkanie, na którym miał zlecić przygotowanie do wyborów.

Tatiana Kolesnychenko, Wirtualna Polska: Od kiedy Donald Trump i jego ludzie zaczęli podważać prawowitość rządów Wołodymyra Zełenskiego, temat wyborów w Ukrainie stał się kwestią drażliwą. Wielu komentatorów uważa, że w ogóle lepiej o tym nie rozmawiać, skoro wybory nie są możliwe, dopóki trwa wojna, a spekulacje tylko budzą frustracje w społeczeństwie: "tu front, giną ludzie, a tam toczy się walka o władzę". Pani jednak konsekwentnie powtarza, że nie można "chować głowy w piasek" i do wyborów należy się przygotowywać. Dlaczego?

Olha Ajwazowska, przewodnicząca Rady Obywatelskiej Sieci OPORA, ekspertka w dziedzinie prawa wyborczego i procesów politycznych: Na początek rozdzieliłabym kontekst, w jakim mówimy o wyborach. Jedno to polityka i koncerty życzeń wokół ich przeprowadzenia. Zupełnie czym innym jest praktyczne przygotowanie do wyborów, by były bezpieczne, wolne i uczciwe. Jeśli więc przyjąć drugą, praktyczną perspektywę, słowa Trumpa i jego ludzi nie mają żadnego znaczenia. Ale faktem jest, że wcześniej czy później Ukraina będzie musiała wybory przeprowadzić i będzie to ogromne wyzwanie. Pierwsze powojenne wybory będą precedensem, bo takiego doświadczenia nie miało jeszcze żadne europejskie państwo.

Dla mnie - a zajmuję się tematem wyborów od 23 lat - jest absolutnie oczywiste, że to będzie maraton. A teraz wyobraźmy sobie, że musimy przebiec 42 kilometry, ale zamiast sportowych butów mamy klapki na bosych stopach, 30 kilogramów nadwagi i zero mięśni. Potrzebujemy od 6 do 12 miesięcy regularnych "treningów", żeby przygotować się fizycznie i mentalnie. Bo musimy założyć, że podczas tego "biegu" Rosjanie będą do nas strzelać zza każdego krzaka.

Mówimy o doświadczeniu w przeprowadzeniu wyborów podczas wojny, ale Ukraina już takie ma. W 2019 roku, kiedy trwały walki w Donbasie, obyły się wybory prezydenckie, w których zwyciężył Zełenski, a później parlamentarne.

Nie da się porównywać tamtej wojny z obecną. W Donbasie była wojna pozycyjna, wojska po obu stronach praktycznie stały w miejscu, a najwięcej ludzi ginęło od kul snajperów. Przypomnę, że w 2019 roku na mocy Porozumień Mińskich używanie artylerii było zabronione. Dzisiaj Rosja ostrzeliwuje całą Ukrainę rakietami balistycznymi i setkami dronów. Codziennie są niszczone bloki mieszkalne, infrastruktura. Niemal każdej nocy w miastach oddalonych od frontu o setki kilometrów giną cywile. Jeden taki atak w dzień wyborów może obniżyć frekwencję i sprawić, że wynik wyborów będzie unieważniony.

Innym kluczowym pytaniem jest włączenie obywateli w proces wyborczy. W 2019 roku pod okupacją było siedem procent naszego terytorium. Teraz prawie 20. Czyli w jednej piątej kraju głosowania nie będzie. Do tego mamy 7 milionów ludzi, którzy wyjechali za granicę w związku z wojną, około 4,5 miliona wewnętrznie przesiedlonych i prawie milion wojskowych. Jeśli wybory rozpoczną się przed zakończeniem stanu wojennego i demobilizacji, wielu nie będzie miało możliwości oddania swojego głosu, a mówimy o prawie połowie wszystkich uprawnionych do głosowania Ukraińców.

Musimy mieć specustawę, która będzie regulowała dostęp do głosowania, prawo bycia wybranym, a jednocześnie będzie zabezpieczała wybory od strony fizycznej i cyberbezpieczeństwa. W dodatku trzeba przeprowadzić audyt infrastruktury, bo wiele lokali zostało zniszczonych albo nie ma schronów. To są podstawowe pytania, na które dziś nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Powtórzę - żadne państwo w Europie nie miało podobnego doświadczenia.

Ostatnia porównywalna sytuacja miała miejsce w Bośni i Hercegowinie w latach 90. Równo 10 miesięcy po podpisaniu porozumienia pokojowego w Dayton przeprowadzono wybory powszechne.

Wojna w byłej Jugosławii była wstrząsająca, ale znowu - to były zupełnie inne czasy. Teraz mamy internet, sztuczną inteligencję, technologie, które ułatwiają dostęp do wyborców i manipulowanie opinią społeczną. Nie ma wątpliwości, że Rosja skorzysta z tych narzędzi.

Ma pani na myśli rumuński scenariusz, gdzie kandydat "znikąd" zajął pierwsze miejsce w pierwszej turze wyborów prezydenckich? Później się okazało, że za jego sukcesem stało kilkadziesiąt tysięcy kont w mediach społecznościowych, które nagle uruchomiły się podczas kampanii wyborczej, a ślad prowadził do Moskwy. Łatwiej i taniej jest przejąć kontrolę nad państwem drogą polityczną, niż prowadzić wojnę na wyczerpanie?

Tak, to jest ekstremalnie niebezpieczne. Na TikToka nie mamy wpływu, ale Telegram, jak pokazuje doświadczenie Francji, która zatrzymała założyciela tej aplikacji Pawła Durowa, możemy regulować. Dziś Telegram jest jednym z największych zagrożeń. Korzysta z niego 80 proc. Ukraińców. Stamtąd czerpią swoją wiedzę polityczną.

Ale nie chodzi tylko o manipulację opinią społeczną. Rosja wykorzystuje media społecznościowe do rekrutacji często nieświadomych ludzi. W zamian za "łatwe pieniądze" mają wykonać jakieś zadania, czyli de facto ataki terrorystyczne. Podczas jednego z ostatnich takich przypadków Rosjanie zdalnie wysadzili 15- i 17-latka. Jeden zginął, drugi stracił obie nogi. To wyraźnie pokazuje, że nawet jeśli dojdzie do zawieszenia broni, zagrożenie nie zniknie. Dlatego oczekiwania wobec organizacji pierwszych powojennych wyborów będą bardzo wysokie.

Pani wspomniała o byłej Jugosławii. Różnica jest taka, że po rozpadzie państwa związkowego i konfliktach zbrojnych, kraje, które wtedy uzyskały niepodległość, dopiero formowały swoją demokrację wyborczą. Więc i partnerzy, i społeczeństwa byli w stanie zaakceptować niższe standardy. Ukraina taryfy ulgowej mieć nie będzie, nie możemy sobie pozwolić na obniżenie poziomu demokracji. Zatem jeśli zakładamy, że wybory odbędą się na początku 2026 roku, to już straciliśmy czas na apolityczne decyzje i przygotowania.

Skąd pewność, że wybory odbędą się w 2026 roku? Według źródeł "The Economist" administracja Zełenskiego, widząc wzrost poparcia dla prezydenta, poważnie zastanawia się nad przeprowadzeniem wyborów w najbliższym czasie. Jeśli Trump otrzyma to, czego chce, czyli zawieszenie ognia do Wielkanocy, wybory mogą zostać ogłoszone w maju. Według obecnego prawa kampania wyborcza powinna trwać nie krócej 60 dni, więc głosowanie może się odbyć w lipcu tego roku.

Od ukraińskich polityków również słyszałam, że należy patrzeć na to, co wydarzy się w maju. Zobaczymy. Mam jednak nadzieję, że rząd wyznaczy wybory na bardziej odległy termin, inaczej będzie to po prostu akt głosowania, a nie święto demokracji.

Wcześniej "Politico" poinformowało, że ludzie Trumpa prowadzili rozmowy z największymi oponentami Zełenskiego - byłym prezydentem Petrem Poroszenką i byłą premier Julią Tymoszenko. Na co liczyli i co mogli uzyskać?

Zakładam, że do mediów trafiła tylko część nazwisk, z którymi mogli rozmawiać Amerykanie. Niemniej fakt, że na tej liście znaleźli się Poroszenko i Tymoszenko mówi o kompletnym braku zrozumienia procesów politycznych w Ukrainie. I jest to oznaka słabości. Rosjanie nigdy nie rozumieli i nie wierzyli, że Ukraińcy mają wpływ na państwo i mogą bronić swoich wartości. Podobny błąd popełniają teraz ludzie Trumpa, myśląc, że opinii publicznej można coś narzucić. Niestety, nowa administracja Białego Domu nie ma głębokiej wiedzy ani o Ukrainie, ani o Europie. Kto z nich był w Kijowie? Keith Kellogg, specjalny wysłannik ds. Rosji i Ukrainy oraz Scott Bessent, amerykański minister finansów, który przyjechał na jeden wieczór.

Amerykanie chcą dopiąć umowę naszym kosztem, ale jednocześnie muszą odpowiadać przed swoim elektoratem, który nadal wspiera Ukrainę. Mają problem i działają w sposób amatorski. Trudno inaczej określić prowadzenie rozmów z ludźmi, którzy nie mają realnych perspektyw w polityce. Zarówno Poroszenkę, jak i Tymoszenkę można nazwać liderami swoich małych grup wyborczych, ale ich wpływ na całość społeczeństwa jest znikomy. Ta dwójka ma około 70 proc. negatywnego elektoratu, co oznacza, że w najlepszych przypadku mogą liczyć na 20-30 proc. głosów.

Nie wygrają wyborów, ale mają doświadczenie i zaplecze, by polaryzować społeczeństwo? Po ukazaniu się informacji o zakulisowych rozmowach z USA Poroszenko potwierdził je, ale w drugim zdaniu nazwał Zełenskiego "dyktatorem".

Nie jest sekretem, że procesy polityczne i konkurencja polityczna odrodziły się w Ukrainie pomimo trwania wojny. W lutym Zełenski nałożył sankcje na Poroszenkę, co wielu uznało za ruch motywowany politycznie. Więc teraz Poroszenko, oskarżając Zełenskiego, bronił własnego stanowiska. Ale nie zmienia to faktu, że nie powinien używać słów z rosyjskiej propagandy, które w dodatku oddziałują na wyobraźnię administracji Trumpa.

Zakładam, że Amerykanie będą podejmować próby, by wykorzystać niektórych ukraińskich polityków w swojej grze, manipulując ich konfliktami z obecną władzą. Ale jestem przekonana, że Poroszenko jest wystarczająco inteligentny, aby nie stać się narzędziem w czyichś rękach.

Wróćmy do pytania o polaryzację społeczeństwa. Bez względu na to, w jakim kontekście Poroszenko użył słowa "dyktator" padło ono na podatny grunt. Wśród Ukraińców w wieku poborowym, którzy unikają mobilizacji, dość często można usłyszeć podobne oskarżenia pod adresem władz. Zrozumiałe, że jest to konflikt interesów, podszyty ogromnym strachem przed śmiercią, ale tym bardziej czynni to tych ludzi podatnymi na wpływy. Czy to przedsmak tego, czego można się spodziewać w kampanii wyborczej?

Też słyszałam od tzw. uchylantów, że nie będą walczyć za Ukrainę, bo zżera ją korupcja. Chociaż sami wyjechali za granicę nielegalnie, a więc za pomocą łapówki... Ludzie, którzy się boją, są skłonni szukać potwierdzenia własnych działań, oskarżając innych. Ale wracając do sedna pytania, grupa, o której mówimy, jest dość nieliczna, by mieć wpływ na ogólny obraz.

Pod koniec ubiegłego roku zbadaliśmy 6 grup społecznych, między którymi może dochodzić do polaryzacji. Jeden z przykładów: żołnierze i ich rodziny oraz cywile, którzy nie byli dotknięci wojną. Widać rosnącą przepaść, bo doświadczenie jednej grupy nie jest zrozumiałe dla drugiej. Ale na pytania, czy odczułbyś zadowolenie, gdyby przedstawiciel drugiej grupy został ukarany fizycznie lub prawnie, odpowiedź była przeczącą. Oznacza to, że dystans się zwiększa, ale nie ma polaryzacji. Choć jest też ryzyko, że kiedy wejdziemy w tryb pełnej kampanii wyborczej, ten dystans może zamienić się w podziały.

Bo będzie zawieszenie broni, a więc zejdzie emocjonalne napięcie i zacznie się szukanie winnych…

Tak, to bardzo prawdopodobne. Możemy przypuszczać, że w trakcie kampanii sytuacja społeczna będzie się pogarszać, ale nie zmienia to faktu, że przez wybory i tak będziemy musieli przejść. Dlatego teraz jest najwyższy czas, by politycy wyznaczyli sobie czerwone linie i podjęli wybór, czy pracują w interesach państwa, czy rozpalają nastroje społeczne do stanu konfrontacji. Jeśli wybiorą drugą opcję, mogą po prostu nie mieć czym rządzić.

Tatiana Kolesnychenko, dziennikarka Wirtualnej Polski

Olha Ajwazowska – przewodnicząca rady Obywatelskiej Sieci OPORA, ekspertka w dziedzinie prawa wyborczego i procesów politycznych. Absolwentka programu Draper Hills Summer Fellowship on D-mocracy and Development na Uniwersytecie Stanforda oraz Ukraińskiej Szkoły Studiów Politycznych. Inicjatorka kampanii na rzecz reformy prawa wyborczego. Kierowała szeroko zakrojonymi, prowadzonymi bezstronnie monitoringami wyborów w Ukrainie. Od 2016 roku była ekspertką strony ukraińskiej w politycznym zespole roboczym trójstronnej grupy kontaktowej podczas negocjacji w Mińsku dotyczących rozwiązania konfliktu w Donbasie. Od 2018 roku kieruje radą Międzynarodowej Fundacji Odrodzenie. Wielokrotnie znajdowała się na listach najbardziej wpływowych kobiet Ukrainy. Do Polski Ajwazowska przyjechała na zaproszenie Fundacji im. Stefana Batorego.

Źródło artykułu:WP magazyn

Wybrane dla Ciebie