Kreml w twojej komórce. Niebezpieczne związki twórcy Telegramu
Przez dekadę Paweł Durow przekonywał świat, że zerwał wszelkie więzi z Rosją. Jego aresztowanie we Francji obnażyło jednak wiele kłamstw i manipulacji, ale przede wszystkim zmusiło Zachód do zadania sobie pytania: jak bardzo Telegram, z którego na świecie korzysta prawie miliard osób, jest kontrolowany przez Kreml?
Paweł Durow z rozbawieniem obserwował szalejący tłum. Ludzie wspinali się na słupy sygnalizacji świetlnej, podskakiwali, depcząc po innych, rozbijali sobie łokciami nosy. "Ogólnie zachowywali się jak zwierzęta" - powiedzą później świadkowie.
Masowa bijatyka wywiązała się za sprawą papierowych samolocików, do których Durow i jego współpracownicy doczepiali banknoty o nominale 5 tysięcy rubli (wówczas ok. 500 zł) i wyrzucali je z okna swojego biura przy Alei Newskiego, głównym deptaku Petersburga.
Był rok 2012 i wyrzucanie pieniędzy przez okno było jednym z wielu ekscentrycznych wygłupów Durowa, budzących w Rosji jednocześnie i odrazę, i zachwyt. Media wówczas jeszcze z dumą nazywały go "rosyjskim Zuckerbergiem", a sieć społecznościowa VKontakte - odpowiednik Facebooka - gwałtownie podbijała rosyjskojęzyczny internet.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ale im bardziej VKontakte stawała się państwem w państwie, tym mniej podobało się to Kremlowi. Po antyrządowych protestach w latach 2011-2013 służby zażądały zablokowania na platformie opozycyjnych grup, na co Durow oficjalnie odpowiedział, publikując zdjęcie psa z wystawionym językiem.
Tak narodził się nowy wizerunek Durowa. Odtąd nie był już postrzegany jako "zły geniusz", tylko jako symbol niezależności i wolności słowa przy coraz bardziej opresyjnym reżimie. Ten obraz Durow będzie pieczołowicie pielęgnować przez następną dekadę. Zwłaszcza po zerwaniu - jak twierdził - kontaktów z Rosją i założeniu komunikatora internetowego Telegram, który stał się drugim najpopularniejszym na świecie, z liczbą użytkowników sięgającą prawie miliarda osób.
Jednak za fasadą nieugiętego antysystemowca broniącego wolności słowa przed apodyktycznymi rządami kryje się wiele tajemnic. Niejasne kontakty z Kremlem, kłamstwa, gigantyczne długi, a w końcu aresztowanie we Francji pokazują, że wizerunek Durowa jest jedną wielką mistyfikacją.
- Nigdy nie wierzyłem w jego bajki o obronie wolności słowa. Durow jest pragmatykiem. Jak każdy biznesmen musiał iść na kompromisy z rosyjskimi władzami - podkreśla w rozmowie z WP Ilja Ponomariow, opozycjonista, były deputowany do rosyjskiej Dumy Państwowej, który obecnie mieszka w Kijowie i niegdyś utrzymywał kontakty z Durowem.
- Dla jednych Durow jest symbolem walki o wolność słowa w internecie. Dla innych - twórcą gigantycznej sieci szpiegowskiej - dodaje Jarosław Ażniuk, założyciel grupy śledczej Kremlingram, badającej powiązania między Telegram i Kremlem.
Wygnanie
Jest 2011 rok. Funkcjonariusze rosyjskich służb dobijają się do mieszkania Durowa. Są uzbrojeni i wydaje się, że zaraz wyważą drzwi. Durow, zabarykadowany wewnątrz, z przerażeniem uświadamia sobie, że nie może w bezpieczny sposób skontaktować się ze swoim starszym bratem Nikołajem Durowem, często nazywanym genialnym matematykiem i programistą, a także mózgiem zarówno VKontakte, jak i później Telegramu. W wywiadzie dla "The New York Times" Paweł Durow opowie później, że właśnie wtedy powstał pomysł stworzenia aplikacji mobilnej, która dawałby wolność komunikowania się bez strachu, że służby mogą śledzić twoją korespondencję.
W grudniu 2013 roku pętla wokół Durowa zaciska się coraz bardziej. W Kijowie właśnie wybuchła Rewolucja Godności i tym razem Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB) żąda, by VKontakte przekazało dane osobowe organizatorów grupy Euromajdan.
- Odmówiłem spełnienia tych żądań, ponieważ oznaczałoby to zdradę naszych ukraińskich użytkowników - pisze Durow.
Parę tygodni później odsprzedaje jednak swoje akcje VKontakte kontrolowanej przez Kreml grupie Mail.ru i wkrótce potem wyjeżdża z Rosji.
- Niestety, prowadzenie biznesu internetowego w tym kraju jest niemożliwe – tłumaczy Durow. I dodaje: - Obawiam się, że nie ma dla mnie odwrotu. Zwłaszcza po tym, jak publicznie odmówiłem współpracy z władzami.
Później będzie przedstawiał swój wyjazd z Rosji jako wygnanie. Przy każdej okazji podkreślał też, że zerwał wszelkie kontakty z krajem i nie ma tam ani firmy, ani współpracowników. - Straciłem firmę i dom, ale bez wahania zrobiłbym to ponownie - powie.
Rosyjski odpowiednik
Przez następne kilka lat Durow i jego najbliżsi współpracownicy z VKontakte będą pracować nad stworzeniem i rozwojem Telegramu. Pierwsza wersja aplikacji pojawi się już w 2013 roku. Trzy lata później będzie z niej korzystać ponad 100 milionów osób.
- Durow zrobił to, co umiał najlepiej: sklonował czyjś pomysł. Tworząc VKontakte, skopiował Facebooka, a pracując nad Telegramem, wzorował się na WhatsAppie. Ale w obu przypadkach odniósł sukces, bo wiedział, czego chcą ludzie, a więc mógł udoskonalić swój produkt - mówi Ilja Ponomariow.
- Sukces obu przedsięwzięć Durowa jest bezpośrednio związany z zasadami, które mógł złamać. Gdyby działał w cywilizowanych krajach, nie miałby szans na powodzenie – uważa Jarosław Ażniuk.
O ile VKontakte łączyło rolę serwisu społecznościowego z gigantyczną bazą pirackiej muzyki, filmów, gier i pornografii, o tyle Telegram w ciągu dekady ewoluował z prostego komunikatora w wielofunkcyjną platformę łączącą serwisy informacyjne, sprzedażowe czy aplikację randkową. Telegram miała wyróżniać "nieograniczona wolność komunikowania się", co w praktyce oznaczało brak moderacji. To sprawiło, że stał się bezpieczną przystanią dla terrorystów, dilerów i pedofilów.
Z Telegramu korzystali ISIS, Hamas, spiskowcy planujący zabójstwo premiera Saksonii, a także zwolennicy Trumpa, kiedy w 2021 roku planowali atak na Kapitol. Oprócz tego w Telegramie łatwo można było znaleźć twarde narkotyki i pornografię dziecięcą.
Zachodnie służby, które tropiły przestępców i terrorystów, miesiącami nie mogły skontaktować się z biurem Telegramu. Oficjalnie jest ono zarejestrowane w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Jednak kiedy w 2021 roku dziennikarze niemieckiego "Der Spiegel" odwiedzili biuro w Dubaju, okazało się, że stoi puste. Konsjerż budynku twierdziła, że od ponad trzech lat nie widziała, by ktoś tam wchodził.
- Ostatecznie wolność jest ważniejsza niż strach przed złem - mówił jeszcze w 2015 roku Durow.
Wiele jednak wskazuje, że twórca Telegramu przymykał oko na aktywność terrorystów w aplikacji i ignorował zachodnie służby, ale już w kontaktach z Rosją nie wykazywał takiego oporu.
Kłopoty
Po rzekomym wyjeździe z Rosji Durow przechodzi przemianę. Krążą pogłoski, że poddaje się operacjom plastycznym i przeszczepowi włosów. Jego media społecznościowe stają się wystawą zdjęć prezentującą idealnie wyrzeźbiony tors. Ubiera się tylko na czarno, naśladując Neo, genialnego hakera z filmu Matrix, na punkcie którego ma obsesję.
Osoby z jego otoczenia coraz częściej mówią, że zaczyna wierzyć, że tworzy własną rzeczywistość. Jest w niej tyranem wymagającym od współpracowników balansowania na skraju wytrzymałości. Jest zafiksowany na punkcie własnego DNA i, jak sam utrzymuje, oddając spermę spłodził ponad 100 biologicznych dzieci w 12 krajach. Podkreśla też, że nie interesują go rzeczy materialne. Zamiast urządzać kolejne domy, woli wpływać na sposób komunikacji między ludźmi.
- Paweł ma syndrom boga, właściwy osobom z branży IT, którym udało się odnieść wielki sukces. Uważa, że skoro biznes mu się udał, to jest najlepszy we wszystkim. W pewnym momencie zaczął zachowywać się jak Elon Musk, który uważa, że odniesiony sukces w biznesie daje mu prawo wpływać na świat - mówi Ponomariow.
Napędzało go dodatkowo uznanie zdobyte na Zachodzie. Według francuskiego "Le Monde", Durow wielokrotnie był goszczony przez prezydenta Emmanuela Macrona, który jest fanem aplikacji Telegram i osobiście zabiegał o przeniesienie biura firmy do Francji. Podczas jednego z takich obiadów Macron miał zaproponować twórcy specjalną ścieżkę otrzymania francuskiego obywatelstwa. Durow skorzystał. Przyznano mu je w 2021 roku.
- Kiedy jednak zaczęły się kłopoty, Durow szukał wsparcia w Rosji, a nie na Zachodzie. To dużo mówi o jego mentalności - mówi Ilja Ponomariow.
Brudne pieniądze
Od początku założenia Telegramu Durow podkreślał, że finansuje projekt z własnych środków pochodzących ze sprzedaży udziałów we VKontakte. Szacuje się, że było to 400 mln dol.
- Komunikatory są bardzo trudnym biznesem. Ciężko je monetyzować, a jednocześnie utrzymanie ich infrastruktury wymaga ogromnych nakładów pieniędzy. To była jedna z przyczyn, dlaczego twórcy WhatsAppa zdecydowali się sprzedać swój biznes korporacji Meta - wyjaśnia Jarosław Ażniuk.
Według szacunków dziennikarzy śledczych Kremlingram, od 2013 do 2022 roku utrzymanie Telegramu mogło kosztować nawet 2 miliardy dolarów.
- Przy tym Telegram jako biznes nie przynosił żadnych dochodów. Dopiero w 2021 roku wprowadzono subskrypcję premium i reklamy, ale zyski nie były wystarczające nawet na pokrycie bieżących wydatków - mówi Ażniuk.
Rozwiązaniem coraz większych kłopotów finansowych miało być uruchomienie platformy blockchainowej Telegram Open Network (TON) z własną kryptowalutą o nazwie Gram. Durow ogłosił swoje plany w 2018 r. i zebrał 1,7 mld dolarów od ponad 170 inwestorów. Wśród nich znaleźli się m.in. rosyjscy oligarchowie Jurij Milnera, Roman Abramowicz i Dawid Jakobaszwili.
Według planów, TON miał zostać uruchomiony pod koniec października 2019 r., ale amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd (SEC) oskarżyła Telegram o próbę sprzedaży niezarejestrowanych papierów wartościowych pod przykrywką kryptowaluty i zablokowała emisję, kierując sprawę do sądu.
Durow był w potrzasku. Musiał zwrócić inwestorom pieniądze i to wraz z odsetkami. Postanowił wtedy zagrać va banque. Według rosyjskiego niezależnego serwisu The Bell, zaproponował inwestorom dwie możliwości: mogą albo zabrać 72 proc. inwestycji teraz, albo podpisać umowę pożyczki na rok i otrzymać 110 proc. w 2021 r. bez względu na wyrok sądu w USA. Zabezpieczeniem miały być jego własne udziały w Telegramie.
Pod koniec 2020 roku Durow wycofał się z pomysłu platformy blockchainowej. W kolejnym umieścił obligacje na giełdzie w Petersburgu. Wśród inwestorów znalazła się firma VTB Capital, której 60 proc. należy do państwa rosyjskiego, a od ponad 20 lat zarządza nią Andriej Kostin, bliski sojusznik Putina. VTB Capital wykupił obligacje o wartości miliarda dolarów. Innym inwestorem była Alfa Capital należąca do rosyjskiego oligarchy Michaiła Fridmana, który jest objęty sankcjami UE.
- To są brudne pieniądze i nikt nawet nie próbował tego maskować. Ponad połowa inwestorów Telegramu to są ludzie objęci sankcjami Unii Europejskiej i USA w związku z wojną przeciwko Ukrainie – mówi Ilja Ponamariow.
Z pieniędzmi rosyjskich oligarchów Durow jednak dopiął swojego, wprowadzając kryptowalutę w Telegramie.
Kreml pod drzwiami
Na początku marca 2022 roku Marina Matsapulina, 30-letnia wiceprzewodnicząca Libertariańskiej Partii Rosji z przerażaniem nasłuchuje, jak rosyjskie służby dobijają się do drzwi jej mieszkania. W dzień rosyjskiej inwazji na Ukrainę Matsapulina wraz z kilkoma innymi opozycyjnymi politykami z Petersburgu złożyła wniosek o pozwolenie na zorganizowanie wiecu przeciwko wojnie.
Matsapulina, podobnie jak kiedyś Durow, boi się ruszyć ze swojej sypialni. Ale w odróżnieniu od niego ma komórkę i zainstalowany Telegram, przez który informuje swoich przyjaciół o zajściu. Po dwóch godzinach funkcjonariusze wyważają drzwi i dokonują aresztowania.
Jak później opisuje w rozmowie z amerykańskim magazynem "Wired", jeden z policjantów powiedział, że służby śledziły jej korespondencję na Telegramie. To właśnie tak upewniły się, że Matsapulina jest w domu.
Jej przypadek nie jest odosobniony. Kiedy w 2022 roku ukraiński dziennikarz Igor Bondarenko próbuje opuścić okupowany Chersoń, FSB zatrzymuje go na przesłuchanie. Oficer zabiera jego komórkę, a kiedy wraca, ma całą korespondencją z Telegramu, którą Bondarenko wykasował dwa miesiące wcześniej.
Telegram za każdym razem znajduje jednak wyjaśnienia tych sytuacji, a dziennikarzom, którzy udowodniają, że aplikacja nie jest tak bezpieczna, jak się reklamuje, wytyka nieścisłości i brak profesjonalizmu.
"Paweł Durow był prześladowany w Rosji za obronę praw ukraińskich użytkowników do wolności słowa oraz prywatności i został zmuszony do opuszczenia kraju. Mieszka obecnie w Dubaju i posiada podwójne obywatelstwo Francji i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Telegram nie ma sprzętu, pracowników ani biur w Rosji" - podaje Telegram w oficjalnych komunikatach.
Sam Durow podkreśla z kolei swoje ukraińskie korzenie po stronie matki. "Ten tragiczny konflikt (rosyjska inwazja na Ukrainę - red.) jest dla mnie i dla Telegramu sprawą osobistą" - utrzymuje.
Zatrzymanie
Osobista znajomość z Emmanuelem Macronem nie gwarantuje mu nietykalności. 24 sierpnia 2024 roku Paweł Durow zostaje zatrzymany we Francji. Jego aresztowanie wywołuje medialną burzę. Elon Musk, Edward Snowden (amerykański pracownik wywiadu, który uciekł do Rosji), Tucker Carlson (amerykański dziennikarz, który przeprowadził wywiad z Putinem, a wkrótce potem również z Durowem) stają w jego obronie, powielając rosyjską narrację o tym, że Zachód ogranicza wolność słowa. I, co bardziej zaskakujące, w obronie Durowa występuje także część rosyjskiej opozycji.
Jednak dla wielu aresztowanie Durowa jest postawieniem kropki nad "i". Już wcześniej byli współpracownicy Telegramu twierdzili, że gdy tylko opadły emocje po sprzedaży VKontakte, Durow wrócił do Petersburga i nadal pracował w tym samym biurze przy głównym deptaku.
Również jego brat Nikołaj Durow, który też jest poszukiwany przez Francję, ma mieszkać w Petersburgu i pracować w Instytucie Matematycznym Rosyjskiej Akademii Nauk. Na stronie internetowej instytucji figuruje zresztą jako jej pracownik.
Okazuje się również, że Paweł Durow oprócz paszportów Francji i ZEA w dalszym ciągu ma też paszport rosyjski.
Najciekawszy jednak jest inny zbieg okoliczności. Areszt Durowa zbiegł się w czasie z jednym z największych przecieków z baz danych FSB, po którym w internecie znalazły się dane Rosyjskiej Służby Granicznej. Dziennikarze niezależnej strony Ważnyje Istorii i osobno zespół Kremlingram potwierdzili autentyczność udostępnionych danych.
Wynika z nich, że od czasów "wygnania" Durow wjeżdżał do Rosji co najmniej 50 razy. Uwagę jednak zwraca jego wizyta z 18 czerwca 2020 roku. Tego dnia Roskomnadzor (Federalna Służba ds. Nadzoru w Sferze Łączności, Technologii Informacyjnych i Komunikacji Masowej) ogłosił, że po dwóch latach zakończył blokowanie Telegramu.
Wieczorem tego samego dnia Durow opuścił Rosję.
- Teraz wiemy, że Durow przez lata okłamywał nas, twierdząc, że nie ma związków z Rosją. Dość dziwnie wygląda sytuacja, w której "wygnany" z kraju człowiek swobodnie tam wraca. Mówi to tylko o tym, że ma na tyle dobre relacje z władzami, by niczego się nie obawiać - mówi Jarosław Ażniuk.
Wiele pytań pozostawiają również okoliczności, w których Durow zdecydował się lecieć do Francji. Wiadomo, że tuż przedtem był w Azerbejdżanie, gdzie akurat przebywał prezydent Rosji.
- Durow chciał się spotkać z Putinem, żeby prosić o protekcję przed wierzycielami, którzy coraz mocniej deptali mu po piętach. Ale ewidentnie właśnie ci wierzyciele zablokowali spotkanie Durowa i Putina. Rozumiejąc, że teraz może się stać z nim coś złego, Durow wybrał najbardziej bezpieczne miejsce. Poleciał do Francji - uważa Ponomariow.
"Durow czuł się traktowany z szacunkiem we Francji, nie sądzę, by spodziewał się aresztowania" - powiedziało dziennikowi "Le Monde" źródło bliskie twórcy Telegramu.
Oficer łączności
Durow spędził we francuskim areszcie zaledwie 96 godzin - został wypuszczony po wpłaceniu 5 mln euro kaucji, otrzymał też zakaz opuszczania kraju. Musiał również oddać francuskim władzom wszystkie paszporty na swoje nazwisko.
Według informacji przekazanej przez francuską policję, Durow usłyszał 12 zarzutów, w tym za współudział w posiadaniu i rozpowszechnianiu pornograficznych zdjęć nieletnich, dystrybucji narkotyków, programów hakerskich oraz współudział w oszustwie popełnionym przez zorganizowaną grupę przestępczą. Maksymalnie może dostać karę 10 lat pozbawienia wolności.
Bez względu na to jak potoczy się sprawa Durowa, jego zatrzymanie już jest potężnym ciosem dla Rosji. Od początku inwazji Telegram był dla wojska rosyjskiego podstawowym narzędziem komunikacji. Jest wykorzystywany do przesyłania danych wywiadowczych, transmisji wideo z dronów i korygowania celów dla artylerii.
Po zatrzymaniu Durowa rosyjscy blogerzy żartem pisali, że w ręce Francuzów wpadł "dowódca łączności Sił Zbrojnych Rosji". Jednak już całkiem poważnie radzili innym usunąć starą korespondencję.
- Telegram jest oparty na chmurze, co oznacza, że przechowuje wszystkie czaty (z wyjątkiem tych tajnych, ale co do nich też są wątpliwości) w otwartej, niezaszyfrowanej formie. Dzięki temu możliwe jest pobranie całej historii korespondencji - tłumaczy Jegor Auszew, przewodniczący zarządu ukraińskiego think tanku Instytut Badań nad Cyberwojną.
"Telegram nie jest szyfrowany metodą end-to-end, co oznacza, że wszystkie wiadomości wysłane przez użytkowników znajdują się na serwerach, a nie urządzeniu użytkownika" - pisze Moxie Marlinspike, twórca aplikacji Signal.
"Telegram ma wiele atrakcyjnych funkcji, ale pod względem prywatności i gromadzenia danych nie ma gorszego wyboru" - podkreśla Marlinspike.
Do tej pory Rosjanie wykorzystywali luki w zabezpieczeniach Telegramu jako narzędzia w wojnie przeciwko Ukrainie. Badania pokazują, że obecnie z aplikacji korzysta ponad 80 proc. Ukraińców.
- To daje Rosji możliwości masowej inwigilacji. Ukraińcy aktywnie korzystają z Telegramu, zostawiają komentarze, posty i reakcje, które zawierają metadane. A więc są to zapisy, kiedy użytkownicy byli ostatnio online lub ich położenie geograficzne z dokładnością od 1 do 549 metrów - mówi Auszew.
Oprócz tego Telegram pozwala rosyjskim służbom dokładnie analizować nastroje, identyfikować lęki czy emocje, które wywołują oburzenie, a nawet dzielić użytkowników na grupy wiekowe i badać regionalną specyfikę. To pozwala Rosji maksymalnie dopasować swoją propagandę, by uderzać nią w najczulsze punkty.
Kompromisy
Ilja Ponomariow przyznaje, że nigdy nie ufał Telegramowi, choć podkreśla, że dla części rosyjskiej opozycji jego twórca wciąż pozostaje bohaterem.
- Nie bez powodu cała rosyjska wierchuszka, łącznie z wojskową, korzysta z Telegramu. Dla nich WhatsApp czy Signal są zdyskredytowane, bo pochodzą z Zachodu. Ale Telegramowi z jakiegoś powodu ufają - mówi Ponomariow.
Według niego Kreml nigdy nie kontrolował aplikacji, choć miał do niej pełny dostęp.
- Durow sam nie brudziłby sobie rąk przekazując coś Kremlowi. Wystarczyło, że w jego zespole były odpowiednie osoby zainstalowane przez władze - uważa Ponomariow.
- Podobna sytuacja dekadę temu była w VKontakte. Wiem, że FSB wiele razy czytało moją korespondencję. Durow tak jak teraz udawał, że niczego nie wie i walczy o wolność słowa. Kreml zawsze ma dostęp do wszystkiego, czego zapragnie, a Durow zawsze odwraca wzrok. Jako biznesmen doskonale wie, że musi iść na kompromisy.
Tatiana Kolesnychenko jest dziennikarką Wirtualnej Polski