Wielki błąd? Alexander Etkind: Wymiana więźniów była wątpliwą operacją
- Uwolnieni rosyjscy opozycjoniści na dzień dobry popełnili masę błędów. Powtarzanie jak mantry słów o chęci powrotu do Rosji nic nie da. Przykład Nawalnego pokazał, że takie akty bohaterstwa na koniec nie mają żadnego sensu - mówi Wirtualnej Polsce Alexander Etkind, profesor historii i kulturoznawstwa, badacz stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Wiedniu.
Tatiana Kolesnychenko, Wirtualna Polska: Wielka wymiana więźniów między Zachodem i Rosją już została okrzyknięta wydarzeniem historycznym. Jako historyk też pan tak uważa?
Alexander Etkind: Rozumiem emocje, ale tak nie uważam. Wiele podobnych wymian odbyło się w czasach zimnej wojny. Wtedy panowie w szarych płaszczach spotykali się na Glienicke, słynnym moście w Berlinie, który potocznie nazywano "mostem szpiegów". Do wymian dochodziło w momencie największych napięć w relacjach między Związkiem Radzieckim a Zachodem. Teraz wszystko się powtórzyło.
To znaczy, że wracamy do czasów zimnej wojny?
Dobre pytanie, bo jest wiele dyskusji na temat symbolizmu tej wymiany. Część osób woli myśleć, że pociągnie za sobą złagodzenie napięć między Zachodem a Rosją, a może nawet wpłynie na sytuację w Ukrainie, przybliży perspektywę rozmów pokojowych.
A pan jak woli myśleć?
Że ta wymiana była na rękę zarówno USA, jak i Rosji. Administracja Bidena chciała zrobić coś znaczącego i widowiskowego przed zakończeniem swojej kadencji. Więc jest to jednorazowa akcja, po której wielkie zmiany na pewno nie nastąpią.
Jaka korzyść z tego płynie dla Rosji? Wymieniła dziennikarzy i więźniów politycznych na zabójcę, szpiegów i hakerów.
Największą wartością w takich wymianach jest ratowanie ludzi, wydostawanie ich z więzień, do których zostali wysłani pod zmyślonymi zarzutami, takimi jak zdrada, zniesławienie lub po prostu dysydencja. Zawsze pojawia się wątpliwość, że tu i teraz Zachód zwrócił Rosji ośmiu przestępców, aby odzyskać 16 dziennikarzy, polityków i aktywistów. Będzie się to powtarzać w przyszłości: na Zachodzie zostaną schwytani prawdziwi przestępcy - terroryści, hakerzy - a Rosjanie zwrócą ich w zamian za losowo wybrane, publicznie znane osobistości. Każde dalsze zatrzymanie rosyjskich agentów na Zachodzie pociągnie za sobą zatrzymanie przeciwników reżimu w Rosji.
Inaczej to się nazywa dyplomacją z zakładnikami. Parę dni po wymianie rosyjskie media propagandowe opublikowały kadry z zatrzymania korespondenta "The Wall Street Journal" Evana Gershkovicha w marcu 2023 roku. Widać, że to wyreżyserowany spektakl, ale przesłanie jest jasne: możemy przyjść po was w każdej chwili. Każdy dziennikarz czy opozycyjny polityk powinien o tym pamiętać.
Z jednej strony powinniśmy się cieszyć z uwolnienia więźniów, ale z drugiej ta sytuacja niesie za sobą nowe zagrożenia. Na każdego uwolnionego Krasikowa (funkcjonariusz FSB Wadim Krasikow odsiadywał dożywocie za zabójstwo w centrum Berlina czeczeńskiego dowódcy polowego Zelimchana Changoszwili - red.) będzie przypadać nowy Gershkovich.
Przy czym Krasikow jako zabójca nie stanowi dla Putina żadnej wartości. Z pewnością takich w Rosji jest pod dostatkiem.
To dlaczego Kreml tak bardzo chciał go zwrócić?
Jest to sygnał dla innych rosyjskich szpiegów i terrorystów działających na Zachodzie, że Kreml ich nie opuści. Można zabić człowieka i uniknąć kary. Ma to działać jako zachęta.
Polsce nie udało się odzyskać dziennikarzy więzionych na Białorusi, ale wydaje się, że największym przegranym jest Berlin. Po uwolnieniu Krasikowa niemieckie media nie zostawiły na swoim rządzie suchej nitki. Wytknęły, że naruszono pierwszą zasadę: nie negocjuje się z tymi, którzy utrzymują zakładników. A "Der Spiegel" nazwał wymianę sukcesem Zachodu, ale triumfem Putina. Więc Kremlowi udało się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: odzyskać swoich ludzi i jeszcze wzbudzić ferment na Zachodzie?
Niemcom jest ciężko przyjąć, że człowiek, który popełnił zbrodnię nie poniesie kary, tylko będzie cieszył się życiem w Moskwie. Nie tak jest zaprojektowany cały system sprawiedliwości. Ale teraz w mediach pojawia się coraz więcej informacji o kulisach planowania tej operacji. Pozwalają one zrozumieć dlaczego tak się stało.
Z tych doniesień wynika, że pierwotnie chodziło o wymianę jednego z najbardziej prominentnych działaczy rosyjskiej opozycji Aleksieja Nawalnego na Krasikowa. Berlin był bardzo sceptyczny wobec tego planu. To Stany Zjednoczone naciskały, żeby doszło do wymiany.
Jak już mówiłem, Bidenowi zależało, żeby wymiana odbyła się jeszcze za jego kadencji. Kiedy człowiek opuszcza takie stanowisko, chce zostawić po sobie jakąś spuściznę. I gdyby mu się udało uwolnić Nawalnego, tak by z pewnością się stało. Był postacią słynną na skalę światową, więc i jego wymiana byłaby wydarzeniem historycznym, swojego rodzaju pomnikiem Bidena.
Negocjacje o wymianie prowadzono od dłuższego czasu. Putin chciał otrzymać Krasikowa, ale niekoniecznie był skłonny oddawać Nawalnego. W lutym 2024 dowiedzieliśmy się, że Nawalny zmarł w rosyjskim więzieniu. Historycy jeszcze długo będą się spierać, czy został zabity, ponieważ miała odbyć się wymiana, czy tak złożyły się okoliczności. W każdym razie po śmierci Nawalnego sytuacja zmieniła się radykalnie. USA postanowiły nie odpuszczać i wcześniej wypracowany schemat wymiany zastosować wobec zupełnie innych osób. Wyszła z tego operacja dyplomatyczna z wątpliwym sukcesem.
Podobno niemiecka minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock nie chciała się zgodzić na wymianę Nawalnego, bo uważała, że po uwolnieniu i tak wróci do Rosji. Mogła mieć rację. Wśród uwolnionych 16 osób, znalazło się trzech opozycyjnych polityków - Władimir Kara-Murza, Ilja Jaszyn i Andriej Piwowarow. Wszyscy trzej podczas wspólnej konferencji prasowej powiedzieli, że wcale nie chcieli wychodzić z więzienia. Jednym ciosem sprowadzili cały dyplomatyczny wysiłek do zera.
Myślę, że Biden, ale również kanclerz Olaf Scholz oczekiwali innej reakcji. Podziękowań, jakichś mocnych słów, które zapisałby się na kartach historii. Ale nic z tego nie wyszło. Dla mnie jako emigranta z dużym stażem, te deklaracje o powrocie do Rosji brzmiały dziwnie.
Krytykowałem Nawalnego, kiedy wracał do Rosji, bo przewidywałem, że może tam zginąć. Ale wtedy jeszcze miałem nadzieję, że Nawalny coś wie, na coś liczy, co usprawiedliwi jego wyjazd z Zachodu, gdzie mógłby wiele zrobić dla rosyjskiej opozycji. Mając takie wpływy, Nawalny mógłby założyć uniwersytet, nowe media, stworzyć partię. Połączyć wokół siebie Rosjan. Niestety, zamiast tego zobaczyliśmy żałosny akt heroizmu, który ostatecznie nie miał sensu i dał zły przykład innym.
Jaszyn i Kara-Murza doskonale zdają sobie sprawę z tego, jak dużo stracono po śmierci Nawalnego. Dlatego powtarzanie jak mantry słów o chęci powrotu do Rosji jest nieco irytujące. Kiedy jesteś w więzieniu, nie możesz wiele zmienić. Jeśli tam umrzesz, w ogóle nic nie zmienisz.
Poprzeczka po Nawalnym jest wysoko zawieszona, a wszyscy trzej - Kara-Murza, Jaszyn i Piwowarow zdeklarowali, że będą prowadzić działalność polityczną, więc nie mogą ani opuścić, ani przebić tej poprzeczki. Rosyjska opozycja ciągle będzie żyła w cieniu Nawalnego?
Wierzę, że w końcu pojawi się nowe pokolenie opozycyjnych polityków, które przyjdzie z nowymi pomysłami. Nawalny był niedoścignionym mistrzem komunikacji, a na konferencji prasowej Kara-Murzy, Jaszyna i Piwowarowa niczego podobnego nie widzieliśmy. Być może musi upłynąć więcej czasu.
Rozumiem, że oni dwa lata spędzili w izolacji, cierpieniu i oderwaniu od rzeczywistości. Teraz mają zespół stresu pourazowego. Ale nie warto było przeprowadzać w takim stanie konferencji prasowej. Można było odczekać kilka miesięcy, poczytać gazety, porozmawiać z bliskimi i przyjaciółmi. Przemyśleć nową sytuację. Zamiast tego na konferencji prasowej mówili jedno, a kilka dni później, w wywiadach, coś zupełnie przeciwnego. Sprawia to wrażenie, że nie można ufać ich słowom. Powtórzę: jest to zrozumiałe w kontekście ich stanu psychicznego, ale oczekujemy, że politycy będą konsekwentni w swoim stanowisku.
Mówi pan teraz o słowach Kara-Murzy i Piwowarowa o tym, że sankcje nie powinny uderzać w "zwykłych Rosjan"?
Tak, ale również o niewyraźnej pozycji odnośnie wojny w Ukrainie.
Ich narracja nie była niczym nowym. Kara-Murza już wcześniej powtarzał, że "to nie jest wojna Rosjan, tylko Putina". Z kolei Jaszyn powiedział o "uregulowaniu konfliktu", co ma doprowadzić do uwolnienia rosyjskich więźniów politycznych. Żaden z nich nie zająknął się nawet o tym, że w rosyjskich więzieniach są tysiące porwanych ukraińskich cywilów, którzy nie mogą liczyć na głośną wymianę.
Kilka dni po tej konferencji Jaszin i Kara-Murza wydali oświadczenie, w którym zmienili swoje stanowisko. Teraz powiedzieli, że wojna zakończy się wraz z całkowitym wycofaniem wojsk rosyjskich. To trochę niekonsekwentne, prawda?
Wróćmy do sankcji. Pan zajmuje się badaniem ich wpływu na Rosję. Uderzają w społeczeństwo?
Sankcje są bardzo skomplikowanym tematem. Mówiąc krótko, one działają, choć nie tak szybko i skutecznie jak zakładano. Krytyka więc jest zasadna, potrzebna jest dyskusja. Ale sankcje nie uderzają w rosyjskie społeczeństwo. Jeśli już, to mają negatywny wpływ tylko na tych, którzy mieszkają za granicą. Na przykład rosyjskie karty kredytowe nie działają na Zachodzie, ale nadal działają w Rosji. Myślę, że Piwowarow lub Kara-Murza nie do końca zrozumieli szczegóły, ale wypowiadali się na ten temat.
A może po prostu powiedzieli to, co ich potencjalni wyborcy chcieliby usłyszeć? Nie jest tajemnicą, że będą walczyć między sobą o schedę po Nawalnym i zabiegać o względy Rosjan mieszkających za granicą. A logika rosyjskiej diaspory jest prosta: wyjechałem, więc za nic nie jestem odpowiedzialny.
Ta logika jest o wiele głębsza. Opozycjoniści myślą, że skoro walczyli z krwawym reżimem i wychodzili protestować, to już wnieśli swój wkład. Chcieliby być sojusznikami Ukraińców, ale Ukraińcy tego nie chcą. Więc muszą wypracować dla siebie jakieś stanowisko. Dla polityka - mieć takie konsekwentne stanowisko jest sprawą kluczową. I powinno ono być zrozumiałe dla Amerykanów, Niemców, Polaków…
…Ukraińców? Bo konferencja Kary-Murzy, Jaszyna i Piwowarowa tylko umocniła ich w przekonaniu, że wszyscy Rosjanie mają gen imperializmu. Miesiąc temu Rosjanie zbombardowali szpital dziecięcy w Kijowie, a opozycja martwi się o niedziałające karty kredytowe.
Nie sądzę, by oni nawet wiedzieli o ataku na szpital. Jak mówiłem - spędzili dwa lata w izolacji i błędem było wychodzić do prasy bez przygotowania.
Pytanie wojny i odpowiedzialności społeczeństwa za nią jest najważniejszym dla rosyjskiej polityki. Nie ma ważniejszego. Minie sporo czasu, ale w końcu opozycja zacznie o tym rozmawiać otwarcie z rosyjskim społeczeństwem. Bo bardzo liczą, że dojdzie do demokratycznych wyborów w Rosji. Choć rozumieją, że nie wydarzy się to szybko.
Kara-Murza, Jaszyn i Piwowarow - który z nich ma szanse stać się liderem opozycji?
Na razie trudno stawiać prognozy. Gdyby wrócił Nawalny, jak to od początku było planowane, rzeczywiście mógłby stanąć na czele ruchu politycznego, zrzeszającego rosyjską emigrację na całym świcie. Wdowa Julia Nawalna zadeklarowała, że będzie kontynuować dzieło męża, ale widzimy, że jego sława i zaufanie nie są przekazywane w spadku. Rosyjska opozycja pozostaje w stanie dezorganizacji. Wszystkie struktury, które Nawalny umiejętnie wybudował w Rosji i na Zachodzie, są zniszczone.
Czy któryś z tej trójki będzie w stanie to odbudować? Na razie nie mają żadnego politycznego wpływu. Jednak Kara-Murza jest wybitnym człowiekiem, bohaterem z przekonaniami i potężnymi kontaktami na Zachodzie. Z kolei Jaszyn jest młody i ambitny. Z drugiej strony, kiedy narzeka, że chciałby wrócić do Rosji, ale nie może, wygląda to delikatnie mówiąc - źle. Jeśli chcesz jechać, to jedź i zgiń.
Więc na tym etapie jest to nieprzewidywalne. Może powstanie zupełnie nowy ruch polityczny, na przykład kobiecy? Jasne jest jedno - opozycja musi odbudować zaufanie i struktury, a w dodatku zrobić to z zagranicy. To jest ich zadanie na miesiące, a może i lata, które dzielą nas od porażki Rosji.
Tatiana Kolesnychenko, dziennikarka Wirtualnej Polski