Prokopenko : Putin wierzy w słuszność swojego "modelu ekonomicznego", bo widzi, że jest lepiej przygotowany do wojny na wyniszczenie
 © Licencjodawca | Contributor#8523328

Aleksandra Prokopenko: Rosyjska gospodarka jest silna tylko na papierze

Tatiana Kolesnychenko

- Nie zgadzam się z tezą, że Rosja stała się silniejsza. Jeszcze raz powtórzę: fakt, że na papierze gospodarka demonstruje wysokie stopy wzrostu, nie świadczy o jej zdrowiu. Kreml absolutnie świadomie poświęca przyszłość państwa, żeby przetrwać tu i teraz - mówi znana ekonomistka Aleksandra Prokopenko w rozmowie z Wirtualną Polską.

Tatiana Kolesnychenko: Najniższa stopa bezrobocia w historii, wzrost PKB siedmiokrotnie większy niż średnia w UE (3,6 proc. wobec 0,5 proc.). Zamiast pogrążyć się w kryzysie, Rosja ma się lepiej niż przed inwazją na Ukrainę. Kiedy ostatnio widziała pani takie tempo rozwoju rosyjskiej gospodarki?

Aleksandra Prokopenko - pracownik naukowy w Centrum Studiów Rosyjskich i Euroazjatyckich Carnegie w Berlinie, była doradczyni Banku Centralnego Rosji: Jeśli brać pod uwagę tylko liczby, przypomina mi to lata dwutysięczne - moment gospodarczego boomu w Rosji.

A liczby wyglądają imponująco. W 2022 roku biznes obawiał się upadku, a teraz realne płace w Rosji wzrosły nawet o 20 proc., konsumpcja towarów i usług o około 25 proc.

W normalnych warunkach mówiłoby to nam o dobrej kondycji gospodarki, ale w przypadku dzisiejszej Rosji należy rozgraniczać piękne liczby na papierze i stan faktyczny. Za tym zdecydowanym wzrostem stoją dwa czynniki.

Pierwszy to demograficzny kryzys. Mobilizacja i fala emigracji po inwazji na Ukrainę, spotęgowały katastrofalny brak siły roboczej. Co za tym idzie, żeby utrzymać pracowników, firmy muszą płacić coraz więcej. Płace więc rosną i są wyraźnie powyżej obecnego ekonomicznie uzasadnionego poziomu, czyli potencjału gospodarki.

Drugim i najważniejszym czynnikiem, napędzającym gospodarkę, jest niczym nieograniczone wydawanie państwowych pieniędzy m.in. na przemysł zbrojeniowy. O ile wcześniej reguła budżetowa ograniczała rząd w wydatkach i pozwalała akumulować dochody ze sprzedaży ropy i gazu, to teraz Kreml nie ma żadnych hamulców. W porównaniu do 2021 roku Rosja wydaje o 30 procent więcej. I to prawdopodobnie nie koniec.

Mówiąc w dużym uproszeniu: Rosja żyje jednym dniem. A te "piękne" liczby mówią nam tylko o tym, że gospodarka jest przegrzana, co przyznały już nawet władze. Rosyjska gospodarka jest jak chory maratończyk na sterydach. Dopóki leki działają, biegnie. Choć z góry wiadomo, że ten wyścig jest przegrany.

Ale dopóki ten "maratończyk biegnie" i mety nie widać, możemy mówić, że zachodnie sankcje poniosły druzgocącą klęskę? Miały zmusić Putina do zaprzestania wojny, zamiast tego przemysł zbrojeniowy działa na pełnych obrotach, a boom gospodarczy powoduje, że zarówno elity jak i społeczeństwo, czerpią korzyści z powodu inwazji na Ukrainę. 

Jeśli sankcje miały zakończyć wojnę, ewidentnie to się nie udało, ale jeśli spojrzeć na nie jako na narzędzie regulacji, które miało osłabić rosyjską gospodarkę, to odniosły one sukces. Tyle że nie tak szybko jakby się chciało. Można dyskutować o tym, że sankcje wprowadzano z dużym opóźnieniem, kiedy Rosja już miała przygotowane rozwiązania. Albo czy na etapie planowania można było przewidzieć, że zachodnie firmy będą pomagać Kremlowi obchodzić zakazy i ograniczenia? Pomijając to, sankcje ostatecznie zrobiły, co miały zrobić: podniosły koszty w gospodarce.

Problem w tym, że rosyjska gospodarka to zbyt duża bestia, by zabić ją jednym ciosem. Więc sankcje mogą ją tylko powoli - lecz skutecznie, osłabiać. I to właśnie się dzieje. Rosja ciągle potrzebuje coraz większych zastrzyków pieniędzy z budżetu, żeby utrzymać tę wielką bestię przy życiu. Dopóki tak się dzieje, bestia wydaje się zdrową, ale to nie może trwać w nieskończoność.

W "nieskończoność", czyli dopóki Kreml ma wysokie dochody ze sprzedaży ropy i gazu? Mimo sankcji i limitu cenowego ustalonego przez państwa G7 i Unię Europejską, tylko w pierwszym kwartale 2024 r. Rosja na sprzedaży węglowodorów zarobiła 32 mld dol. To o 79 procent więcej niż rok temu.

Nie do końca, bo dochody ze sprzedaży węglowodorów nie są teraz jednym źródłem zasilającym budżet. Ale po kolei.

Po tym, jak Rosja całkowicie straciła zachodnie rynki, udało się jej przeorientować dostawy gazu i ropy do Azji. O ile wcześniej Moskwa handlowała z całym światem, teraz ma tylko dwóch dominujących odbiorców - Indie i Chiny, które mają silny wpływ na ustalanie cen i rabatów. Kupują jednak wystarczające ilości węglowodorów, abyśmy mogli powiedzieć, że dochody Rosji z ropy i gazu nie rosną, ale też nie maleją dramatycznie. W dodatku dzięki porozumieniu OPEC Plus, w którym również uczestniczy Kreml, ceny ropy pozostają na akceptowalnym dla Rosji poziomie. Więc pod tym względem sytuacja dla Putina nadal jest komfortowa.

Problem polega na tym, że przegrzanie gospodarki spowodowało, że zaczęła rosnąć tak zwana nie-ropo-gazowa część budżetu. Firmy osiągają zyski, płacą podatki, społeczeństwo konsumuje. Z raportów Ministerstwa Finansów widzimy, że wpływy z tego tytułu stale rosną, a ten wzrost koreluje z tempem przegrzania. Oznacza to, że pieniądze z podatków znowu wracają do gospodarki. I nie chodzi tylko o subsydiowanie całego przemysłu obronnego, który jest rozdęty do granic możliwości, ale o cały rynek.

Kredytowanie nie zwalnia, pomimo że ostatnio Bank Centralny Rosji podniósł stopy procentowe do poziomu 18 proc. To drugi najwyższy poziom w historii. Wyższy był tylko w 2022 r., kiedy stopy sięgały 20 proc.

O czym to mówi?

O tym, że jako przedsiębiorca jesteś tak pewien, że twoje produkty niezależnie od ich jakości, znajdą popyt, że bez wahania bierzesz pożyczkę nawet z ekstremalnie wysoką stopą procentową. Biznes czuje się pewnie, bo wie, że w każdym przypadku zostanie uratowany przez państwo. To się nazywa hazard moralny, czyli sytuacja, w której posiadanie ochrony przed ryzykiem zwiększa prawdopodobieństwo podjęcia ryzykownych decyzji.

W praktyce to oznacza, że dziś Rosja żyje jednym dniem, nie biorąc pod uwagę faktu, że państwo może zmienić plany lub może mu zabraknąć pieniędzy.

W jednej ze swoich analiz doszła pani do wniosku, że Rosja znalazła się w paradoksalnej sytuacji: gospodarka okazała się odporna pomimo sankcji - a jednocześnie dzięki nim. Co to znaczy, że stała się silniejsza, ponieważ sankcje były zbyt słabe lub za późno wprowadzone?

Nie zgadzam się z tezą, że Rosja stała się silniejsza. Jeszcze raz powtórzę: fakt, że na papierze gospodarka demonstruje wysokie stopy wzrostu, nie świadczy o jej zdrowiu. Kreml absolutnie świadomie poświęca przyszłość państwa, żeby przetrwać tu i teraz.

Całe myślenie zawęziło się do tworzenia schematów związanych z importem równoległym. Czasem legalnie, czasem nie, ale zawsze dużym kosztem Rosja próbuje zdobyć zachodnie komponenty. Wszystkie instytuty badawcze teraz zastanawiają się, jak dostosować chińskie technologie, by działały na rosyjskich liniach produkcyjnych. To nie jest świadectwo siły. Według mnie jest to słabość.

Ale te linie produkcyjne działają. W przemyśle zbrojeniowym działa obecnie ponad sześć tysięcy przedsiębiorstw, co jest trzykrotnie więcej niż przed inwazją. Zatrudniają one 3,5 mln osób, a wykorzystanie mocy sięgnęło ponad 80,9 proc.

Mówi to tylko o tym, że w gospodarce nie ma już żadnych rezerw, które mogłyby zwiększyć podaż. W związku z tym każdy wzrost popytu spowoduje wzrost cen.

Przemysł zbrojeniowy adaptował się do sytuacji. To znaczy, nauczył się pozyskiwać komponenty poprzez pośredników, a więc zabezpieczył i rozbudował linie produkcyjne. Faktycznie dzisiaj jest to monstrualna, rozpędzona machina, która w trzy zmiany produkuje sprzęt wojskowy i amunicję. Ciężko mi jest ocenić jakość tej produkcji, ale przez sankcje i rosnące płace, staje się ona coraz droższa. Istotne jest to, że przemysł zbrojeniowy nie stał się bardziej efektywny.

Rosja, podobnie jak na froncie, działa w przemyśle zbrojeniowym masą - nie innowacją. To tworzy dla niej wiele zagrożeń. Otwartym pytaniem pozostaje, kto w przyszłości będzie pracował w tych przedsiębiorstwach, bo wojsko i przemysł zbrojeniowy konkurują mniej więcej o tych samych ludzi. Brak siły roboczej jest obecnie największym problemem Rosji.

 Ale na razie ta machina pędzi. I uważam, że będzie pędziła dalej, nawet jeśli wojna przeciw Ukrainie skończy się w 2024-2025 roku. Wydatki państwowe na zbrojenie nadal pozostaną wysokie, bo wszystko, co już jest rozpędzone, ciężko zahamować w jednej chwili. Ewidentnym jest też to, że na razie rosyjskie władze nie zamierzają rozwiązywać tego problemu.

Inwazja na Ukrainę spowodowała, że dochody Rosjan wzrosły o 20 procent
Inwazja na Ukrainę spowodowała, że dochody Rosjan wzrosły o 20 procent© GETTY | SOPA Images

W jednym z przemówień Putin powiedział, że nie pozwoli wrogom Rosji doprowadzić do załamania gospodarczego, jak u schyłku ZSRR. "Wtedy Zachód zmusił Związek Radziecki do wyścigu zbrojeń, a w konsekwencji do wydania nieosiągalnych 13 proc. PKB na potrzeby wojskowe" - stwierdził. Tyle że już na tym etapie Rosja przyznała około 30 proc. budżetu na wydatki związane z prowadzeniem wojny. Widzi pani w tej sytuacji analogie do zimnej wojny?

Wolę myśleć o zimnej wojnie jak o egzystencjalnej walce socjalistycznego i demokratycznego ustroju. Teraz mamy Zachód i Rosję, która pomimo autorytarnego ustroju, nadal ma elastyczną, rynkową gospodarkę, co zresztą pozwoliło jej dostosować się do nowych realiów. Tak, gospodarka jest w przegrzaniu i po nim nieunikniony jest spadek gospodarczy, ale nie liczyłabym na spektakularne widowisko.

Paul Samuelson, amerykański noblista w dziedzinie ekonomii, uważał, że II wojna światowa była wojną ekonomistów. Obliczenia finansowe miały ogromny wpływ na decyzje wojskowe. Faktem też jest, że wojenny boom gospodarczy, spowodowany gwałtownym rozwojem przemysłu zbrojeniowego przyczynił się do rozkwitu gospodarki w USA. Czemu Rosja nie miałaby powtórzyć tego, adoptując linie produkcyjne na potrzeby cywilne?

Obecne Rosja i USA, a te z czasów końca II wojny światowej, to dwie różne historie. Przemysł zbrojeniowy był ważnym czynnikiem wzrostu gospodarczego w Stanach Zjednoczonych, ale nie jedynym. Ameryka miała też zupełnie inną sytuację demograficzną. Ponadto uczestniczyła w programach odbudowy Europy. Był to kompleks czynników, które zapewniły wzrost gospodarczy.

Rosja ma tylko przemysł zbrojeniowy i już raz próbowała go adaptować. W latach 90. nawet uruchomiono program państwowy, by pomóc przedsiębiorstwom przemysłu zbrojeniowego przestawić się na produkcję produktów cywilnych. W zakładach produkowano garnki, szyto pluszaki, które zresztą dobrze pamiętam z dzieciństwa. Były absolutnie potworne. Efekt był taki, że z wyjątkiem kilku przypadków, wszystkie te eksperymenty okazały się porażką.

A i pytanie, kto miałby wprowadzać innowacje, skoro co najmniej 650 tys. ludzi opuściło kraj po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę. Wyjazd był przywilejem, więc wyjechali głównie młodzi, wykształceni ludzie. Rosja doświadczyła potężnego drenażu mózgów, co również już niebawem mocno odbije się na gospodarce.

Czemu nie miałaby ściągnąć innowacji z Azji?

A kto chciałby teraz jechać do Rosji i najważniejsze: po co? Azjatyccy innowatorzy mają zdecydowanie ciekawsze kierunki, jak choćby USA lub Europa. Są konkurencyjni w skali globalnej, kiedy Rosja stała się z powodu sankcji peryferyjnym i toksycznym krajem. W CV jest raczej obciążeniem, niż zaletą.

Więc na starcie jakość konkurencji jest obniżona, wymagania są niskie, a więc i wynik będzie zły.

A jednak Putin wierzy w słuszność swojego "modelu ekonomicznego"?

Wierzy, bo Putin widzi, że jest lepiej przygotowany do wojny na wyniszczenie. Nie jest uzależniony od wyborów czy wahań nastrojów społecznych. Może sobie pozwolić na czekanie na wyniki wyborów w USA, by zobaczyć, co się stanie ze wsparciem dla Ukrainy i jak zachowa się w tej sytuacji Europa.

Oczywiście Rosji też potrzebna jest przerwa, choć nie tak desperacko jak Ukrainie. Dlatego Kreml wysyła sygnały, że jest gotów do rozmów pokojowych, które w jego rozumieniu oznaczają pełną kapitulację Kijowa. Oczywiście jest to nie do zaakceptowania. Więc Kreml, choć raczej nie liczy na duże terytorialne zyski, jest gotów czekać. Przynajmniej na ten i kolejny rok ma wystarczająco zasobów. Co będzie dalej? Myślę, że Putin nad tym się nie zastanawia. Tak dalekosiężne planowanie, biorąc pod uwagę niełatwą sytuację gospodarczą w Chinach, dla Kremla mija się z sensem.

Sankcje osłabiają rosyjską gospodarkę, choć nie tak szybko jak się spodziewano
Sankcje osłabiają rosyjską gospodarkę, choć nie tak szybko jak się spodziewano © Licencjodawca | Contributor#8523328

W maju Putin zwolnił dotychczasowego ministra obrony Siergieja Szojgu, a na jego miejsce powołał ekonomistę Andrieja Biełousowa. Jednym z powodów była gigantyczna korupcja w ministerstwie, ale z drugiej strony analitycy uważają, że to może być sygnał, że Kreml chce jeszcze większej mobilizacji przemysłu zbrojeniowego.

Oczywiście Biełousow będzie miał zdecydowanie więcej zadań związanych z gospodarką niż Szojgu, ale sam fakt, że ekonomista stanął na czele MON-u, nie jest niczym nadzwyczajnym. Putin zawsze wybiera ministrów obrony z cywilnych kręgów.

Według "Foreign Affairs" Biełousow jest zwolennikiem "modelu ekonomicznego Putina" i wierzy, że ogromne wydatki na wojsko są siłą napędową rozwoju Rosji. Jego idee często są dosłownym powtórzeniem rozwiązań stosowanych w Związku Radzieckim, czyli nieustanną militaryzacją gospodarki, wydatkami na obronność i rządowymi interwencjami. Według analityków w ostateczności to przyczyni się do upadku rosyjskiej gospodarki.

Myślę, że Biełousow rozumie gospodarkę znacznie subtelniej, niż jego ojciec (Rem Biełousow, słynny radziecki ekonomista – red.), który pracował w Państwowym Komitecie Planowania ZSRR, czy też inni radzieccy ekonomiści. Więc nie widzę podstaw, by uważać, że będzie dążył do wprowadzenia gospodarki planowej. Zresztą wcześniej pełnił stanowisko pierwszego wicepremiera i odpowiadał za kwestie gospodarcze. Teraz pod jego kontrolą jest ważny, ale tylko kawałek gospodarki.

Otwartym też pozostaje pytanie, czy Biełousowowi uda się sprostać wyzwaniom ekonomicznym związanym z armią i obronnością. Bo już widać, że nie dano mu nawet sformować swojego zespołu. Wśród jego zastępców znalazła się domniemana siostrzenica Putina - Anna Cywilowa, oraz syn byłego premiera i dyrektora Służby Wywiadu Zagranicznego - Paweł Fradkow.

Nie pozwolili mu zmienić szefa sztabu generalnego, bo Putin wyraźnie podkreślił, że Walerij Gierasimow zostaje na swoim stanowisku. Z żadną z tych osób Biełousow wcześniej nie pracował, więc zostały one wysłane przez Kreml.

Anna Cywilowa w ministerstwie obrony, jej mąż Siergiej na czele resortu energetyki. Czy te awanse są zwiastunem wymiany elit? Wcześniej Putin mówił, że osoby, które "wypchały swoje kieszenie" w latach 90. nie są żadną elitą. Więc po drabinie zaczynają wspinać się młodzi?

Putin lubi nazywać nową elitą weteranów tzw. specjalnej operacji wojskowej, ale w rzeczywistości w kręgach władzy - czy dużego biznesu, nie pojawiły się nowe twarze. Małżeństwo Cywilowych od lat krąży w orbicie Putina.

Czym innym jest wielka redystrybucja własności wewnątrz Rosji, która zaczęła się jeszcze przed inwazją. Putin przez lata miał układ z oligarchami: w zamian za lojalność ich majątki zostają nienaruszone. Więc ilekroć w Rosji podnoszono pytanie legalności reprywatyzacji w latach 90., Putin nie chciał o tym słyszeć. Teraz sytuacja się zmieniła. Prokuratura generalna ma całą listę podmiotów podlegających zwrotowi pod kontrolę państwa.

Pierwsze na listę trafiły zachodnie firmy, które po inwazji na Ukrainę były zmuszone do wyprzedania majątków za symboliczne euro. Potem przyszła kolej na Rosjan, których status własności miał różny stopień przejrzystości.

Zarekwirowane aktywa są rozdzielane między określone, lojalne grupy. Na przykład dużą część majątku otrzymali ludzie związani z Ramzanem Kadyrowem, dyktatorem Czeczenii. Jest to swojego rodzaju odnowienie przysięgi: aktywa pozostają pod kontrolą właścicieli, a właściciele pozostają z reżimem.

A więc rosyjskie elity tym bardziej są zainteresowane kontynuowaniem wojny przeciwko Ukrainie? Demonstrują swoją lojalność Putinowi, a przy tym zarabiają krocie. "Bloomberg" wyliczył, że oligarchowie związani blisko z prezydentem Rosji wypłacili sobie bilion rubli (czyli 11,3 mld dolarów) dywidendy za 2023 rok i pierwszy kwartał 2024 r. Praktycznie wszyscy z tej listy są obłożeni sankcjami.

Tak, ale nie jest to związane z przemysłem zbrojeniowym. Te przedsiębiorstwa raczej nie będą wypłacać dywidend. Znaczna ich część jest skonsolidowana w państwowej korporacji Rostech, którą kieruje Siergiej Czemiezow - długoletni współpracownik Putina. Jest to bardziej kapitał polityczny, niż finansowy, bo produkcja broni, zwłaszcza w czasie wojny, jest bardzo mało rentowna. Rentowność stanowi około 2 proc.

Więc otoczenie Putina obrasta aktywami i bogaci się dzięki gospodarczemu boomowi. Ale czy są zadowoleni z wojny? Co jakiś czas robię "reality check", czyli rozmawiam z rosyjskimi biznesmenami, żeby zbadać panujące nastroje. Widzę chęć konserwacji putinizmu, bo to pozwala nie załatwić sprawy własności. Ale z powodu wojny nikt nie jest zadowolony. Wielu trafiło pod sankcje i na wszelkie sposoby z nimi walczą. Inni stracili z ich powodu biznesy. Teraz znowu zarabiają, ale to raczej odrabianie strat. Więc z ich punktu widzenia, średni to interes.

Ale z pewnością rosyjskie społeczeństwo widzi to inaczej. Gospodarczy boom, wypłaty dla wojskowych, "grobowe", spowodowały, że w najbiedniejszych regionach - jak w Czeczenii, Dagestanie, Buriacji - gwałtownie polepszyła się jakość życia. Odsetek Rosjan żyjących poniżej granicy ubóstwa po raz pierwszy od 1992 roku spadł do 9,8 proc. Według Eliny Ribakovej, ekonomistki i ekspertki ds. gospodarki rosyjskiej, dla Rosjan decyzja o poparciu wojny już nie jest tylko podyktowana polityką czy propagandą. Teraz kieruje nimi zwykły pragmatyzm.

To fakt, że warunki życia części społeczeństwa znacznie się polepszyły i ludzie mają tego świadomość. Ale nie można powiedzieć, że przez to wspierają wojnę. Stawianie pytania w ten sposób jest niepoprawne. Nikt jeszcze nie przeprowadził referendum, w którym zapytał Rosjan: Czy możemy nadal zabijać Ukraińców, żebyście mogli lepiej żyć?

Aleksandra Prokopenko
Aleksandra Prokopenko© Licencjodawca | Centre for East European and International Studies (ZOiS)

A praca w sektorze zbrojeniowym lub służba w wojsku nie jest według pani tożsama z udzieleniem na takie pytanie twierdzącej odpowiedzi?

Pani pyta mnie jako ekonomistkę, ale oczekuje oceny moralnych wyborów części Rosjan. Odpowiem w kategoriach ekonomicznych: faktycznie dochody rosną i ludzie to odczuwają, bo przez ostatnie 10 lat zarobki Rosjan były w stagnacji, a teraz nagle odżyły. Faktem też jest, że jeśli wojna zostanie zakończona, wypłaty prawdopodobnie pozostaną na tak samo wysokim poziomie. Tak samo jest z faktem, że kontynuacja wojny oznacza wzrost inflacji, który będzie powoli zżerał te nadwyżki.

Ale na razie Rosjanie na potęgę wydają pieniądze. Czy zaczynają też tworzyć nową klasę średnią - zamiast wykształconych specjalistów, którzy wyjechali, tworzą nową tkanką społeczną z wojskowych, czekistów i pracowników sektora zbrojeniowego?

Jeśli patrzeć z ekonomicznego punktu widzenia, to tak - ci ludzie są nową klasą średnią, bo konsumują tak, jak powinna to robić klasa średnia. Stać ich na jedzenie, ubrania i dobra trwałe.

Wysokie płace też spowodowały wzrost zadłużenia się, co oznacza, że Rosjanie na tyle pewnie się czują, że zaczęli kupować na kredyt np. samochody, nieruchomości. Co się stanie kiedy inflacja zje ich dochody?

Zbyt wcześnie, by o to oceniać. Dopiero od 1 lipca rząd zawiesił preferencyjne kredyty hipoteczne. Potrzebujemy więcej czasu, żeby zobaczyć, czy ta bańka hipoteczna pęknie.

Jest to duże wyzwanie dla rosyjskiego rządu w perspektywie średnio- i długoterminowej. Bo jak wspominałam, obecne płace są wyraźnie powyżej ekonomicznie uzasadnionego poziomu, a ich obniżenie jest politycznie wrażliwe. W pewnym momencie utrzymanie wypłat w obecnej formie będzie niezwykle kosztowne, jeśli w ogóle możliwe. Bo na przykład zmieni się sytuacja gospodarcza, spadną ceny ropy. Czynników może być wiele.

Na początku rozmowy mówiła pani, że załamanie rosyjskiej gospodarki jest nieuniknione. Wielu ekonomistów uważa, że będzie przypominać kryzys z lat 90. Kiedy może się to stać?

Nie podejmę się prognoz czasowych. Samo w sobie przegrzanie się gospodarki nie jest często spotykaną sytuacją i nie wiemy, kiedy ona osiągnie swój punkt kulminacyjny. Możliwe, że już go osiągnęła.

Ale nie zgadzam się z tym, że będzie to kryzys jak z lat 90. Nie zobaczymy obrazków jak za Wielkiej Depresji w USA, pustych półek i powszechnego ubóstwa. Będzie to raczej spowolnienie wzrostu gospodarki i stopniowo rosnąca inflacja. Więc raczej też nie stworzy to dla Kremla ryzyka buntu społecznego. Jeśli taki bunt kiedyś wybuchnie, pewnie nie będzie miał charakteru gospodarczego.

A jaki będzie miał?

Może być spowodowany na przykład niedofinansowaniem infrastruktury, która zacznie ulegać rozmaitym wypadkom. W końcu Putin będzie musiał wybrać między dalszym finansowaniem wojny przeciwko Ukrainie a wspieraniem jakości życia Rosjan i stabilnością makroekonomiczną. Nie wiem jakiego wyboru dokona.

Rozmawiała Tatiana Kolesnychenko, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Wyłączono komentarze

Sekcja komentarzy coraz częściej staje się celem farm trolli. Dlatego, w poczuciu odpowiedzialności za ochronę przed dezinformacją, zdecydowaliśmy się wyłączyć możliwość komentowania pod tym artykułem.

Redakcja Wirtualnej Polski