Obornik śmierdzi, traktor hałasuje, owce beczą. Miastowi chcą wykurzyć rolników ze wsi
Miastowi uciekli na wieś, by szukać ciszy i spokoju. Zapomnieli, że tam też jest życie. Teraz ślą donosy na rolników, że hałasują. Ci zaś proponują, by ludzie, którzy sprowadzają się na wieś, podpisywali oświadczenie, że zdają sobie sprawę z tego, że krowy muczą, a traktor warczy.
- Ostatni donos na mnie dotyczył tego, że komuś nie podobał się zapach z mojego gospodarstwa. To na pewno ktoś z tych, co się rolnictwem nie zajmuje. Nie podoba im się, że na wsi są rolnicy i chcą nas zwalczyć – mówi Andrzej Chorbotowicz, rolnik z Dolnego Śląska.
Lokalne służby zajmujące się ochroną środowiska dostały zawiadomienie, że z gospodarstwa pana Andrzeja dochodzi smród i może dochodzić do łamania prawa. – Zamiast pracować w polu, musiałem się zajmować urzędnikami. Przyjechali, sprawdzili, nie stwierdzili niczego poza tym, że leży obornik, co na wsi jest normą, i pojechali. Ludziom teraz wszystko przeszkadza, a najbardziej tym z miasta – mówi Chorbotowicz.
W głowach się poprzewracało
Izby rolnicze w całym kraju zbierają skargi od rolników. Niektórzy muszą się tłumaczyć nawet w kilkunastu donosów. – W głowach się poprzewracało. Przyjeżdżają na wieś szukać ciszy i spokoju, a zapomnieli, że tu są rolnicy, zwierzęta i prace na polu. Nawet beczenie owiec przeszkadza – mówi Piotr Szałas z Dolnośląskiej Izby rolniczej, która służy pomocą prawną nękanym rolnikom.
Właściciele gospodarstw boją się nadchodzącej wiosny. Pracy na polu będzie coraz więcej, więc i liczba donosów wzrośnie. – Poszła na mnie skarga, że łamię ciszę nocną, bo wyjeżdżam na pole przed szóstą rano. Skarżą się, że zwierzęta ich budzą. Ktoś doniósł, że zabłocone koła traktora brudzą asfalt. Na policji musiałem się z tego tłumaczyć. Kolega z kolei miał najazd funkcjonariuszy, bo sąsiad zadzwonił, że kwadrans po 22:00 jeździ kombajnem – mówi Ryszard Kaczorek, rolnik spod Jeleniej Góry.
Skargi sypią się też na Dariusza Daszkiewicza ze wsi Trójca. Gdy rozrzucał obornik, na pole przyjechała straż miejska i policja. Sąsiadom, którzy sprowadzili się z miasta, nie podobał się brzydki zapach. Skończyło się na wyjaśnieniach. Funkcjonariusze uznali, że nie doszło do złamania prawa.
Rolnicy mają dość donosów, bo składanie wyjaśnień na komisariacie czy drobiazgowe kontrole gospodarstw utrudniają im pracę. Część z nich musi też płacić mandaty za zakłócanie ciszy nocnej. Sięgają one nawet 500 zł. Izby rolnicze wpadły na pomysł, jak temu zaradzić. – Osoby osiedlające się na wsi powinny podpisywać oświadczenia, że zdają sobie sprawę z uciążliwości życia na terenach wiejskich i nie będą składać żadnych skarg – mówi Piotr Szałas. Izby rolnicze proponują, by dokument był poświadczany notarialnie.
Cisza nocna zostaje
Sprawa trafiła do Ministerstwa Inwestycji i Rozwoju, ale na razie nie zapadły żadne wiążące decyzje. W obronie rolników stanęli posłowie Kukiz'15. Zaproponowali, by ograniczyć ciszę nocną na terenach wiejskich.
"Na wsi panują, odmienne od miejskich osiedli mieszkaniowych, powszechnie obowiązujące normy zwyczajowe, gdzie podczas wzmożonych prac, np. w okresie żniw, dopuszczalne i akceptowalne są specyficzne warunki pracy, chociażby ze względu na nieprzewidywalność warunków atmosferycznych, od których uzależnione jest zbiór płodów rolnych. Tym samym nie powinno być odbierane jako odbiegające od norm zwyczajowych wykonywanie pracy do późnych godzin nocnych, chociażby podczas żniw" – odpisało Ministerstwo Rolnictwa. Urzędnicy podkreślili, że w związku z tym nie ma potrzeby zmiany przepisów w sprawie ciszy nocnej.
- Nas, rolników już tu tylko kilku zostało. Jak tak dalej pójdzie, to miastowi się nas pozbędą. Te kary, donosy są bardzo uciążliwe. W końcu zamkną nam gospodarstwa i gdzie my wtedy pójdziemy? - pyta Andrzej Chorbotowicz.
Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl