Sąsiedzi drwili, że są z Wielkiej Biedy. Oni mieli tego dość, bo biedą byli tylko z nazwy. Przecież u nich tyle grzybów rośnie i pełno gospodarstw stoi. Wzięli więc sprawy swoje ręce. I od lat już nie są biedą.
Nikt by o tej wsi nie wiedział, gdyby nie tabliczka na wjeździe. Domy rozrzucone są po lesie, a prowadzą do nich wyboiste ścieżki. Tylko środek przecina szosa. Nawet sklepu nie ma.
Wielka Bieda. Tak brzmiała nazwa. Nie mieli litości ci, którzy z nich szydzili.
Ku ich uciesze mieszkał tam pan Głodny, więc zaczęły krążyć anegdoty. Choćby o tym, jak milicja wezwała go na komisariat.
- Nazwisko - zażądał funkcjonariusz.
- Głodny - odpowiedział.
- Skąd?
- Z Wielkiej Biedy.
Milicjanci nie uwierzyli, więc sięgnęli po pałkę. Tak mówią.
Polak w domu Niemca
Jednak Wielka Bieda nie była Wielką Biedą od zawsze. Najstarsi pamiętają czasy, gdy wieś płonęła. Zniszczony był co drugi dom, a Niemcy pakowali dorobek swojego życia. Na ich miejsce wprowadzali się Polacy. Jeszcze wtedy był to Marienbusch.
I państwo Głodni też przez jakiś czas mieszkali z poprzednimi właścicielami pod jednym dachem.
- Żadnych pretensji do siebie nie mieliśmy - opowiada ich syn.
Umówili się, że oni zajmą jedną połowę domu, a Niemcy zostaną w drugiej. Tak poczekają na transport do kraju. Łzy popłynęły im, gdy już wyjeżdżali.
- Ale potem wracali. Może ze cztery raz byli… - wspomina.
Przywozili wtedy kawę w prezencie, spacerowali po okolicy i patrzyli na dom. Ale kontakt się urwał, bo starsi umarli, a młodsi już nie wracają.
Nazwa tak dla śmiechu
Wraz z Niemcami odszedł też Marienbusch. Poza nim tysiącom innych wsi, miasteczek i miast trzeba było wymyślić nazwy. Albo przywrócić im te polskie sprzed lat, o ile je miały.
I tak pobliski Putzig stał się Jędrzejewem, Schönlanke nazwano Trzcianką, Czarnikau został Czarnkowem, a niedaleki Dratizg zmienił się w Drawsko.
- Zrobili to dla śmiechu - mówi dalej syn. - Nikt ich tam nie kontrolował.
Bo urzędnicy ponoć myśleli, że skoro jest Głodny, to powinien mieszkać w Wielkiej Biedzie. Stare tablice więc wykopali, a wsadzili nowe. I tak zaczęła się Wielka Bieda.
Choć mówi się też o tym, jak ówczesnego wójta milicjanci przyłapali na szabrownictwie. Zamknęli go, ukarali, a on swoim sąsiadom chciał się wyżalić.
- A to wielka bieda! - krzyknął.
I dlatego tak miało zostać.
Korzyści z Wielkiej Biedy
Zaś pewne jest to, że tabliczki wkopano tuż po wojnie. A wypisana na nich nazwa zwykle była dla mieszkańców przekleństwem. Ale przynajmniej raz okazała się zbawieniem.
- Jak byłem w wojsku, to dowódca dał mi cztery dni urlopu. Za to, że byłem z Wielkiej Biedy - chwali się syn państwa Głodnych.
Raz w lokalnej gazecie pojawił się artykuł, gdzie opisywali wieś. I pisali też o Głodnym, który był tu najbogatszym rolnikiem. Dowódca zawołał go wtedy do siebie.
- Ty jesteś z Wielkiej Biedy? - zapytał.
- Tak.
- Co ty tu jeszcze robisz?! - grzmiał. - Cztery dni urlopu i jedziesz ojcu pomagać! Przy robotach rolnych.
Przykro mieszkać w Wielkiej Biedzie
Jednak z biegiem lat mieszkańcy narzekali coraz bardziej. Męczyło ich to, że muszą mieszkać w miejscu, które właśnie tak się nazywa. Mieli dość drwin.
Mówili, że jaka to Wielka Bieda, skoro mają takie bogactwa. Lasy pełne grzybów, gospodarstwa wszędzie. Dlatego jeden z nich wpadł na pomysł, żeby nazwali się Grzybowo.
- Nazwa jest przyczynkiem drwin ze strony mieszkańców innych miejscowości... - pisali mieszkańcy w petycji. - Wszyscy rolnicy pragną, by zmienić ją za wszelką cenę...
Opowiedzili wszystko dziennikarzowi "Kuriera Polskiego". Potem cała Polska dowiedziała się, że "przykro mieszkać w Wielkiej Biedzie", bo tak brzmiał nagłówek.
I choć z Grzybowem się nie udało, to na starych mapach odnaleziono nazwę Średnica. Władze udało się przekonać. Wtedy Wielka Bieda stała się historią, a mieszkańcy odetchnęli z ulgą.
U nas same sukcesy
Choć na tabliczce biedy już nie ma, to po latach wciąż gdzieniegdzie ją widać. Na podwórkach stoją zardzewiałe maszyny rolnicze. Z niektórych domów sypie się tynk, odpadają czerwone cegły. Ale za to inne lśnią nowością, wystają zza wysokich płotów.
- Ściągnęłam do wsi półtora miliona złotych - chwali się sołtys . - To nie są małe pieniądze, tylko ogromny sukces, jak na tak maleńką wioskę.
Za te pieniądze powstała droga. Wąska, ale równa, asfaltowa. Odbywają się festyny. Co prawda tylko raz w roku, bo jednak środki są, jakie są. Nie na wszystko starczy. No ale jest jeszcze nowy plac zabaw i wyremontowana świetlica.
- Tylko ludzi ubywa... - wzdycha sołtys.
Będzie wisieć, aż spadnie
Jednak Wielka Bieda odeszła bezpowrotnie. Czasem tylko widać, że kiedyś tu była. Jeden z mieszkańców zachował tabliczkę z nazwą. Wciąż jest, wmurowana w jedno z ogrodzeń, daleko od głównej drogi. A na jednym z domów wisi zachowany dawny numer. Pod nim też Wielka Bieda.
- Kurierzy jak przyjeżdżają, to sobie zdjęcia robią! - krzyczy kobieta zza bramy.
Bo młodzi już nawet nie pamiętają, o co walczyli starsi mieszkańcy. Znają Wielką Biedę tylko z opowieści.
- Ale wie pan, to tak jest. Ludzie to się lubią naśmiewać z innych. Ale jak z nich się śmieją, to już nie - mówi dalej kobieta. - U mnie Wielka Bieda będzie wisieć, aż spadnie.