Nowe ustalenia ws. dywersji. Oto co naprowadziło śledczych na trop
Śledczy w ok. 70 godzin namierzyli osoby podejrzane o akty dywersji na trasie kolejowej Warszawa - Lublin. Jak to możliwe? Jak nieoficjalnie ustalił serwis rp.pl, kluczowym tropem okazała się karta SIM z telefonu zostawionego na miejscu zdarzenia oraz odcisk palca jednego ze sprawców.
Najważniejsze informacje:
- Karta SIM z telefonu pozostawionego przy torach pozwoliła szybko ustalić podejrzanych - ustalił serwis rp.pl.
- Analiza wcześniejszych logowań i połączeń z różnych urządzeń doprowadziła do identyfikacji użytkownika.
- Na miejscu zabezpieczono także odciski palców jednego ze sprawców.
Śledczy badający akty dywersji na torach kolejowych wykorzystali nietypowy błąd sprawców. Ci zostawili telefon, który miał na żywo rejestrować to, co działo się na torach. Jak podaje rp.pl, kluczowy okazał się nie sam aparat, lecz karta SIM, wcześniej używana w kilku różnych telefonach. Dzięki temu można było porównać historię logowań i połączeń i w krótkim czasie dotrzeć do jej użytkownika.
Jak karta SIM pomogła w identyfikacji sprawców?
Według ustaleń opisywanych przez rp.pl, analiza tzw. krzyżowych danych z sieci - połączeń, logowań i przypisania karty do różnych urządzeń - pomogła dotrzeć do użytkownika telefonu i karty.
Akt dywersji na torach. W Sejmie ostro o działaniach rządu Tuska
Nie bez znaczenia okazały się także ślady linii papilarnych jednego z podejrzewanych znalezione w miejscu podłożenia ładunku. Szybko ustalono, że należą one do mężczyzny notowanego w ukraińskich bazach kryminalnych. Premier Donald Tusk, podczas swojego wystąpienia w Sejmie ujawnił, że jest to Ukrainiec ze Lwowa, skazany tam za dywersję. Przyjechał do Polski z Białorusi.
Co jeszcze ustalili śledczy w sprawie sabotażu na kolei?
Karta SIM i odcisk palca pozwoliły ustalić jednego ze sprawców. Kwestia rozszyfrowania tożsamości kolejnego była już tylko kwestią czasu.
Śledczy - jak informuje rp.pl - założyli, że sprawcy musieli kilkakrotnie być w pobliżu miejsca, w którym doszło do aktu dywersji. I prawdopodobnie mieli przy sobie telefony komórkowe. Rozpoczęli więc żmudne wyszukiwanie "obcych" telefonów - nie należących do okolicznych mieszkańców - które logowały się do najbliższych stacji BTS.
Premier Donald Tusk podczas swojego przemówienia w Sejmie stwierdził, że w ustaleniu sprawców pomogły "służby sojusznicze". Według ustaleń rp.pl mogli to być Amerykanie, którzy dysponują systemem Echelon, który gromadzi i analizuje miliardy przekazów elektronicznych na dobę z całego świata - w tym e-maile, rozmowy telefoniczne i inne transmisje.
W ten sposób, idąc po nitce do kłębka, ustalono, że drugi sprawca również był Ukraińcem, pochodzącym z Donbasu. Niestety, obaj dywersanci, w nocy z soboty na niedzielę, po wykonaniu zadania, uciekli na Białoruś przez przejście graniczne w Terespolu.
12 składów przejechało po uszkodzonym torowisku
Z informacji portalu Onet wynika, że po uszkodzonym torowisku - od momentu wybuchu, aż do chwili, gdy maszynista zgłosił nieprawidłowości na torach - przejechało aż 12 pociągów. Jak to się stało, że żaden z nich się nie wykoleił?
Z informacji serwisu rp.pl wynika, że sprawcy podłożyli dwa ładunki, ale wybuchł tylko jeden. Spowodował on zaledwie pęknięcie szyny. To sprawiło, że poruszające się na tym odcinku z prędkością nawet 160 km/h składy pasażerskie nie wypadły z torów.
Jednak w miarę upływu czasu i przemieszczania się po uszkodzonej szynie ciężkich składów wyrwa powiększała się coraz bardziej. Aż do czasu, gdy nad ranem w niedzielę maszynista zauważył już wyrwę w torach i zatrzymał pociąg - czytamy w serwisie rp.pl.
Źródło: rp.pl