Nowa taktyka Ukraińców. Ataki od razu wywołały reakcję USA
Od początku ukraińskich ataków na rafinerie produkcja paliwa w Rosji spadła o 4,6 mln ton ropy. Ceny na stacjach wzrosły o 12 proc., a kolejne podwyżki mają nastąpić w tym miesiącu. Jakie skutki dla frontu będzie miała długotrwała ofensywa przeciwko rosyjskim rafineriom?
Dzięki regularnym uderzeniom na rosyjski przemysł naftowy Rosja z trzeciego największego producenta i eksportera paliw staje się powoli importerem. Od końca lutego zaatakowanych zostało ponad 15 rosyjskich rafinerii i kilka składów ropy. Spowodowało to ponad 10-proc. spadek produkcji benzyny i niemal 4-proc. ropy naftowej.
Na rosyjskich stacjach benzynowych ceny wzrosły w ciągu trzech tygodni średnio o 12 proc. Rosyjskie media twierdzą, że w najbliższych tygodniach można się spodziewać kolejnych wzrostów cen, a jeśli ataki utrzymają się, to rynek cywilny może bardzo mocno odczuć braki. Co innego jednak front - ten ma priorytet w dostawach paliw. Ataki na rafinerie nie będą miały więc bezpośredniego wpływu na operacje w Ukrainie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Inną kwestią jest wpływ na finanse Rosji, morale społeczeństwa i sytuację międzynarodową. Dla Kremla przemysł wydobywczy i przetwórstwo paliw kopalnych stanowi największe źródło dochodu. To aż 60 proc. całości eksportu.
Chcąc uniknąć niedoborów i zapobiec skokom cen na rynku krajowym, Kreml wprowadził 1 marca sześciomiesięczny zakaz eksportu benzyny. Jednocześnie ceny benzyny w samej Rosji wzrosły.
Niepokój w USA i krytyka Kijowa
Podobnie jest na rynkach międzynarodowych, gdzie od początku roku widać wzrost cen średnio o prawie 13 proc. Wywołało to zaniepokojenie głównie w Stanach Zjednoczonych, gdzie rosnące ceny paliw mogą wywrzeć negatywny wpływ na wyniki jesiennych wyborów. Dlatego politycy w Waszyngtonie gremialnie potępili Ukraińców za ataki na cele w głębi Rosji.
Sekretarz obrony USA Lloyd Austin, jak przekazał Bloomberg, ostrzegł, że niedawne ukraińskie ataki mogą wywołać "efekt domina" na światowym rynku energii.
- Ukrainie lepiej przysłuży się realizowanie celów taktycznych i operacyjnych, które mogą bezpośrednio wpłynąć na obecną walkę - stwierdził Austin podczas posiedzenia komisji Senatu ds. Sił Zbrojnych.
Z kolei rzecznik Pentagonu Pat Ryder wielokrotnie podkreślał, że Stany Zjednoczone nie pomagają Kijowowi w organizowaniu ataków na cele na terytorium Rosji.
- Pomoc, którą zapewniamy Ukrainie, ma na celu wsparcie jej w obronie i odzyskaniu suwerennego terytorium. Nie zapewniamy żadnej pomocy do wykorzystania poza terytorium Ukrainy - stwierdził.
Amerykańscy politycy za wszelką cenę starają się odciąć od wszelkich ataków prowadzonych na terytorium Rosji, aby - w ich mniemaniu - nie zaogniać sytuacji i nie destabilizować sytuacji na rynkach paliw. Innego zdania są Francuzi, Niemcy i Brytyjczycy, którzy popierają ukraińskie ataki.
Rozdźwięk między Europą a Waszyngtonem
Ponownie pokazuje to znaczny rozdźwięk w polityce Sojuszu między krajami europejskimi i Waszyngtonem, który zdaje się nadal nie rozumieć sytuacji, w jakiej znalazła się Europa. Ukraińcy dziękują Europie i podkreślają, że mają wszelkie prawo do atakowania rosyjskich celów strategicznych.
- Rafinerie ropy naftowej są uzasadnionym celem wojskowym dla Ukrainy - stwierdziła Olha Stefaniszyna, ukraińska wicepremier ds. integracji europejskiej i euroatlantyckiej. - Ukraina rozumie obawy swoich partnerów, jednak siły zbrojne wykorzystują wszystkie możliwe środki, by przeciwstawić się Rosji - dodała.
Słabość rosyjskiego systemu obrony przeciwlotniczej
Seria ataków pokazała również niezwykłą słabość rosyjskiego systemu obrony przeciwlotniczej. Ukraińskie bezzałogowce zaatakowały rosyjską infrastrukturę ponad 35 razy, z czego ok. 80 proc. uderzeń trafiło w cel. Jeden z dronów, przebudowany z ultralekkiego samolotu Aeroprakt A-22, przeleciał całkowicie swobodnie ponad 1300 km do Republiki Tatarstanu i uderzył w trzecią co do wielkości rafinerię, która w żaden sposób nie była chroniona.
Ukraińcy jednak trzeźwo patrzą na efekty uderzeń. Mają świadomość, że dają one jedynie krótkotrwały efekt, który i tak nie przenosi się bezpośrednio na przebieg działań zbrojnych.
"Rosjanie mówią, że zmniejszyliśmy produkcję rafinowanej ropy o setki tysięcy baryłek dziennie. I wszyscy myślą: wow! Ale jest mały niuans: kiedyś Rosjanie przetwarzali 5 mln 700 tys. baryłek dziennie. Teraz przetwarzają 5 mln 100 tys. baryłek dziennie. Wiele rafinerii wciąż znajduje się poza zasięgiem naszej broni" - zauważa w analizie major rezerwy ukraińskich sił zbrojnych Ołeksij Hetman.
I ma rację. Ponad 40 proc. rosyjskiej rafinacji odbywa się poza zasięgiem ukraińskich bezzałogowców. I to wystarczy, aby Kreml nadal przetwarzał wystarczającą ilość paliwa, potrzebną do tego, by zaopatrzyć armię, transport publiczny i przemysł. Oczywiście znacznie obciąży to rynek wewnętrzny, ale nie tylko nie zatrzyma, ale też nie spowolni działa.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski
Czytaj również: Bałtyckie zagrożenie. Kreml węszy u sąsiadów