Niemiecką politykę czeka trzęsienie ziemi. W niedzielę Niemcy wybiorą nowego kanclerza [ANALIZA]

W niedzielę Niemcy wybiorą nowy Bundestag, który wyłoni kolejny rząd. Pewne jest, że kanclerz Olaf Scholz nie utrzyma stanowiska, a największe szanse na objęcie władzy ma Friedrich Merz, lider CDU. Jego partia prowadzi w sondażach, ale nie jest jasne, czy uda mu się zbudować stabilną większość rządową. W interesie Polski leży to, by w Berlinie szybko powstał silny, centrowy rząd, zdolny do działania w trudnych czasach - dla Wirtualnej Polski analizuje Jakub Majmurek.

Olaf Scholz oraz Frederich Merz - szefowie największych partii
Olaf Scholz oraz Frederich Merz - szefowie największych partii
Źródło zdjęć: © East News | FABRIZIO BENSCH
Jakub Majmurek

  • Jak wygląda sytuacja polityczna w Niemczech? CDU prowadzi w sondażach, ale to wyniki mniejszych partii zdecydują o tym, jaką koalicję uda się stworzyć - pisze dla WP Jakub Majmurek.
  • Stabilny rząd w Berlinie to kluczowy element dla przyszłości relacji transatlantyckich i polityki europejskiej. Głównym kandydatem do zostania kanclerzem jest Friedrich Merz. Jego program, czyli polityka wobec USA, Ukrainy, migracji i współpracy z Polską może wpłynąć na układ sił w UE.
  • Wybory parlamentarne w Niemczech to nie tylko sprawa wewnętrzna naszego zachodniego sąsiada, ale również kluczowe wydarzenie dla Polski i całej Europy. Wynik głosowania zadecyduje o przyszłości polityki Berlina wobec Unii Europejskiej, wojny w Ukrainie, polityki bezpieczeństwa oraz stosunków polsko-niemieckich. W niedzielę o przebiegu wydarzeń w Niemczech będziemy pisać w WP na bieżąco. 

W niedziele Niemcy wybiorą Bundestag, niższą izbę parlamentu, a ta wyłoni nowy rząd. Wiemy, że kanclerz Olaf Scholz nie ma szans na utrzymanie stanowiska, a osobą, która ma największą szansę go zastąpić jest lider Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU), Friedrich Merz.

Jego partia wyraźnie prowadzi w sondażach, ze średnim poparciem w okolicy 30 proc. Drugie miejsce najpewniej zajmie radykalnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD), zdobywając około jednej piątej głosów. Wszystkie partie polityczne wykluczają jednak wspólne rządy z AfD i prawdopodobieństwo, że po wyborach się to zmieni pozostaje minimalne.

Żaden inny scenariusz nie jest wykluczony.

Nie sposób dziś powiedzieć z kim CDU i jej siostrzana bawarska partia CSU utworzą rząd - możliwe, że nowy Bundestag będzie tak podzielony, że skonstruowanie stabilnej rządowej większości bez AfD okaże się bardzo trudne. Byłaby to fatalna wiadomość nie tylko dla Niemiec i Europy, ale także dla Polski - w naszym interesie jest bowiem to, by w Berlinie szybko przejął stery stabilny, dysponujący mocnym parlamentarnym zapleczem centrowy rząd, nie muszący kupować poparcia populistycznych, prorosyjskich partii.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Wyzwania i zmiany w UE. Polska ma w tym jasny cel

Trzy scenariusze

To, czy tak się stanie zależy w dużej mierze od wyników mniejszych partii, głównie od tego, które z nich rozbiją się o próg wyborczy.

Grozi to trzem: liberalnej Wolnej Partii Demokratycznej (FDP), Lewicy (Die Linke) - gromadzącej postkomunistów z Niemiec Wschodnich i radykalnie lewicowe środowiska z Niemiec Zachodnich - oraz Ruch Sahry Wagenknecht - kiedyś popularnej polityczki Lewicy, która założyła swoją własną partię (łączącą lewicowy program ekonomiczny z bardziej konserwatywnym przekazem kulturowym, niechęcią do Ameryki, pewnym eurosceptycyzmem i otwartością na nowe porozumienie z Rosją).

Im więcej partii znajdzie się w Bundestagu, tym bardziej rozdrobniony będzie niemiecki pejzaż parlamentarny i tym trudniej będzie stworzyć rząd złożony wyłącznie z dwóch partii. A to z punktu widzenia stabilności przyszłej koalicji byłby najbardziej optymalny scenariusz. Chadecy dopuszczają dwa takie warianty: jeden wspólnie z socjaldemokratami z SPD, partią kanclerza Scholza, zajmującymi trzecie miejsce w sondażach z poparciem 16 proc., drugi z Zielonymi, zajmującymi dziś w sondażach czwarte miejsce z poparciem 13 proc.

Oba rozwiązania niosą ze sobą polityczne problemy. Koalicja CDU-SPD rządziła Niemcami przez większą część ery Merkel. Jednocześnie taka wielka koalicja, zwłaszcza przy silnej opozycji ze strony AfD, mogłaby być politycznie kosztowna dla obu jej członów. Tym bardziej, że w tym roku partie te różni podejście do konstytucyjnego limitu długu, podatków dla najzamożniejszych, inwestycji w infrastrukturę czy polityki migracyjnej. Programowe różnice – wokół migracji i polityki energetycznej - dzielą też chadeków i Zielonych, a koalicję z Zielonymi wyklucza siostrzana partia CDU, bawarska CSU.

Nie wiadomo jednak czy jakiekolwiek dwie partie będą w stanie utworzyć rządową większość w parlamencie. Nie można wykluczyć konieczności utworzenia koalicji trzech partii - CDU/CSU, SPD i Zielonych - a nawet gdyby próg przekroczyli liberałowie czterech. Im więcej partii będzie tworzyć rząd, tym mniej stabilna będzie koalicja i tym trudniej będzie jej ustalić wspólną politykę - znamy to doskonale z polskiego podwórka. Jednocześnie, jeśli AfD stanie się jedyną opozycją wobec rządów wszystkich partii głównego nurtu, to pozycja populistycznej partii będzie tylko rosnąć.

Na stole leży też scenariusz rządu mniejszościowego.

Albo gabinetu CDU/CSU-SPD trwającego dzięki cichej tolerancji Lewicy i/lub Ruchu Sahry Wagenknecht albo nawet - choć to byłby szok dla całego niemieckiego systemu politycznego - rządu CDU/CSU po cichu wspieranego przez AfD. To byłby najgorszy dla Niemiec i Europy scenariusz, dający populistycznym, prorosyjskim siłom wpływ na politykę państwa z największą gospodarką w Unii Europejskiej.

Europa i Polska potrzebują silnych, stabilnych Niemiec

Czemu to taki istotne, by Niemcy miały stabilny, oparty o centrowe partie rząd?

Odpowiedź jest oczywista: w obliczu tektonicznych ruchów w otoczeniu międzynarodowym Europy, Unia nie może sobie pozwolić, by w jednym z najważniejszych tworzących ją państw ziała dziura politycznej niestabilności.

Jeśli Europa ma skutecznie upominać się o swoje interesy w Białym Domu, to w Berlinie potrzebny jest rząd mający jasny demokratyczny mandat i pewne zaplecze parlamentarne, zdolny odpowiedzieć na szereg wyzwań stojących dziś przed Niemcami i Europą.

A tych jest niemało. Pierwsze dotyczy bezpieczeństwa. Jak pisała niedawno korespondentka francuskiego "Le Monde" z Berlina, Cécile Boutelet, dla Niemców to, co działo się wokół ostatniej konferencji bezpieczeństwa w Monachium było równie wielkim szokiem jak pandemia i atak Putina na Ukrainę.

Rosyjska inwazja sprzed trzech lat pogrzebała niemiecką politykę, zakładającą możliwość zmiany Rosji, wciągnięcia jej do grona rodziny państw europejskich, przez handel i współpracę. Dziś Trump, J. D. Vance i sekretarz obrony Pete Hesgeth, grzebią inne trwałe założenie niemieckiej polityki: pewność amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa.

Niemcy muszą szybko odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości, wziąć większą odpowiedzialność za swoje bezpieczeństwo i budować porozumienia w sprawie bezpieczeństwa z europejskimi partnerami. W piątek najpewniej przyszły kanclerz Merz mówił o konieczności rozmów z Francuzami i Brytyjczykami nad objęciem Niemiec ich parasolem atomowym - w sytuacji, gdyby swój nagle zwinęli Amerykanie. To tym bardziej znaczące słowa biorąc pod uwagę fakt, że Merz zawsze uchodził za jednego z najbardziej przyjaznych Stanom niemieckich polityków.

Drugim wielkim wyzwaniem jest gospodarka. Niemcy od dwóch lat notują ujemny wzrost gospodarczy.

Cały niemiecki model gospodarczy - oparty o produkujący na eksport przemysł - złapał wyraźną zadyszkę, być może znajduje się nawet w strukturalnym kryzysie. Jeśli Trump wywoła wojnę celną z Unią, to niemiecka gospodarka trzeci rok z rzędu zanotuje recesję.

Znów, jest nie tylko w interesie Niemiec, ale całej Europy, by kluczowa gospodarka strefy euro złapała nową energię i wyszła z kłopotów – o co będzie trudno ze słabym, niestabilnym rządem. Biorąc pod uwagę związki polskiej gospodarki z niemiecką, to jak wiele polskich przedsiębiorstw pracuje jako kontrahenci niemieckich, jest to dla nas szczególnie istotne.

Test odporności europejskiej demokracji liberalnej

Wynik wyborów w Niemczech będzie też powszechnie odczytywany jako test odporności europejskiej demokracji liberalnej na wyzwanie stwarzane przez populistyczną, antyliberalną prawicę. Niemcy latami uchodziły za państwo z racji swoich historycznych doświadczeń wyjątkowo odporne na prawicowo-populistyczną demagogię.

Jeśli teraz mimo rośnięcia w siłę AfD, mimo poparcia, jaki tej formacji udzielił Elon Musk, mimo nacisków J. D. Vance, w Monachium próbującego rozbić kordon sanitarny wokół Alternatywy, uda się utworzyć stabilny, zdolny podjąć rozruszać gospodarkę i odpowiedzieć na geopolityczne wyzwania centrowy rząd to będzie to dowód odporności i żywotności niemieckiej demokracji liberalnej i całego europejskiego modelu politycznego.

Jeśli padnie nawet niemiecki bastion, jeśli sukces AfD uniemożliwi sklejenie rządowej większości – bądź Alternatywa zyska wpływ na mniejszościowy rząd chadeków – to będzie to miało sejsmiczne konsekwencje dla całego kontynentu.

A przy tym nawet jeśli uda się złożyć stabilną większość, to biorąc pod uwagę wszystkie wyzwania, będzie jej naprawdę trudno rządzić. Gdyby nowy rząd został uznany za takie samo rozczarowanie jak ten właśnie odchodzący, to w następnych wyborach nawet cały ciężar niemieckiej historii, cała siła niemieckich instytucji i społeczeństwa obywatelskiego mogą nie starczyć, by zablokować władzę Alternatywy.

Jak w wywiadzie dla tygodnika "Die Zeit" mówił psycholog społeczny z Uniwersytetu w Lipsku Elmar Brähler obecny wzrost siły AfD nie wynika z tego, że w społeczeństwie jakoś radykalnie zwiększył się wyborczy potencjał skrajnej prawicy – ten zdaniem badacza od dekad utrzymuje się w Niemczech na podobnym poziomie 25-30 proc. Pozostawał on jednak uśpiony, osoby podatne na ideologię radykalnej prawicy mimo wszystko głosowały na partie głównego nurtu.

Poczucie, że nie radzą sobie one z niemieckimi problemami, uaktywniło potencjał skrajności, napędzając poparcie Alternatywy.

Jeśli kolejny rząd znów zawiedzie, w sytuacji, gdy wyzwania stają się tak poważnie, to w następnych wyborach Alternatywa może w pełni zrealizować swój potencjał - a nawet sięgnąć po wyborców dziś niewyobrażających sobie poparcia dla tej partii. Rząd AfD oznaczałby koniec Niemiec i Europy jakie znamy - jaka nowa rzeczywistość nie wyłoniłaby się w ich miejsce, z pewnością trudno oczekiwać, by była ona bardziej przyjazna dla Polski niż obecna.

Dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (375)