Niebezpieczne pomysły Macrona. Putin nie może wyjść z twarzą z tej wojny [OPINIA]

Ponad 100 dni bestialskiej agresji Putina. Rosyjskie wojska okupują 20 proc. Ukrainy, szturmują Donbas, rakiety burzą infrastrukturę kraju i zabijają cywilów. W takim momencie Emmanuel Macron podzielił się refleksją, że nie należy Rosji upokarzać, po to by znaleźć dyplomatyczne wyjście dla zakończenia wojny.

Prezydent Francji Emmanuel Macron
Prezydent Francji Emmanuel Macron
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/EPA/Sebastien Nogier / POOL

Nie wiadomo w sumie, dlaczego francuski lider tak przejmuje się swoją rolą europejskiego "dobrego wujka" i dlaczego jest w tym tak wytrwały. Jeżeli chodzi o upokarzanie, to wszyscy pamiętają spotkanie na Kremlu na 16 dni przed początkiem wojny. Przed prezydentem Francji, według przecieków, najpierw postawiono warunek przeprowadzenia pełnego testowania na Covid, łącznie z badaniem kału.

Gdy odmówił, został posadzony za groteskowo długim stołem, by usłyszeć wypowiadane z kamienną twarzą kłamstwo, że Rosja nie zamierza atakować Ukrainy. Putin zrobił więc wszystko, by upokorzyć Macrona oraz Francuzów, których polityk reprezentował.

Francuski przywódca został też europejskim liderem w liczbie połączeń telefonicznych z władcą Kremla. I swoją drogą, fascynujące byłoby kiedyś móc przeczytać ich transkrypcję. O czym można rozmawiać ze światowego formatu oszustem przez kilkadziesiąt minut? Czy pełnią funkcję psychoterapii dla władcy Kremla? Czy są potokiem jego paranoi i pretensji do całego świata? 

Potrzebna jest porażka Putina

Niestety, jak pokazuje historia i konstrukcja dzisiejszej Rosji, Emmanuel Macron fundamentalnie się myli. Jedyną drogą do trwałego pokoju w regionie jest rosyjska porażka. I nie porażka symboliczna, ale zupełnie namacalna. Ukraińskie wojska muszą np. wyzwolić choć część ziem, które zostały zajęte przez Rosję w 2014 r.

Putin nie ukrywa, że motorem jego działań jest ogromny resentyment wywołany porażką ZSRR w zimnej wojnie. Dzięki propagandzie przekonał do swoich obsesji większą część narodu. Historyczne paralele są nazbyt oczywiste. Podobnie myśleli po I wojnie światowej Niemcy, którzy ponieśli w niej porażkę, jednak nie była ona absolutna. Wojska Ententy nie zajęły Berlina i suwerenność Niemiec została zachowana. Doskonale wiemy, co wydarzyło się w 1939 roku.

Tak samo stało się w Rosji. Zachód postanowił nie upokarzać tego kraju po upadku Związku Radzieckiego w nadziei, że nastąpi w Rosji epoka demokracji i stanie się ona normalnym europejskim krajem. Niestety, stało się dokładnie na odwrót.

Odziedziczone po ZSRR głębokie struktury państwa, w tym służby specjalne, po latach "jelcynowskiej smuty" wyniosły do władzy swojego człowieka - byłego agenta FSB Władimira Putina. Dyszący żądzą zemsty rosyjski dyktator zaczął rządzić dokładnie wbrew chęciom Zachodu, do tego demolując całą postzimnowojenną architekturę bezpieczeństwa.

Propaganda Kremla wytłumaczy wszystko

Teraz Zachód ma przed sobą wybór. Albo dać możliwość wyjścia Putinowi "z twarzą" z wojennej awantury, którą wywołał, albo wręcz przeciwnie: sprawić, by Rosja poczuła gorycz porażki. Pierwsza opcja w rosyjskich warunkach jest banalnie prosta.

Jak słusznie wskazał amerykański historyk Timothy Snyder, cały putinowski system zbudowany jest tak, że Kreml, dzięki potężnemu aparatowi propagandy, kontroluje rzeczywistość. Ta bardzo łatwo tłumaczy Rosjanom, jak gwałtownie ograniczają się np. cele "wojskowej operacji specjalnej" w Ukrainie. Od "demilitaryzacji" i "denazyfikacji" - przez zainstalowania marionetkowego rządu - po ledwie "wyzwolenie Donbasu".

Na razie w Rosji trzy miesiące wojny, której cele właściwie są nieznane i zostały okupione śmiercią kilkudziesięciu tysięcy rosyjskich żołnierzy, nie robią dużego wrażenia. Innymi słowy: Putin ma zawsze dokąd się wycofać. A jego propagandyści szybko wynajdą wytłumaczenie dla każdego "zwycięskiego" wycofania się na "z góry upatrzone pozycje". A te wszystkie telefony Macrona czy Scholza będą w Rosji przedstawiane jako błagalne pielgrzymki do "światowego gracza".

Tymczasem zadaniem Zachodu powinno być sprawienie, że Rosjanie zaczną dostrzegać realny świat zza zasłony propagandy. Powinni zacząć widzieć Putina nie jako przywódcę, który rzekomo podniósł Rosję z kolan, ale jako późnego Leonida Breżniewa: starzejącego się, zniedołężniałego i coraz bardziej groteskowego polityka, który wepchnął kraj w pełną stagnację. Który wysłał tysiące młodych Rosjan na bezsensowną śmierć w Ukrainie, jak niegdyś Breżniew do Afganistanu. Polityka izolowanego, do którego przestali pielgrzymować wielcy tego świata, by błagać go o pokój. Polityka, którego słowa kierowane do Rosjan będą coraz mocniej rozjeżdżać się z rzeczywistością za oknem.

Jest to zadanie trudne, ale wykonalne. Mimo wszystko Rosjanie żyją w realnym świecie, w którym oprócz oglądania telewizji, czasem też trzeba zajrzeć do lodówek. A te, z biegiem czasu i działaniem sankcji, zaczną być coraz bardziej puste. Stanowisko Zachodu musi być tu absolutnie spójne. A Ukraina musi otrzymać od niego tyle broni, by swój cel osiągnąć. Cel, którym jest całkowita porażka putinowskiego reżimu.

Jakub Biernat - dziennikarz TV Biełsat, od lat zajmujący się tematyką Białorusi i krajów postsowieckich. Jego wywiady, reportaże i opinie dotyczące regionu pojawiały się na łamach najważniejszych polskich gazet i czasopism. Sympatyk myśli politycznej Jerzego Giedroycia.

Czytaj też:

Wybrane dla Ciebie