Co zamiast telefonów do Putina? "NATO powinno nakreślić nową czerwoną linię"
Im częściej Emmanuel Marcon i Olaf Scholz wydzwaniają do Putina, prosząc o powstrzymanie agresji, tym gorzej dla Ukrainy i dla Polski. Oni nie rozumieją, że do Rosjan przemówi tylko siła - uważa były dyplomata Jerzy Marek Nowakowski. W rozmowie z Wirtualną Polską proponuje, żeby "NATO nakreśliło nową czerwoną linię w ukraińskim konflikcie".
- Już widzę, jak Władymir Putin przejmuje się telefonicznymi prośbami przywódców o powstrzymywanie wojny. On i jego ludzie odbierają to zupełnie inaczej. Oto słabi europejscy przywódcy, po zablokowaniu ukraińskich portów ze zbożem, przestraszyli się widma głodu w Afrycie i kolejnej fali migracji. Możliwe, że Putin właśnie zleca, aby dociskać ten pedał z całej siły, bo okazuje się, że ten szantaż działa - mówi WP Jerzy Marek Nowakowski, były ambasador RP na Łotwie oraz w Armenii.
To komentarz do wydarzeń z weekendu, gdy prezydent Francji Emmanuel Macron i kanclerz Niemiec Olaf Scholz ponownie rozmawiali telefonicznie z Władimirem Putinem o sytuacji w Ukrainie i kryzysie humanitarnym. Wiele nie wskórali, a mieli przy okazji usłyszeć zestaw propagandowych argumentów o tym, że "to Europa destabilizuje sytuację i zaostrza kryzys humanitarny, ponieważ pompuje do Ukrainy broń". Władimir Putin miał zadeklarować gotowość do rozmów pokojowych, jednak zastrzegł oczywiście, że nie toczą się one z winy władz w Kijowie. Z kolei w poniedziałek rozmowy telefoniczne z prezydentami Rosji i Ukrainy zainicjował prezydent Turcji Recep Erdogan.
- W tej chwili kontakty z Putinem są kontrproduktywne, prowadzą tylko do usztywnienia stanowiska Rosji. Dla Putina i otoczenia liczy się tylko argument siły. To oznacza, że należy czekać, aż na froncie balans sił zmieni się na korzyść Ukrainy. I to Putin, który będzie dociśnięty do muru, ma pierwszy zainicjować połączenie - mówi dalej Nowakowski.
- Inaczej strona rosyjska będzie stale wykorzystywać i rozgrywać podziały w Europie. Marcon i Scholz wykonują te wygibasy, aby pokazać przed własną opinią publiczną, jak walczą o pokój. Jedyne, co uzyskają od Putina, to cyniczne słowa w rodzaju: to poproście Ukrainę, żeby się poddała - dodaje.
Rozmówca podaje przykład hipotetycznej sytuacji, w której telefoniczna rozmowa Macrona z Putinem miałaby sens. Opisuje ją tak: najpierw Francja przekazuje Ukrainie dużo nowoczesnego uzbrojenia, więcej armatohaubic Caesar. Ukraińska armia robi z tego użytek, dokonując przełamania na froncie. Dopiero wtedy Macron sięga po słuchawkę, zaczynając rozmowę od tego, że kolejne dostawy broni mogą trafić na wschód.
Potrzebna nowa czerwona linia. Konwoje NATO na Morzu Czarnym
Jerzy Marek Nowakowski uważa, że jak dotąd w relacjach z Rosją skuteczne okazywały się tylko zdecydowane kroki wspierane przez amerykańską administrację, jak dostarczanie broni pomimo rosyjskich pogróżek.
- Wobec blokady ukraińskich portów na Morzu Czarnym, NATO powinno narysować kolejną czerwoną linię na mapie tego konfliktu. Skoro Putin używa żywności jako broni, powinien powstać plan stworzenia konwojów morskich, które pod eskortą pozwolą na wysyłanie transportów zboża z Odessy. Takie postępowanie nie koliduje z sytuacją i prawem morskim - mówi dalej były ambasador.
Jednocześnie ocenia, że z punktu widzenia Polski i państw bałtyckich, pozostałych sąsiadów Ukrainy, optymalnym zakończeniem konfliktu jest pokonanie Rosji. Inaczej strona rosyjska, zgodnie ze swoją doktryną, będzie eskalować żądania polityczne, np. związane z wycofaniem infrastruktury NATO ze wschodniej flanki.
Dodajmy, że rozmowy telefoniczne Macrona i Scholza z Putinem były krytykowane przez wielu znawców rosyjskiej polityki i niektórych europejskich polityków. Gorzkie słowa pod adresem przywódców wyraziła także premier Estonii Kaja Kallas, która podkreśliła, że "nie ma sensu dzwonić do przywódcy z Kremla". Telefony nie spotkały się jednak z krytyką liderów ukraińskich. Dlaczego? Nowakowski tłumaczy, że jego zdaniem ukraińska strona działa w tej materii delikatnie, stara się jak najlepiej ułożyć relacje z Niemcami i Francją, "spiłowując wszelkie kanty".
W połowie maja ukraińscy politycy deklarowali, że ich celem jest nie tylko wypchnięcie Rosjan na linie sprzed 24 lutego. Wraz z poszerzającym się strumieniem dostaw broni, będą dążyć do wyzwolenia wszystkich terenów okupowanych po 2014 r., czyli także utraconego Donbasu i Krymu. - Odrzucenie Rosjan do granic na 23 lutego byłoby na dziś wojennym zwycięstwem Ukrainy - tłumaczył Wołodymyr Zełenski, zastrzegając, że nie może być żadnych rozmów o tym, że Krym będzie czyimś terytorium. - To wyłącznie ukraińskie terytorium - dodał.
Czytaj też:
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski