"Nas tu jest tylko ośmiu mieszkańców". Sołtys o szturmie granicy koło Starzyny
Gdy w poniedziałek spodziewano się siłowego przekroczenia granicy w Kuźnicy, grupa kilkuset migrantów próbowała pokonać płot graniczny 130 kilometrów na południe, w okolicach wsi Starzyna. Jak relacjonują mieszkańcy, okolice wsi Starzyna to nowy szklak testowany przez migrantów i białoruskie służby.
- Przyjechało pięć samochodów wojska oraz policji i na naszej drodze we wsi zorganizowano obławę. Trwało to ze dwie godziny. Tak sądzę po okrzykach, które się rozlegały po lesie. Czy ktoś przeszedł i co stało się z migrantami, nie widziałam, bo na wieczór zamykamy się w domach - relacjonuje w rozmowie z WP Halina Boguń, sołtys wsi Starzyna.
To w tej podlaskiej wsi doszło w poniedziałek do próby siłowego pokonania granicy. Jak podała policja, około godziny 16 "kilkusetosobowa grupa bezskutecznie próbowała sforsować granicę". W stronę policjantów oraz strażników granicznych i żołnierzy poleciały kamienie. Jeden z nich uszkodził kask ochraniający głowę policjanta.
"Atak został odparty" - poinformowała policja, publikując na Twitterze zdjęcia z miejsca zdarzenia.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
- Z początku w naszej miejscowości było w miarę spokojnie. Dopiero niedawno zaczęły się przejścia granicy. W ubiegłym tygodniu widziałam we wsi grupkę migrantów: dwóch nastolatków, dzieci, kobieta i mężczyźni. Co tu opowiadać. Ot, zmordowani ludzie, którzy prosili o chleb i wodę. Sąsiadka im wyniosła jedzenie - relacjonuje dalej sołtys.
- Ze strony migrantów my żadnej agresji nie doświadczyliśmy. Ale i tak strach i obawy cały czas mamy. Nas tu jest tylko ośmiu mieszkańców i to cała Starzyna. Na noc zamykamy się po domach, bo trudno przewidzieć, kto wyjdzie z granicznego lasu - dodaje sołtys.
Leon Małaszewski, wójt nadgranicznej gminy Dubicze Cerkiewne (woj. podlaskie) poinformował, że samorząd udostępnił wojsku i policji noclegi w szkole oraz w ośrodku wypoczynkowym.
- Mają gdzie przenocować i ogrzać się, jest ciepła woda. Wiem, że nasi strażacy przygotowują opał dla funkcjonariuszy pracujących bezpośrednio na granicy, bo tam noce są bardzo zimne. Staramy się pomagać, jak tylko możemy. Dzięki wojsku możemy czuć się bezpieczniej - mówi wójt Małaszewski.
Pilnowanie granicy. Strażacy rąbią drewno dla wojska
Poniedziałkowy szturm to już drugie takie zdarzenie w okolicy. W sobotę 13 listopada na stronę polską wdarło się około 50 imigrantów. Według wójta, okolica wsi Starzyna, Klakowa i Jodłówki to nowy szlak migracyjny z Białorusi. Na tym odcinku granicy Białorusini testują reakcję służb na incydenty.
- Do tej pory byliśmy omijani. Migranci pojawili się tu niedawno. Nie szukają kontaktu z mieszkańcami, bo obawiają się interwencji służb. Podejrzewamy, że w okolicy nadal są osoby, które przekroczyły granicę. Stale znajdowane są ślady biwaków, porzucone śpiwory i ekwipunek - mówi dalej Leon Małaszewski.
Dodaje, że jeśli ktoś planuje udział w zbiórkach rzeczy potrzebnych jako pomoc dla migrantów, to w tej chwili najważniejsze są woda butelkowana, cukier i papierosy. Według wójta ubrań jest już w nadmiarze.
ZOBACZ TAKŻE: Noc na granicy z Białorusią. Wiceminister przekazał najnowsze informacje
- Nigdy nie myślałem, że dojdzie do takiego konfliktu, jaki obserwujemy. Jeszcze niedawno mieliśmy granicę praktycznie niepilnowaną. A tu proszę, niedawno pomagaliśmy przy stawianiu płotu z drutu kolczastego - komentuje Małaszewski.
- Z wójtem białoruskiej wsi Widomla znam się dobrze, planowaliśmy wspólne projekty finansowane unijnymi środkami. Nagle umilkły telefony od znajomych z drugiej strony. A to byli naprawdę sympatyczni i proeuropejscy ludzie. Ciekaw jestem, czy będzie okazja, żeby złożyć sobie życzenia na Boże Narodzenie. To smutne, jak to się zmieniło - podsumowuje wójt Dubiczy Cerkiewnych.