Sypie się przekaz Telusa i Morawieckiego? "Lekko nie będzie"

"Sami stworzyli problem i jeszcze nazywali nas onucami", "Gadają, ale to do wyborów" - to głosy części rolników z Podkarpacia i Lubelszczyzny. Nie wierzą w ostatnie zapewnienia Mateusza Morawieckiego i ministra rolnictwa Roberta Telusa, że rząd zadba o ich interesy.

Konferencja prasowa Mateusza Morawieckiego i Roberta Telusa
Konferencja prasowa Mateusza Morawieckiego i Roberta Telusa
Źródło zdjęć: © Agencja FORUM | Jacek Szydlowski/FORUM
Tomasz Molga

14.09.2023 | aktual.: 14.09.2023 20:50

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

- Mało kto tutaj im wierzy - mówi Wirtualnej Polsce Roman Kondrów, rolnik z Podkarpacia i jeden z przedstawicieli ruchu "Oszukana Wieś", uczestnik protestów i blokad przeciwko sprowadzaniu ukraińskich produktów rolnych do Polski. Wyjaśnia, że kilku znanych mu rolników i uczestników protestów zdecydowało się na start w wyborach parlamentarnych. On sam jednak nie zamierza angażować się w politykę. O polityce swoje zdanie ma.

- Spodziewam się, że UE w jakiś sposób wymusi na rządzie, prędzej lub później, wznowienie handlu ukraińskim zbożem. Możliwe, że stanie się to po wyborach w Polsce. Zapewnienia, które padły, traktuję jako grę polityków - mówi.

- Jeśli handel ruszy po 15 września, to następnego dnia idziemy blokować granicę, drogi albo urzędy wojewódzkie. Jesteśmy skrajnie zdesperowani - grzmi.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Kondrów przypomina, że rządzący złożyli rolnikom szereg obietnic finansowych, jednak część z nich nie została dotrzymana. - Jarosław Kaczyński mówił "dajemy 15 mld zł na wieś", ale lokalnym rolników wypłacono 2 mld - wskazuje Kondrów.

- Robert Telus zaproponował nam w czwartek spotkanie na Lubelszczyźnie. Nie damy się rozegrać, stając się tłem kampanii polityków. Sądzę, że nie będzie łatwo uspokoić ludzi na wsi, jak się to dygnitarzom wydaje - podsumowuje.

Morawiecki i Telus z przekazem dla rolników

To jedna z reakcji na opublikowane we wtorek spoty rządzących polityków, w których padły zapowiedzi utrzymania embarga na import do Polski tańszych ukraińskich produktów rolnych.

Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że "wysłał do Komisji Europejskiej ultimatum z jednoznacznym żądaniem przedłużenia po 15 września zakazu wwozu czterech zbóż z Ukrainy". Jak dodał, jeśli KE się nie zgodzi, Polska wprowadzi zakaz samodzielnie.

"Jeśli KE nie przedłuży przepisów po 15 września, to Polska wprowadzi zakaz importu zbóż z Ukrainy jednostronnie - zapowiedział w nagraniu, opublikowanym w mediach społecznościowych również minister rolnictwa Robert Telus. Lawina obietnic się posypała.

I tu warto dodać, że wschód Polski to niezwykle istotny dla PiS region - pod względem wyniku wyborczego. W okręgu nr 22 - obejmującym m.in. Krosno i Przemyśl PiS zebrał w 2019 roku niemal 250 tys. głosów. Partia Jarosława Kaczyńskiego przekonała do siebie 63 proc. wyborców z regionu. Okręg nr 7 - obejmujący m.in. Białą Podlaską, Chełm i Zamość, to z kolei dodatkowe 238 tys. głosów i 59 proc. poparcia. Podobnie sytuacja wygląda w Rzeszowie i okręgu 23 - tu wpadło 367 tys. głosów przy 62 proc. poparciu.

Dla przykładu na zachodzie kraju PiS mógł liczyć w tamtych zwycięskich wyborach na 30-40 proc. poparcia.

Paweł Skaba, rolnik z 60-hektarowym gospodarstwem w gminie Błażowa (woj. podkarpackie), traktuje zapewnienia polityków z rezerwą.

- Gdy kilka miesięcy temu zwracaliśmy uwagę na problem ukraińskiego importu, politycy nie dopuszczali takich głosów, a jeszcze na dodatek nazywano nas "ruskimi onucami". Teraz rządzący chcą bohatersko gasić pożar, który sami wtedy wywołali - mówi Skaba, będący działaczem lokalnej izby rolnej.

- Tutaj wielu rolników ma w rodzinie kogoś, kto pracuje na granicy. Te osoby nas ostrzegają, że szykuje się nowe otwarcie handlu, a po ukraińskiej stronie towar już napływa - mówi.

Stawiają sprawę na ostrzu noża

Rozmówcy WP sprawę ukraińskiego importu stawiają na ostrzu noża. To dlatego, że za miesiąc zaczną się żniwa upraw kukurydzy, a już chodzą słuchy, że ceny w skupach wyniosą około 350 zł za tonę. To poniżej kosztów poniesionych przy zakładaniu uprawy.

Jak szacuje Barłomiej Szajner, gospodarz z powiatu chełmskiego, rolnicy z powodu wcześniejszego importu z Ukrainy (zboże nadal jest u polskich odbiorców) ponieśli już straty na uprawach pszenicy, żyta i rzepaku.

Na wschodniej ścianie podchodzimy do tych obietnic bez zbytniego optymizmu. Politycy puszczą handel po wyborach, bo będą zbyt duże naciski z Unii. Na razie mówią to, co rzekomo chcielibyśmy usłyszeć - mówi rolnik. Zdecydował się kandydować w wyborach do sejmu z listy Konfederacji. Nie jest jednak członkiem tej partii.

O Szajnerze stało się głośno, gdy podczas wizyty w Chełmie spotkał się z nim Jarosław Kaczyński. Rolnik poprosił wówczas o listę firm, które zarabiały na imporcie zboża technicznego z Ukrainy, wykańczając krajowych producentów. Prezes PiS miał wtedy obiecać upublicznienie listy, ale nic takiego się nie wydarzyło.

Przekaz rządzących podważony. Burza o film i budowę nowych silosów

Rolnicy mówili też, że Morawiecki i Telus nie wypadli zbyt wiarygodnie, bo przy granicy z Ukrainą kontynuowane są inwestycje w centra magazynowania i bazy przeładunkowe.

- No przecież nie jest to robione na potrzeby krajowych produktów - twierdzi Bartłomiej Szajner. W zapewnienie, że jest inaczej, po prostu nie uwierzy.

Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
rolnicypodkarpacieukraina
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także