Nowy szef MSZ skazany na porażkę? Bez zaplecza politycznego nie uniknie katastrofy
Prof. Jacek Czaputowicz zastąpił Witolda Waszczykowskiego na stanowisku szefa MSZ. Ponownie na czele szalenie ważnego resortu stanął człowiek bez zaplecza politycznego. Oznacza to, że szef dyplomacji nie będzie decydował o miejscu Polski w świecie. On może jedynie dać twarz porażce. Sprawy zagraniczne nadal będą podporządkowane polityce krajowej.
12.01.2018 10:20
Ministrowi Jackowi Czaputowiczowi nie można odmówić wiedzy i profesjonalizmu, ale to nie wystarczy. Od początku rządów PiS polityka zagraniczna jest traktowana po macoszemu. Co prawda premier Beata Szydło chwaliła się "wstawaniem z kolan", a prezydent Andrzej Duda pokazywał zdjęcia z prezydentem Obamą. Wielkim sukcesem miały być pochlebstwa wygłoszone w Warszawie przez prezydenta Trumpa i obecność amerykańskich żołnierzy w Polsce. To wszystko były jednak zaledwie puste gesty.
Realia są jednak zupełnie inne. Świat, a zwłaszcza Europa, stoi na rozdrożu. Donald Trump bardziej lub mniej świadomie redukuje znaczenie USA, a miejsce Amerykanów zajmują Chińczycy i Rosjanie. UE powoli się reformuje i zastanawia nad dalszą integracją. Tymczasem Polska została zredukowana do roli "enfant terrible", okropnego dziecka, głuchego na połajanki "dorosłych". Tego wszystkiego najwyraźniej nie widać zza chmury bitewnego kurzu wznieconego w Warszawie przez uczestników wojny polsko – polskiej.
Nawet w najbliższym sąsiedztwie nasza pozycja jest słaba. Chętnie politycy PiS mówią o Grupie Wyszehradzkiej i Międzymorzu. Premier Mateusz Morawiecki poleciał na Węgry, żeby uzyskać od premiera Wiktor Orban obietnice obrony Polski przed europejskimi sankcjami. Morawiecki otrzymał jedynie miękkie zapewnienia i gwarancje, które równocześnie stanowią dla szefa rządu w Budapeszcie bezcenną kartę przetargową w targach z Brukselą. Teraz pytaniem jest, ile UE musiałaby dać Węgrom za zostawienie Warszawy na lodzie. W rezultacie Wiktor Orban będzie miał większy wpływ na pozycję Polski w świecie niż ma szef resortu spraw zagranicznych w Warszawie.
Minister nie zmieni spojrzenia PiS na świat
Minister Czaputowicz jest profesjonalistą i rozumie znaczenie dyplomacji. Nie sądzę, żeby nie widział, iż obecny kurs prowadzi ku izolacji. Przykładem może być Ukraina, która pomija Warszawę w kontaktach z Brukselą, a przecież powinno zależeć nam na Kijowie w kontekście napięć z Rosją. Nawet, jeżeli przewodniczący Komisji Europejskiej Juncker spowoduje, że kraje nieprzyjmujące uchodźców nie będą karane finansowo, to i tak pozycja Polski w negocjacjach nad kolejnym budżetem jest słaba. Unia jest organizacją mediacji, a skuteczność rozmów zależy od umiejętności budowania koalicji z innymi krajami, czyli skłonności do kompromisu i wiarygodnej realizacji zawartych umów. Także tych niepisanych.
Tymczasem rząd PiS na sztandarach niesie hasło nieustępliwości i wielokrotnie pokazał, że porozumienia zawarte przez Polskę nie są warte papieru, na którym je spisano. Przykładami mogą być caracale, zobowiązania dotyczące relokacji uchodźców, ale przede wszystkim treść i duch Traktatu o UE, którego podważanie doprowadziło do uruchomienia art. 7, czyli "opcji atomowej".
To wszystko są problemy, z którymi można sobie poradzić. UE nie określiła jeszcze dokładnie kierunku rozwoju. Szczegóły Brexitu nie zostały ustalone, a formalne negocjacje budżetowe dopiero się zaczynają. Rosja i Chiny dopiero rozpychają sią na świecie zdobywając na znaczeniu kosztem USA.
Piłka jest w grze, a Polska należy do międzynarodowych organizacji, które pozwalają w niej uczestniczyć. Jesteśmy członkami UE, NATO, OECD, a teraz nawet zasiadamy w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Spełnić jednak musimy dwa warunki. Po pierwsze na czele MSZ stanąć musi dyplomata, który zna się na zarządzaniu resortem i umie poruszać się w delikatnej materii stosunków międzynarodowych.
Drugim elementem skutecznej dyplomacji jest realna możliwość wpływania na politykę zagraniczną kraju. Obecnie najbardziej niszczycielsko w pozycję Polski uderza reforma sądownictwa i uznanie kraju za państwo zmierzające w kierunku reżimu autorytarnego. Tego nie zmieni ani specjalista od wizerunku ani nawet sprawny dyplomata. Sprawy zaszły za daleko zwłaszcza, że słabość Polski wykorzystają kraje konkurujące z nami o wpływy i środki. Na przykład, im mniej unijnych funduszy dla Polski, tym więcej dla Bułgarii czy Rumunii, a politycy w Sofii i Bukareszcie skrupulatnie to wykorzystają.
Minister bez zaplecza będzie tylko statystą
Rozwiązanie tego problemu wymagałoby gruntownej zmiany polityki wewnętrznej, a to doprowadziłoby do konfliktu ze Zbigniewem Ziobrą. Minister Czaputowicz nie ma zaplecza politycznego, bez którego nie uda się "zreformować" reformy sądownictwa w sposób akceptowalny dla zachodnich demokratów. Nie ma wpływu na to, że Warszawa traktuje UE jak bankomat, który można porzucić, jak opustoszeje. Nie zmieni też taktyki PiS polegającej na budowaniu poparcia poprzez mobilizację przeciwko bardziej lub mniej wyimaginowanym wrogom zewnętrznym takim jak uchodźcy czy nasi zachodni sąsiedzi.
Minister Czaputowicz w roli szefa dyplomacji z łatwością może być lepszy od poprzednika. Co więcej, gotów jestem obdarzyć go kredytem zaufania, dopóki nie zacznie popełniać gaf w stylu Witolda Waszczykowskiego. Na pewno zrobi wszystko, aby poprawić pozycję Polski w świecie. Niestety nie zależy ona od niego. Patrząc na strukturę władzy w Polsce, rolę Jarosława Kaczyńskiego i niechęć albo obawę PiS do świata zewnętrznego, minister Czaputowicz może co najwyżej zachować godność w obliczu upadającego znaczenia Polski na świecie.