Miał odwrócić przebieg wojny. "Pozostaje im czekać na ofensywę albo rozmowy"

Wojna w Ukrainie straciła nieco impet. Karty rozdaje teraz pogoda i to na jej zmianę czekają obie strony. Coraz słabsi Rosjanie chwytają się nieczystych zagrań, jednak kolejne zbrodnie wojenne tylko cementują ukraiński opór. - Agresorom pozostaje dążenie do utrzymania aktualnej linii frontu i czekanie na ewentualną wiosenną ofensywę lub rozmowy rozejmowe - ocenia dr Michał Piekarski z Instytutu Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego.

Surowikin sięgnął po sposoby, jakie stosował podczas operacji w Syrii
Surowikin sięgnął po sposoby, jakie stosował podczas operacji w Syrii
Źródło zdjęć: © FORUM | Mikhail Metzel

Bądź na bieżąco z wydarzeniami w Polsce i na wojnie w Ukrainie klikając TUTAJ

Odkąd gen. płk Siergiej Surowikin został w październiku nowym głównodowodzącym w Ukrainie, Rosjanie zmienili taktykę i znacznie częściej uderzają przy pomocy pocisków manewrujących oraz amunicji krążącej. Kreml po porażkach pod Kijowem, Charkowem i Iziumem musiał szybko znaleźć sposób, by w końcu odnieść jakikolwiek sukces. Nie udawało się to tradycyjnymi środkami, więc Surowikin sięgnął po sposoby, jakie stosował podczas operacji w Syrii. W 2017 roku "wsławił się" tam prowadzeniem bezwzględnych ataków lotniczych na pozycje partyzantów.

Już tydzień po objęciu stanowiska przez generała, rankiem 10 października przeprowadzony został pierwszy z serii ataków na miasta. W Kijowie, Lwowie, Dnieprze i Tarnopolu pociski rakietowe i amunicja krążąca uderzyły m.in. w elektrociepłownie. W wielu miejscach nastąpiły przerwy w dostawie energii elektrycznej i ciepłej wody.

- Najwyraźniej Surowikin inspiruje się tamtymi doświadczeniami, choć widać pewne różnice - ocenia dr Michał Piekarski, doktor nauk społecznych w zakresie nauk o polityce oraz adiunkt w Instytucie Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego. - I mowa tu nie tylko o taktyce, ale także decyzjach na szczeblu operacyjnym, a być może strategicznym. W Syrii atakowano całe miasta, bez rozróżnienia pomiędzy bojownikami a ludnością cywilną. Wychodzono z założenia, że walczący i niewalczący zaliczają się do tej samej kategorii - przypomina nasz rozmówca.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W Ukrainie uderzenia dotykają przede wszystkim cywili i mają niewielki wpływ na przemysł zbrojeniowy. Infrastruktura wojskowa posiada własne źródła zasilania, które są niezależne od cywilnej sieci energetycznej. Tym samym warsztaty remontowe, zakłady przemysłu obronnego czy centra szkoleniowe działają nieprzerwanie - i jak do tej pory Rosjanie nie są w stanie w jakikolwiek sposób im zagrozić.

Inaczej ma się kwestia z infrastrukturą cywilną. Ta nie jest tak szczelnie broniona, a władze w Kijowie szacują, że uszkodzeniu uległo nawet 40 proc. infrastruktury energetycznej kraju. Rosjanie atakują przede wszystkim węzłowe stacje rozdzielcze, których remont jest skomplikowany i długotrwały.

- Kampania nalotów na obiekty infrastruktury krytycznej ma uderzyć w coś, co Rosjanie uznali za środek ciężkości: wsparcie społeczeństwa dla władz Ukrainy. Nie jest to więc - co brzmi przerażająco - prosta eksterminacja, ale usiłowanie wymuszenia na atakowanym społeczeństwie, by zażądało od swoich władz ustąpienia przed żądaniami Rosji - wyjaśnia ekspert.

- W potocznym języku można nazwać te działania aktem terroru, choć właściwszym określeniem jest po prostu zbrodnia wojenna, gdy atakowane są cele cywilne, a nie te służące celom wojskowym. Terror państwowy Rosja oczywiście także stosuje na okupowanych terenach, zaś niektóre działania, które może podjąć - i czasem podejmuje, jak zabójstwa i inne zamachy dokonywane poza Ukrainą - są terroryzmem państwowym - dodaje Piekarski.

Nowe zabawki Rosjan

Wraz ze zmianą taktyki pojawiły się nowe środki techniczne, których Rosjanie zaczęli używać. Ze względu na niską jakość własnych bezzałogowców i niewielkie moce produkcyjne fabryk, Kreml zdecydował się na zakupy w Iranie. Choć produkty z Bliskiego Wschodu nie dorównują światowej czołówce, to i tak dla Rosjan są sporym przeskokiem technologicznym. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy zostali odcięci od zachodniej elektroniki.

- Najważniejszą zmianą taktyczną było użycie obok typowych, etatowych środków napadu powietrznego - samolotów czy rakiet - bezzałogowych, tanich i prymitywnych wręcz samolotów: pocisków Shahed-163 i innych irańskich dronów. Jest to broń mało wyrafinowana, która jest tania i stosowana masowo. Widać to po komunikatach strony ukraińskiej: skuteczność obrony wynosi ponad 70 proc., co jest rewelacyjnym wynikiem, a mimo to straty w infrastrukturze są zadawane i odczuwalne przez społeczeństwo Ukrainy. W dodatku wymusza to na Ukrainie zużywanie amunicji, w tym drogich rakiet przeciwlotniczych - wyjaśnia dr Piekarski.

Wspomniany Shahed-136 jest amunicją krążącą, popularnie zwaną w mediach "dronami kamikaze". Jest to w zasadzie połączenie samolotu i bomby, tańszy i mniejszy odpowiednik pocisków manewrujących.

Irański bezzałogowiec jest niewielki: ma 2,5 m rozpiętości skrzydeł i waży około 200 kg, z czego 50 kg przypada na głowicę bojową. Dron może poruszać się z prędkością przelotową 180 km/h. Irańczycy chwalą się, że zasięg lotu wynosi ponad 1000 km, jednak jest to wątpliwe zważywszy na rozmiary płatowca. Nie zmieściłyby się w nim zbiorniki paliwa o odpowiedniej pojemności.

Dron napędza pchający dwusuwowy silnik spalinowy MD 550 o mocy 50 KM. Silniki tego typu można bez problemu kupić na popularnym chińskim portalu aukcyjnym - i prawdopodobnie właśnie tam zostały pozyskane, aby ominąć sankcje. Ten komercyjny silnik jest największym mankamentem Shaheda. Jest głośny i przez to bezzałogowiec można dość łatwo zlokalizować i zestrzelić.

Rośnie przewaga Ukrainy?

Dostawy zachodniego sprzętu, rozbudowany system szkolenia brygad rezerwy, a przede wszystkim znacznie lepsze rozpoznanie pozwoliły Ukraińcom zyskać przewagę, co przełożyło się na sukcesy podczas kolejnych operacji. Dr Piekarski zauważa, że Siły Zbrojne Ukrainy w zasadzie już ugruntowały swoją pozycję w kilku segmentach.

- Ukraina nie tyle zyskuje przewagę, co ją utrzymuje, gdy mowa o możliwościach zdobywania informacji o przeciwniku - czy to za pomocą bezzałogowców, czy wojsk specjalnych. Ponadto wraz z zadawanymi Rosji stratami, rośnie przewaga jakościowa strony ukraińskiej. Rosja traci kolejnych żołnierzy, poniosła już ogromne straty w kadrze dowódczej, w sprzęcie, podczas gdy sprzęt i szkoleni na zachodzie żołnierze do Ukrainy napływają i będą napływać, to są już całe bataliony szkolone na europejskich poligonach i według standardów zachodnich. Przewaga jakościowa na lądzie przechyla się coraz bardziej na stronę ukraińską - podkreśla ekspert.

Ukraińska przewaga najwyraźniej zaznacza się na polu logistycznym. Rosjanie od początku wojny mają znaczne problemy z dostarczaniem amunicji, paliwa, a nawet posiłków dla walczących żołnierzy. W dodatku brakuje im wyposażenia indywidualnego i odpowiednio wyszkolonych żołnierzy rezerwy.

- Rosjanie nie są w stanie uzupełniać strat inaczej niż rzucając kolejne fale "mobilków" na front. "Mobilków", dodajmy, różnie wyszkolonych, różnie wyposażonych, także w odzież czy obuwie zimowe - zauważa dr Piekarski. - Straty Rosjan będą rosnąć właśnie z powodów niebojowych, przez choroby. Będą więc gorzej przygotowani i gorzej zmotywowani do walki, może się okazać, że będzie więcej przypadków dezercji lub poddawania się Ukraińcom po stawieniu symbolicznego oporu. A mówimy na razie o ludziach - wylicza.

- Jaka będzie jakość i trwałość sprzętu, jaki będą otrzymywać zmobilizowani? Ile samochodów czy czołgów, które będą w kiepskim stanie, po prostu ugrzęźnie na mrozie? O wytrzymałości radzieckiego sprzętu krążą legendy, ale po pierwsze część to legendy właśnie, a po drugie - wszystko ma swój próg wytrzymałości na warunki i kiepską obsługę - dodaje naukowiec.

Zimowa ofensywa?

Po rosyjskim odwrocie z prawego brzegu Dniepru, Ukraińcy mogli uwolnić około 20 brygad, które mogą przerzucić na inne odcinki. Obecnie istnieją dwa prawdopodobne kierunki uderzenia: od Zaporoża na Melitopol, co pozwoli na odcięcie Krymu, albo próba odrzucenia Rosjan w Donbasie.

- Bez znajomości faktów znanych ukraińskim dowódcom nie da się łatwo odpowiedzieć, gdzie przeprowadzą kolejne kontruderzenie. Jednak przerwanie połączenia lądowego Rosji z Krymem jest strategicznie i politycznie bardziej atrakcyjne. Może także dać łatwiejszy do uzyskania efekt: wystarczy przeciąć linie komunikacyjne, a miasta można wówczas tylko izolować - zauważa dr Piekarski.

- Ofensywa w Donbasie, z ambicją zajęcia republik ludowych i dojścia do granicy sprzed 2015 roku, byłaby trudniejsza i wymagałaby zajęcia miast, a więc uwikłania się w długie i ciężkie walki miejskie. Jest oczywiście jeszcze trzecia możliwość i tej wykluczyć się nie da: ofensywa ukraińska na północ od republik ludowych, by przywrócić kontrolę nad terytorium, jakie Ukraina kontrolowała przed 24 lutego - dodaje.

Mimo to władze na Kremlu cały czas liczą, że Surowikin atakami terrorystycznymi przechyli szalę zwycięstwa na stronę Rosji. Jednak sytuacja na froncie jest skomplikowana. Ukraińcy mają przewagę, lecz nadal są zbyt słabi, aby wygrać w ciągu najbliższych miesięcy.

- Surowikin owszem, jest doświadczonym oficerem, ale nawet najlepszy dowódca sam nie uczyni cudów. To, co może próbować robić, to wykorzystać - i to bezwzględnie - zmobilizowane mięso armatnie do stabilizacji linii frontu, a oddziałów, których stan wyposażenia jest lepszy - używać tam, gdzie będą mogły odnosić taktyczne, miejscowe sukcesy. Ale mówimy obecnie o sytuacji trudnej. Agresorom pozostaje dążenie do utrzymania aktualnej linii frontu i czekanie na ewentualną własną wiosenną ofensywę lub… rozmowy rozejmowe - konstatuje dr Piekarski.

Czytaj też:

 Sławek Zagórski dla WP Wiadomości

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainieukrainarosja
Wybrane dla Ciebie