Metoda "na Iwankę" lub "na żałobnika". Ukraińcy kombinują, jak uciec przed armią
Ukraińcy uszczelnili przepisy mobilizacyjne i granicę. Tym samym dezerterzy mają coraz mniej możliwości, aby uciec przed obowiązkiem obrony ojczyzny. Choć przepisy są spóźnione przynajmniej o rok, to działają bardzo dobrze. Pytanie, czy nie za późno.
Władze w Kijowie od początku wojny mają duży problem z osobami, które nielegalnie opuszczają kraj, mimo obowiązujących zakazów. Najwięcej z nich próbuje uciec przez zieloną granicę do Rumunii, Mołdawii i na Węgry. Na drugim miejscu najczęstszych sposobów ucieczki przed armią jest fałszowanie dokumentacji medycznej i wciąganie na listę zawodów kluczowych dla obronności.
Po zmianie przepisów znacznie utrudniono fałszowanie dokumentacji, a cyfrowe bazy i aplikacje, jak Rezerv+, znakomicie się sprawdzają w zarządzaniu zasobami ludzkimi i prowadzeniu ewidencji poborowych i rezerwistów. Do tego rząd zmusił Ukraińców przebywających za granicą do powrotu na Ukrainę i zgłoszenia się do Terytorialnego Ośrodka Werbunkowego i Opieki Społecznej w celu aktualizacji danych rejestracyjnych do wojska.
Ci, którzy się nie zgłoszą i nie zarejestrują, trafią przed sąd. Ten może nałożyć karę od czasowego pozbawienia prawa do kierowania pojazdami aż do tymczasowego zablokowania kont i zajęcia prywatnego majątku na rzecz Skarbu Państwa. Dodatkowo osoby znajdujące się poza zagranicami kraju będą pozbawione obsługi konsularnej, co może znacznie utrudnić pobyt. Wyroki mogą być wydawane także zaocznie. Dlatego nikt przed powinnościami wobec państwa nie ucieknie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie chcą walczyć. Masowa ucieczka z Rosji
Tym, którzy chcą uniknąć trafienia na front, pozostaje coraz mniej możliwości i mimo wzrostu dezercji [dziennik "Financial Times" poinformował, że ciągu pierwszych dziesięciu miesięcy 2024 roku zdezerterowało więcej ukraińskich żołnierzy, niż w ciągu pierwszych dwóch lat wojny - red.] od zaostrzenia przepisów znacznie spadła ilość prób ucieczki za granicę. Desperaci nadal się jednak zdarzają.
Zielona granica
Ukraińcy uszczelnili zieloną granicę, głównie 62-kilometrowy odcinek na Cisie, który stanowi granicę pomiędzy Ukrainą i Rumunią. Rozmieszczono tam foto pułapki, sojusznicy z Zachodu dostarczyli wozy z głowicami optoelektronicznymi, nad granicą krążą drony obserwacyjne, samoloty i śmigłowce, co skutecznie utrudnia nielegalne przekroczenie granicy.
Mimo to chętnych nie brakuje, choć przekraczanie Cisy do najbezpieczniejszych nie należy. Pogranicznicy z obu brzegów rzeki wyłowili od początku wojny do lipca tego roku ponad 20 ciał osób, które na pontonach, materacach, a nawet wpław, próbowały uciec na prawy brzeg. Tyle samo przypadków zanotowano tylko w ciągu ostatnich sześciu miesięcy po wejściu w życie nowych przepisów.
- Nadal są zdesperowani ludzie, którzy sami wybierają linię graniczną tam, gdzie biegnie ona wzdłuż rzek. Nawet niska temperatura i śnieg nie każdemu są straszne. Straż Graniczna w dalszym ciągu znajduje osoby znajdujące się w stanie hipotermii – stwierdził Andrij Demczenko, rzecznik Państwowej Służby Granicznej Ukrainy.
Na początku grudnia będący na stażu podchorążowie Państwowej Narodowej Akademii Służby Granicznej Ukrainy zatrzymali dwóch zmarzniętych mężczyzn ukrytych 50 metrów od brzegu Cisy. Okazało się, że jeden z nich zapłacił organizatorom ucieczki 13 tys. dolarów, drugi 6 tys.
Ze względu na trudne warunki pogodowe coraz więcej osób rezygnuje z niebezpiecznej przeprawy przez zieloną granicę, a wybiera bardziej pomysłowe sposoby.
W sukience albo w kondukcie żałobnym
W grudniu 2024 roku ukraińska Służba Graniczna zatrzymała dwóch mężczyzn, którzy próbowali dostać się do Polski w kobiecych przebraniach. Jednego z nich pogranicznicy zatrzymali w pociągu do Chełma. 25-latek posługiwał się dokumentami kobiety o imieniu Iwanka.
"Wywołało to zdziwienie funkcjonariuszy Służby Granicznej, ponieważ osoba ta wyglądała jak mężczyzna. Aby przekonać funkcjonariuszy, że jest kobietą, osoba ta przedstawiła także nowy akt urodzenia, który rzekomo otrzymała w związku ze zmianą nazwiska i płci" – czytamy w komunikacie.
Wątpiąc w legalność uzyskania tych dokumentów, funkcjonariusze sprawdzili pozostałe i stwierdzili, że "Iwanka" nie ma zaświadczenia lekarskiego potwierdzającego operację zmiany płci.
Podobnej sztuczki próbował mężczyzna jadący autobusem do Polski. Opowiadał, że od dzieciństwa czuł się kobietą, stąd w dokumentach ma na imię Aleksandra. Po dokładniejszym sprawdzeniu okazało się, że dzień wcześniej rozwiódł się z żoną, ale tak naprawdę nie planował jej zostawiać. Kobieta była także pasażerką autobusu.
W grudniu na granicy z Polską Ukraińcy złapali także pięć par, które były tuż po ślubie, które wspólnie próbowały wyjechać. We wszystkich przypadkach byli to mężczyźni objęci poborem. We wszystkich przypadkach ożenili się z kobietami posiadającymi drugą grupę inwalidzką, co automatycznie wykluczało ich z poboru do armii jako opiekunów osób niepełnosprawnych.
Wszyscy wpadli na rutynowych pytaniach o pierwszą randkę, ulubione filmy, imiona rodziców czy ostatnie wakacje. Pogranicznicy informują, że od dawna jest to rutynowe postępowanie w przypadku małżeństw o bardzo krótkim stażu, które próbują wyjechać z kraju.
Ciekawy przypadek miał też miejsce na Rusi Karpackiej. Tam dwóch dezerterów wmieszało się w orszak pogrzebowy, który miał przekroczyć granicę ukraińsko-słowacką.
Działania stanowcze, choć późne
Ukraińskie władze nie mają wyboru. Chcąc utrzymać front, potrzebują ludzi, których wciąż brakuje. Możliwości mobilizacyjne są bardzo ograniczone i w zasadzie armia jest w połowie drogi do wyczerpania zasobów ludzkich, jakimi dysponuje. W dodatku rezerwiści trafiający na front nie są ostrzelani. Armia wysyła ich od razu na najbardziej zagrożone odcinki, co z kolei generuje rosnące straty. Te z kolei powodują, że morale w społeczeństwie spada i rośnie skala ucieczek przed służbą wojskową.
Od początku wojny niemal 22 tys. osób zostało aresztowanych na próbach nielegalnego przekroczenia granicy lub posiadania fałszywych dokumentów uprawniających do wyjazdu z Ukrainy. Przed powołaniem uciekło ponad 40 tys. poborowych. W sumie ukraińska prokuratura wszczęła 60 tys. spraw przeciwko żołnierzom i rezerwistom podejrzanym o dezercję. Wobec pracowników komisji wojskowych, którzy fałszowali dokumentację, toczy się niemal 140 postępowań.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski