"Punkt krytyczny". Blisko milion Ukraińców ukrywa się przed armią
Około 800 tys. mężczyzn w Ukrainie zeszło "do podziemia", aby uniknąć wojska. W tym celu zmienili swoje adresy, a wynagrodzenia dostają do ręki. Wojskowi coraz częściej zaczynają robić naloty na zakłady pracy, w których wyłapują "uchylantów". Pod koniec września sytuacja może osiągnąć punkt krytyczny.
Na tle trwającej mobilizacji przewodniczący sejmowej komisji ds. gospodarczych Dmytro Natalukh powiedział w rozmowie z "Financial Times", że od początku wojny na pełną skalę firmy traciły średnio 10-20 proc. siły roboczej z powodu poboru do wojska lub emigracji. - Nowa ofensywa Rosjan w tym roku zmusza jeszcze więcej ludzi do przeprowadzki - powiedział.
Przedsiębiorstwa kontra armia
Dodał, że coraz więcej przedsiębiorstw w Ukrainie będzie zamykanych z powodu braku środków i ludzi. - Będzie to miało negatywny wpływ na gospodarkę. Oczekuje się, że pod koniec września sytuacja może osiągnąć punkt krytyczny - alarmuje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rosjanie atakują medyków na froncie. "To jest konflikt bezwzględny"
- Można zmobilizować 1 milion ludzi, ale jeśli nie ma się środków na ich uzbrojenie, to nie ma to sensu. W przypadku załamania gospodarki armia będzie bezbronna - podkreślił poseł. Ukraina przyjęła niedawno projekt ustawy, który da przedsiębiorcom wybór - albo płacą rządowi 20 tys. hrywien za pozostawienie pracownika w miejscu jego pracy, albo ten jest werbowany na front.
Ma to dać zysk w wysokości ok. 200 mln hrywien miesięcznie (ok. 19,1 mln zł). Co jeśli firma nie ma pieniędzy? Może bezpłatnie świadczyć usługi na rzecz armii lub przekazywać jej najpotrzebniejszy sprzęt i materiały - np. budowlane.
- Te pieniądze nie są zależne od nastroju, w jakim budzi się Wiktor Orban i kto zostanie kolejnym prezydentem USA - wyjaśniła Natalukh, nawiązując do powtarzających się opóźnień w pomocy unijnej za pośrednictwem premiera Węgier.
Taka propozycja budzi jednak wiele kontrowersji i krytyki na tle niedoborów żołnierzy na froncie. Jednocześnie system rekrutacji oparty na finansach wydaje się niesprawiedliwy.
Ukrywają się przed poborem
Według Natalukha, około 800 tys. mężczyzn zeszło "do podziemia", aby uniknąć wojska, zmieniło adresy, a wynagrodzenie dostaje do ręki. Prowadzi to do tego, że pracownicy TCK (Terytorialne Centrum Rekrutacji - odpowiednik polskiej WKU) coraz częściej zaczęli celować w firmy, w których pracownicy są fizycznie obecni.
- Trzeba tłumaczyć ludziom, że w warunkach wojny i kryzysu gospodarczego nie można powstrzymać się od podejmowania trudnych, niepopularnych decyzji - podkreślił współzałożyciel i dyrektor generalny Monobanku Oleg Horochowski.
Zauważył, że w warunkach narzuconej przez Federację Rosyjską wojny na wyniszczenie, w której zasoby agresora przewyższają Ukraińców, "nie chodzi o sprawiedliwość, ale o skuteczność". Jak wyjaśnia biznesmen, wysoko wykwalifikowany programista w banku lub na rynku internetowym bardziej przyda się na tyłach Ukrainy, niż gdyby został wysłany na linię frontu.
Natalukh dodaje, że "nie można wygrać wojny po prostu sprawiedliwością. Wojna sama w sobie jest niesprawiedliwa".
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Sekcja komentarzy coraz częściej staje się celem farm trolli. Dlatego, w poczuciu odpowiedzialności za ochronę przed dezinformacją, zdecydowaliśmy się wyłączyć możliwość komentowania pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski