"Mejza robi sobie jaja z prezesa". Politycy obozu władzy załamują ręce nad występem wiceministra sportu
- Obrzydliwe zachowanie, ohydna konferencja. Mejza nie upokarza tylko siebie, on upokarza PiS - mówią nam politycy partii rządzącej po pierwszym publicznym wystąpieniu Łukasza Mejzy od czasu ujawnienia przez Wirtualną Polskę jego niejasnych biznesów.
- Podtrzymuję swoją opinię. Pan wiceminister Łukasz Mejza powinien zostać zdymisjonowany. Dla dobra Zjednoczonej Prawicy i życia publicznego w Polsce - mówi Wirtualnej Polsce poseł klubu PiS Janusz Kowalski, który jako pierwszy otwarcie skrytykował Mejzę po głośnych publikacjach naszych dziennikarzy.
Dziś - po powszechnie krytykowanym oświadczeniu wiceministra, który pierwszy raz publicznie odniósł się do sprawy - Kowalski zdania nie zmienia. Przeciwnie.
Podobnie jest w przypadku innego posła klubu PiS, Pawła Lisieckiego. Polityk wyraził swoje zdanie w mediach społecznościowych, powołując się na "standardy, jakie muszą obowiązywać w polskiej polityce". "Standardy te, w moim przekonaniu, powinny spowodować dymisję wiceministra sportu i turystyki, przynajmniej do czasu wyjaśnienia sprawy przez odpowiednie organy" - napisał Lisiecki. Gdy pytamy go dziś o "konferencję" prasową Mejzy, poseł PiS kwituje krótko: - Zdania w tej sprawie nie zmieniłem.
Inni politycy klubu PiS, którzy decydują się wyrażać swoje opinie pod nazwiskiem, są równie krytyczni. - Pan Mejza miał takie hasło, które często wymawiał w telewizji: "Cześć Polsko, tu Mejza". To chciałem powiedzieć: Cześć Mejza, tu Polska. Jeżeli to zrobiłeś, to nie chcemy cię więcej - stwierdził poseł PiS Piotr Kaleta, odnosząc się do publikacji Wirtualnej Polski.
Politycy partii rządzącej nic więcej pod nazwiskiem mówić nie chcą. Biorąc pod uwagę fakt, że nieoficjalnie o Mejzie i jego wystąpieniu wypowiadają się w jak najgorszych słowach - często wręcz niecenzuralnych - ich brak wylewności przed mikrofonem nie dziwi.
CZYTAJ TEŻ: Posłowie PiS wstydzą się Łukasza Mejzy
Politycy PiS: To, co robi Mejza, jest ohydne
- Niedobrze się robi. Nie byłem w stanie tego oglądać, przełączyłem telewizor na inny kanał - mówi nam jeden z posłów PiS. - Parafrazując Mejzę: czegoś takiego po 1989 roku nie widziałem - dodaje nasz rozmówca.
Przypomnijmy: po kilkunastu dniach od publikacji WP na temat paramedycznych biznesów Łukasza Mejzy, obecny wiceminister sportu zabrał głos publicznie. Nie odniósł się do stawianych mu przez rodziców śmiertelnie chorych dzieci zarzutów, nie przedstawił żadnych przekonujących argumentów na swoją obronę; nie odniósł się bezpośrednio do faktów, jakie przedstawiliśmy w materiałach Wirtualnej Polski, nie odpowiedział również na pytania obecnych podczas jego wystąpienia dziennikarzy (w tym Szymona Jadczaka, współautora głośnego tekstu o Mejzie). Mejza uderzył za to w przedstawicieli mediów, twierdząc, że to "największy polityczny atak po 1989 roku".
- To, co zrobił ten człowiek, jest ohydne. Po prostu. Mam o nim jak najgorsze zdanie, znacznie gorsze, niż miałem przed tą jego żenującą konferencją - mówi nam ważny polityk PiS o Łukaszu Mejzie.
Od kolejnych przedstawicieli partii rządzącej słyszymy: "obrzydliwość", "podłość", szambo". Te wszystkie określenia dotyczą nie tylko działalności biznesowej wiceministra, ale tego, co zrobił podczas dzisiejszego wystąpienia.
Politycy znający Mejzę w rozmowie z WP albo drwią z "umiejętności aktorskich" wiceministra sportu, albo wprost przyznają, że to "najgorszego sortu cynizm" i "wycieranie sobie gęby niepełnosprawnymi ludźmi". - Na tej "konferencji" było dużo więcej niż teatr. Tam padały kłamstwa, jakieś totalne bzdury - mówią politycy PiS.
- Przecież Mejza stwierdził, że powołał spółkę, prowadził działalność gospodarczą, a przekonywał, że nie miał nawet konta w banku. No ludzie! Przecież to absurd - zauważa poseł partii rządzącej.
Inny: - On nawet skłamał, siedząc kilka metrów od waszego dziennikarza, kiedy mówił, że media rzekomo nie zajmują się posłem Maksymowiczem (politykiem Polski 2050 Szymona Hołowni - red.). A to przecież pan Jadczak odsłonił negatywne dla Maksymowicza fakty. Mejza przecież doskonale o tym wiedział, ale kłamał wszystkim prosto w twarz, bo uznał, że mu się to opłaca.
CZYTAJ TEŻ: Profesor Maksymowicz wyszedł. Pacjent zmarł
Kolejni rozmówcy: - My jesteśmy przez tę sprawę poobijani. I dajemy się obijać dalej. Przecież Mejza wprost z nas kpi. Upokarza kierownictwo PiS, robi sobie jaja z prezesa. Nie mam pojęcia, dlaczego my obecność tego pana w naszym środowisku mamy dłużej tolerować.
Inny poseł: - Każde zdanie Mejzy było hipokryzją. Wystarczył sam obrazek z tej konferencji, zbliżenie na jego minę. Ten człowiek nawet nie musnął się z prawdą.
- I jeszcze to podtrzymywanie się osobą z niepełnosprawnością… - zauważa kolejny rozmówca. - No, to jest naprawdę mega ohydne - dodaje.
Polityk PiS: - Jeśli prezes Kaczyński tę historię kupi, to morale w tym obozie spadną na dno.
- A kupi?
- Nie wiem, mam nadzieję, że nie. Nie wyobrażam sobie, żeby ten człowiek nie został zdymisjonowany - mówi o Mejzie nasz rozmówca z rządu.
- Jeśli jesteś wiceministrem, pokazujesz papiery, wychodzisz z otwartą przyłbicą, konfrontujesz swoje argumenty z zarzutami medialnymi, nawet mówisz, że to nie twoja ręka, nawet podkoloryzowujesz. Ale na pewno nie robisz takich scen! No po prostu dramat, coś przerażającego - opisuje występ Mejzy polityk partii Jarosława Kaczyńskiego.
Kolejny konstatuje: - Guzik prawda, że bez głosu Mejzy tracimy większość w Sejmie. Przeciwnie, możemy ją stracić, bo przeciwko obecności w rządzie Mejzy buntuje się Paweł Kukiz. Jeśli Kukiz się od nas odwróci, wtedy tracimy większość. Głos Mejzy nie jest wart świeczki. Nie możemy się opierać na człowieku, który nawet nie jest z nami związany, a z którego ciągle musimy się tłumaczyć.
O wystąpienie wiceministra sportu został zapytany w środę w Sejmie sam lider PiS. - Czy rząd Zjednoczonej Prawicy opiera się na Łukaszu Mejzie? - zapytał reporter TVN24. Jarosław Kaczyński stwierdził tylko: "Nie sądzę".
- Są w polityce gesty, które są gestami honorowymi. Można dochodzić swojej prawdy na drodze sądowej, przedstawić dokumenty, minister Mejza tego nie zrobił. I mnie to razi. Honorowym rozwiązaniem powinna być dymisja wiceministra. Najlepiej, żeby sam zrezygnował. Jeśli bliskie są mu ideały Zjednoczonej Prawicy - powiedział w środę poseł PiS Piotr Kaleta.
Ciemne strony interesów wiceministra Mejzy
Wirtualna Polska jako pierwsza szczegółowo opisywała biznesy Łukasza Mejzy. Ujawniliśmy między innymi, że wiceminister i poseł republikanów - koalicjanta PiS - miał firmę, która oferowała bardzo kosztowne leczenie raka, Alzheimera, Parkinsona i innych najcięższych chorób, w tym też tych nieuleczalnych.
W ramach spółki Vinci NeoClinic polityk rządu PiS chciał zarabiać na wyjazdach Polaków na eksperymentalną terapię za granicę. Rodzice chorych dzieci opowiadali nam wstrząsające historie o tym, jak Mejza i jego młodzi współpracownicy próbowali wykorzystać ich tragiczną sytuację do celów zarobkowych. Terapie oferowane przez obecnego wiceministra zostały uznane za nieskuteczne lub szkodliwe; Mejza w konsekwencji interes zwinął, a rodzice nieuleczalnie chorych dzieci czuli się oszukani.
W WP opisywaliśmy też inne biznesowe próby Łukasza Mejzy. W trakcie pierwszej fali epidemii polityk chciał sprzedawać maseczki ochronne. Okazało się, że produkty bez medycznych atestów oferował firmom i samorządom.
W ostatnich dniach dowiedzieliśmy się także, że samorząd województwa lubuskiego podejrzewa, iż obecny wiceminister sportu Łukasz Mejza organizował fikcyjne szkolenia za publiczne pieniądze. Zainkasował za nie blisko milion złotych. Media informowały, że nie wiadomo, czy wszystkie finansowane z publicznych pieniędzy szkolenia rzeczywiście się odbyły. Według ustaleń Onetu na liście szkolonych są przedsiębiorcy powiązani z Mejzą. Śledczy badają, czy Mejza - jak pisali dziennikarze - dogadał się ze znajomymi, żeby potwierdzili mu szkolenia, których nie odbyli.
Onet napisał również, że spółka Vinci Sport, której - według oficjalnych danych - współwłaścicielem jest Łukasz Mejza, zaledwie trzy tygodnie po jej rejestracji chciała uzyskać unijne dofinansowanie. W tym samym czasie identyczny wniosek złożyła Vinci Sp. z o.o. należąca m.in. do sejmowego asystenta wiceministra sportu i żony wspólnika polityka. Inna firma Mejzy, Future Wolves, na unijnych dotacjach zarobiła ponad milion złotych.
Kontrola w Ministerstwie Sportu
Jak pisaliśmy w WP, posłowie opozycji przeprowadzili w środę kontrolę działalności Mejzy w budynku Ministerstwa Sportu i Turystyki. - Okazuje się, że Mejza jest wiceministrem-widmo. Nie podpisał żadnych dokumentów, nie prowadzi kalendarza, jakby dostał fikcyjne stanowisko w resorcie - relacjonuje w rozmowie z WP poseł Lewicy Maciej Kopiec.