Marszu Niepodległości nie będzie? PiS szykuje alternatywę
Jarosław Kaczyński dąży do tego, by kandydata PiS na prezydenta zaprezentować 10 listopada, dzień przed obchodami Święta Niepodległości - wynika z informacji Wirtualnej Polski. - Formalnej decyzji nie ma, ale to jest dziś termin, którego trzyma się prezes - mówią nam źródła z partii. Teraz w grze są trzy nazwiska.
15.10.2024 | aktual.: 15.10.2024 11:02
Pierwotny i główny plan był taki: przedstawić kandydata na prezydenta 11 listopada - tak, jak w 2014 roku, gdy swoją zwycięską kampanię w krakowskiej hali Sokół rozpoczął Andrzej Duda.
Po ogłoszonej kilka tygodni temu decyzji Jarosława Kaczyńskiego o wzięciu udziału w Marszu Niepodległości pomysł przestał być aktualny.
W PiS zderzyły się bowiem dwie koncepcje. Według jednej - przedstawić kandydata przed Świętem Niepodległości (ale kandydata nie było). Wedle drugiej - zaprezentować go w grudniu (ale według części kierownictwo PiS to za późno).
A prezes miał dylemat.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Prezentacja kandydata może się opóźnić - mówiły wtedy Wirtualnej Polsce źródła z partii.
Jeden z rozmówców: - Plan był taki: w Święto Niepodległości znów będziemy w Krakowie i tam zaprezentujemy kandydata na prezydenta. I że robimy to po swojemu, na własnych warunkach. Ale akcja służb wobec narodowców sprawiła, że prezes wymyślił, że jednak trzeba być w Warszawie na marszu. No i koncepcja z przedstawieniem kandydata się wywaliła.
Dlatego teraz Kaczyński stawia na następującą koncepcję: kandydat zostaje ujawniony światu 10 listopada - w niedzielę - i bierze udział w pierwszym szeregu z politykami PiS w Marszu Niepodległości. - Prezes nie chce dłużej czekać, mimo że jest wiele osób w partii, które uważają, że prezentowanie kandydata, zanim zrobi to Tusk, byłoby błędem - mówi nam źródło z okolic Nowogrodzkiej.
Inny rozmówca dziwi się: - Jak kandydat PiS chce iść w Marszu Niepodległości i zrobić pierwsze dobre wrażenie, skoro nie będzie tam mile widziany?
Przypomnijmy: politycy Konfederacji i związani z nimi organizatorzy Marszu Niepodległości - jak Witold Tumanowicz - ogłosili, że nie zapraszają formacji Kaczyńskiego na marsz. Politycy PiS odpowiadali: to marsz dla wszystkich Polaków, a nie dla wybranych. - Nie potrzebujemy zaproszenia - mówili nam posłowie PiS.
Ale dziś i udział w marszu PiS jest dyskusyjny. - Ja bym się nie zakładał, że wszyscy od nas pojadą na ten marsz - mówi jeden z rozmówców.
Zamieszanie wywołuje w dodatku nagły ruch władz Warszawy. Ratusz 14 października odmówił stowarzyszeniu Marsz Niepodległości zgody na organizację zgromadzeń planowanych od ronda Dmowskiego do Stadionu Narodowego w dniu 11 listopada 2024 roku. Przez wiele lat to właśnie na tej trasie odbywał się Marsz Niepodległości, jednak w tym roku urzędnicy nie wydali pozwolenia.
- Trzeba zdecydować, co w tej sytuacji robić - nie kryje dylematu rozmówca z PiS.
Zasłona dymna
Co zatem z prezentacją kandydata na prezydenta? Jeśli PiS wskaże najczęściej wymienianego od tygodni prezesa Instytutu Pamięci Narodowej Karola Nawrockiego - narodowca z przekonań - to dla polityków tej partii udział w marszu w Warszawie będzie "oczywisty".
Gdy zaś Kaczyński postawi na kogoś innego - a nie jest to wykluczone - to i ta koncepcja może się zmienić.
W niektórych kręgach PiS wciąż żywa jest pogłoska o tym, że kandydatem na prezydenta może być - mimo twardego dementi - były minister sportu w rządzie PiS, a obecnie szef międzynarodowej organizacji antydopingowej WADA, Witold Bańka. Podkreślmy: po pojawieniu się w mediach informacji w tej sprawie, Bańka zaprzeczył. Niektórzy twierdzą, że tylko dlatego, że Nowogrodzka nie utrzymała koncepcji jego możliwego startu w tajemnicy. - Gdyby Witek od początku wykluczał start, to w ogóle nie rozmawiałby z Jarosławem. A rozmawiał - przyznaje źródło z PiS.
Bańka w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim przyznał co prawda sam, że rozmawiał o tym z prezesem PiS, ale zarzekał się, że nie zamierza kandydować w 2025 roku. I że jego celem jest kontynuowanie pracy w WADA, a nie powrót do polityki.
Na prawicy można jednak usłyszeć, że to tylko zasłona dymna, a lansowanie Nawrockiego jest "podpuchą"; zabiegiem, który "ma odwrócić uwagę mediów" od rzeczywistego kandydata, który zostanie wkrótce zaprezentowany. I że może być nim właśnie Bańka, który podtrzymuje status absolutnie niezależnego.
W grę - jak słyszymy - wchodzi również 39-letni Lucjusz Nadbereżny, najpopularniejszy samorządowiec z PiS, od 10 lat prezydent Stalowej Woli. Nasi rozmówcy z partii zauważają, że cieszy się szacunkiem i sympatią prezesa, był też na niedawnym kongresie PiS w Przysusze. Przemawiał także wielokrotnie na konwencjach tej partii - i był wskazywany jako przykład samorządowego i politycznego sukcesu.
- Ostatecznie i tak może skończyć się na Błaszczaku - reaguje na te spekulacje jeden z rozmówców.
W PiS można usłyszeć, że kierownictwo chce zamknąć temat wyboru kandydata do końca października. Mariusz Błaszczak oświadczył, że "decyzja jeszcze nie została podjęta", ale "jesteśmy przy finiszu" jej podejmowania, a będzie ona "wynikała z badań i konsultacji".
"Badania" te wywołują jednak w PiS coraz częściej uśmiech i wzruszenie ramion.
Szef klubu parlamentarnego w Radiu Zet stwierdził - pytany o termin wskazania kandydata na prezydenta - że najbardziej prawdopodobny jest 11 listopada, bo "symbole w polityce są ważne". Patryk Jaki z kolei w RMF FM również przyznał, że "wiele wskazuje na to, iż 11 listopada poznamy kandydata PiS".
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl