PublicystykaMarcin Makowski: "stalinizm", "stan wojenny", "faszyzm" - tak "Dobrej Zmiany" nie pokonacie

Marcin Makowski: "stalinizm", "stan wojenny", "faszyzm" - tak "Dobrej Zmiany" nie pokonacie

Jeśli opozycja faktycznie chce odsunąć PiS od władzy, robi dzisiaj wszystko, aby zapewnić partii Jarosława Kaczyńskiego reelekcję. A jemu samemu sprawia spóźniony prezent gwiazdkowy. Porównywanie się do ofiar Holokaustu, majaczenie o totalitaryzmie i represjach stalinowskich przynosi skutek odwrotny do zamierzonego. Nie przejęły nas zamieszki w Ełku? A dlaczego miałyby przejąć, jeśli mamy "stan wojenny"?

Marcin Makowski: "stalinizm", "stan wojenny", "faszyzm" - tak "Dobrej Zmiany" nie pokonacie
Źródło zdjęć: © PAP | Rafał Guz
Marcin Makowski

Opozycja, która krzyczy "Wilk"

Im dłużej obserwuję polską debatę publiczną, tym mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że stanowi ona rodzaj nieudolnej parafrazy bajki Ezopa „O chłopcu, który krzyczał ‚Wilk’”. Owa historia z morałem jest powszechnie znana i dosyć prosta, ale właśnie na tym polega jej siła. Pewien znudzony pasterz, aby urozmaicić sobie codzienną rutynę, raz na jakiś czas krzyczał w niebogłosy alarmując pobliską wieś, że wilki atakują stado jego owiec. Ludzie przybiegali z widłami, a on zaśmiewał się z ich łatwowierności. Jak nietrudno się domyślić, w końcu wilki faktycznie nadeszły, ale nikt już nie słuchał pasterza. Owce zostały pożarte, a w XIX-wiecznej poetyckiej wersji bajki, również chłopiec podzielił ich los.

Właśnie tak zachowuje się spora część dzisiejszej opozycji oraz wspierające ją grono celebrytów, autorytetów i dziennikarzy. Tak długo we wszelkich możliwych miejscach krzyczą: „autorytaryzm”, „faszyzm”, „stalinizm”, „rasizm”, że gdy faktycznie dzieje się coś złego, ludzie w zobojętnieniu po prostu odwracają głowy. Tymczasem odwieczna logika nie tylko pieniądza, ale również języka jest następująca: im częściej powtarzamy jakieś słowa, tym mniejszą wagę można im przypisać. Język również ulega inflacji znaczenia, a gorsze i bardziej sensacyjne komunikaty wypierają lepsze i stonowane. Ujmując problem jeszcze bardziej obrazowo - gdybyśmy zamiast budzika używali w Krakowie Dzwonu Zygmunta, stałby się on jedynie tłem wydarzeń, a nie sygnałem obwieszczającym sprawy wagi państwowej. Ale do rzeczy.

Mówili i niczego się nie nauczyli

Już raz podobna strategia komunikacyjna zawiodła Platformę Obywatelską do klęski w wyborach prezydenckich i parlamentarnych. Wtedy też słyszeliśmy alarmistyczne tony o powrocie demonicznego Antoniego Macierewicza, dyszącym z zemsty Jarosławie Kaczyńskim i czekającym na zapełnienie więzień posłami opozycji Zbigniewie Ziobrze. Oczywiście najpierw ich bagatelizowano, używając słynnego porównania Adama Michnika, że przegrać z takim przeciwnikiem można tylko po przejechaniu na podwójnym gazie zakonnicy w ciąży przechodzącej po pasach. Później, gdy osuwał się grunt pod nogami, zaczęto straszyć, a „znani i lubiani” zapewniali, że tylko po stronie liberalnej demokracji może panować zgoda, bezobciachowość i europejskość. A jak PiS dojdzie do władzy, to oni stąd wyjadą, np. jak zapewniał Przemysław Saleta, do ciepłej Tajlandii.

I co się stało ponad rok po tamtych wydarzeniach? W Bangkoku nie powstał rząd polski na uchodźstwie, ale nie ma również powodów do zadowolenia. Faktycznie Prawo i Sprawiedliwość w wielu aspektach nagina do granic możliwości zasady demokracji. Siłowo forsuje swój program, każdy z jego elementów usprawiedliwiając „wolą suwerena”, jakby 37,58 proc. głosów było większością konstytucyjną. Można po wszystkim z dozą samozadowolenia wydać książkę pod tytułem „A nie mówiłem?”. Tylko co ona zmienia, jeśli nie wyciąga się wniosków z przyczyn porażki uznając, że skoro jedna dawka leku nie pomogła trzeba go stosować do skutku w większych ilościach? Nie bez powodu na polityczny kontekst bajki Ezopa zwrócił uwagę już jego XVIII-wieczny tłumacz Samuel Croxall. W przedmowie do dzieła odnosząc się do sporów o władzę w ówczesnej Anglii napisał: „Kiedy co chwila podnosi się alarm krzycząc o wyimaginowanych zagrożeniach, do tego stopnia, że społeczeństwo słyszy już tylko skowyt który staje się banalny, jak możemy oczekiwać, że będzie umiało się obronić przed realnymi zagrożeniami”?

Getto Warszawa

Czy w Polsce faktycznie jest tak źle, że po założeniu znaczka KOD-u można się „Poczuć jak żydowskie dziecko w tramwaju w czasie okupacji”? A przecież właśnie to śmiertelnie poważnie powiedziała aktorka Magdalena Cielecka w wywiadzie do „Newsweeka”, ubrana na czarno posępnie spoglądając z okładki wraz z trzema innymi „ofiarami IV RP”. Czy faktycznie grozi nam dyktatura i rasizm jak za czasów ustaw norymberskich w III Rzeszy? Czy można do opisu aktualnych wydarzeń używać figury retorycznej totalitaryzmu? Na ile próba aresztowania Józefa Piniora przypominała „metody stalinowskie”? Kto dzisiaj zadaje sobie w ogóle takie pytania, bierze odpowiedzialność za słowa? Czuję zażenowanie, kiedy inteligentnym przecież ludziom muszę tłumaczyć, czym różni się zagrożenie dla transparentności demokracji od ustroju totalitarnego, który ma pod swoim butem każdy przejaw życia, a przeciwników politycznych trzyma w obozach. Dlaczego niestosowne jest porównanie wyprowadzenia z domu podejrzanego o 6 rano, do masowych czystek i mordów stalinizmu. Jak koszmarnie nieadekwatne jest stawianie swojego dyskomfortu politycznego wobec cierpień Żydów. A jednak podobne kulawe analogie stają się permanentnym elementem dyskursu politycznego

„Liberalno-lewicowa strona polskiej wojny tak długo straszyła nacjonalizmem, faszyzmem i rasizmem w sytuacjach, do opisu których taki język wcale nie był potrzebny, że teraz, kiedy społeczne doły tak źle i głupio odbudowują swoje poczucie godności przez autentycznie rasistowskie wybryki, szukając zastępczych kanałów rozładowania swojej klasowej frustracji, wszystkie określenia są już zużyte” - napisał na swoim Facebooku Szczepan Twardoch i trudno się z nim nie zgodzić. Szczególnie sprawa morderstwa Polaka w Ełku pokazuje, że współczesne „elity” nie tyle nie potrafią diagnozować realnych problemów społecznych, co przez nadmierną egzaltację sprowadzają poważne sprawy do absurdu.

Bo niby dlaczego mamy się przejąć wybijaniem szyb w arabskim kebabie? Albo zdemolowaniem mieszkania i butiku Polki, która była dziewczyną tunezyjskiego mordercy z Ełku, skoro Jacek Hugo-Bader maluje twarz na czarno i udając obcokrajowca szuka zaczepki na Marszu Niepodległości. A gdy jej nie znajduje pisze w reportażu, że choć nikt mu nie groził „czuł to”. Dlaczego ma nas poruszać spalenie kukły Żyda na wrocławskim rynku, gdy kilka miesięcy później lewicowa działaczka wpada z tęczową flagą na manifestację narodowców w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, i choć nic się jej nie dzieje, „Wyborcza” piszę, że „zaskoczyła ich nieśmiała bierność narodowców”. A na co czekali, na guza? Tylko tak udowodniliby swoją tezę? Bez umiejętności osadzania podobnych spraw w szerszy kontekst i wskazywania ich proporcji, faktycznie z jednej budki z kebabem ONR stworzy narrację o zalewie islamu, a TVN o polskiej ksenofobii.

Dwie Polski, dla wszystkich wygodne

Gdzie nas taka droga prowadzi widać już dzisiaj wyraźnie. Zbudowaliśmy dwie Polski i rozsiedliśmy się w nich wygodnie otoczeni bańkami informacyjnymi. Dla prawicy „Wiadomości”, dla lewicy i liberałów „Fakty”. I tak żyjemy, podsycani w swoich lękach, albo zapewniani o walce w słusznej sprawie. Jeśli opozycja chce to zmienić, jeśli chce na nowo odzyskać rząd dusz, bajdurzenie o stanie wojennym nie wystarczy. Jest jeszcze całkiem sporo ludzi, którzy go pamiętają. Odzyskanie władzy nie dokona się przez apele Krystyny Jandy i Agnieszki Holland. Nie pomogą w tym publicyści, którzy nagle dostrzegając działające przecież od lat patrole Żandarmerii Wojskowej z Policją - piszą o „wyprowadzaniu przez rząd wojska na ulice”. Lemingi nie zjednoczą się wokół TW Bolka, a miasteczko Wilanów w hybrydowych Toyotach nie ruszy masowo na manifestacje KOD-u. Dlaczego? Bo ludziom się już po prostu coraz bardziej nie chce. Mają te wojenki gdzieś bo widzą, że nie dotyczą ich rzeczywistości. Pracy za pensję minimalną, użerania się z urzędami, zapewnienia dzieciom lepszej przyszłości. Na zewnątrz ci, którzy uwierzyli w swoją wersję Matrixu będą się radykalizować, ale milcząca większość będzie rosła z dnia na dzień. A więc rosło będzie przyzwolenie na bezkarność PiS-u, który nie ma z kim przegrać, ani alternatywnej wersji rozwoju Polski, z którą musiałby polemizować.

Porównuj się zatem droga opozycjo do gnębionych przez nazistów Żydów, snuj analogie między III Rzeszą a IV RP. Co drugi dzień ogłaszaj koniec demokracji, okupuj Sejm a później urządzaj w nim kabaret. Walcz o państwo prawa i lataj na urlop do Portugalii. Pisz o terrorze przy każdej próbie zatrzymania „swojego”. Lamentuj, marudź, krytykuj i załamuj ręce. Rób to wszystko, a przegapisz moment, w którym Prawo i Sprawiedliwość wygra drugą kadencję, zmieni konstytucję i o władzy pomyślicie dopiero po 2020. Z taką postawą jesteście spóźnionym prezentem gwiazdkowym dla prezesa Kaczyńskiego. Gratulacje.

Marcin Makowski dla WP Opinii

Marcin Makowski - dziennikarz i publicysta tygodnika "Do Rzeczy". Współpracuje z Wirtualną Polską, TVP3 Kraków oraz Radiem Kraków. Z wykształcenia historyk i filozof. Twórca projektu "II wojna światowa jakiej nie znacie".

Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)