Marcin Makowski: Rząd Morawieckiego, czyli “wiele musi się zmienić, aby wszystko pozostało po staremu”
Trzy miesiące partyjnego magla, tysiące wersji i spekulacji, a na koniec ”stary-nowy rząd” z perspektywą przetasowań w styczniu. A wcześniej zastąpienie popularnej premier człowiekiem bez politycznego zaplecza, na barkach którego spoczywają dwa resorty, a od dzisiaj również najważniejsza funkcja w państwie. Słowo daję, wszyscy musimy być uczestnikami jakiegoś politycznego Truman Show. Tylko zamiast wielkiego planu obserwujemy scenariusz, który powoli wymyka się spod kontroli.
Minutę po zastąpieniu Beaty Szydło Mateuszem Morawieckim, rozpoczął się kolejny sezon serialu pt. ”Bezlitosna rekonstrukcja". Ponieważ tym razem tempo wydarzeń było szybsze, zamiast dramatu obyczajowego, otrzymaliśmy kino sensacyjne, które w trailerze obiecywało trzęsienie ziemi w obsadzie i nowe wątki. Niestety, gdy przyszło co do czego, scenarzyści powtórzyli znane triki, z jedną drobną różnicą. W ostatni odcinku puścili oko do widza sugerując, że to, co istotne, wydarzy się dopiero w planowanym na przyszły rok epilogu.
Pełzająca rekonstrukcja
I chyba tak, w dużym skrócie, wyglądało ”zaprzysiężenie rządu Beaty Szydło pod przewodnictwem Mateusza Morawieckiego”. ”Nowy Premier Mateusz Morawiecki podjął decyzję, że chce pracować z dotychczasową Radą Ministrów, zanim zdecyduje się dokonać jakichkolwiek zmian. (...) Bardzo szanuję tę decyzję” - stwierdził już po wszystkim prezydent Andrzej Duda. Choć niektórzy twierdzą, że tym samym starał się załagodzić i zatuszować swoją niemoc, za przejaw której interpretowano pozostawienie na stanowisku szefa MON Antoniego Macierewicza, moim zdaniem całkowicie rozmijają się z prawdą. Nawet bez posiadania zakulisowych informacji, wystarczyło zobaczyć minę Antoniego Macierewicza, który z grobową powagą witał się z prezydentem i podpisywał akt zaprzysiężenia.
Klucz do odczytania ruchu Mateusza Morawieckiego, przedstawił natomiast w rozmowie ze Sławomirem Cenckiewiczem Krzysztof Wyszkowski. To zaufany przyjaciel ministra obrony, dlatego jego słowom można dać wiarę. ”Sławku - ja widziałem POLECENIE wydane ’swojemu premierowi’ usunięcia Macierewicza w najbliższym czasie. Macierewicz został tylko na prośbę Morawieckiego, żeby nie łączyć jego powołania z dymisją Antoniego” - napisał na Twitterze były opozycjonista. Jeżeli ten wariant się potwierdzi, faktyczny skład gabinetu poznamy dopiero w styczniu, albo w lutym. I dopiero wtedy będzie można stwierdzić, jak głębokie zmiany w partii naszykował Jarosław Kaczyński. I czy prawdą jest, że wraz z Macierewiczem, pożegnamy się z ministrami: spraw zagranicznych, środowiska, cyfryzacji czy infrastruktury.
Co o rządzie myśli taksówkarz?
Być może stąd głębokie rozczarowanie niektórych wyborców gabinetem, którego skład można określić zgrabnym bon motem Giuseppe Tomasi di Lampedusy: ”wiele musi się zmienić, żeby wszystko pozostało po staremu”. Niestety w tym korowodzie spekulacji, mających wg opozycji przykryć reformę sądownictwa i zmiany w ordynacji wyborczej, coraz mniej sensu, ładu i składu. Gdy jechałem w poniedziałek do telewizji, komentować na żywo ostatnie chwile przed zaprzysiężeniem rządu, nasłuchałem się od taksówkarza (wyborcy PiS)
, jak absurdalne wydają mu się wypadki ostatnich miesięcy. Jak bardzo nie rozumie, dlaczego zmieniono świetną premier, skąd nagle z taką władzą i bez zaplecza do gry wkroczył były bankier oraz z jakich powodów (podobno) musi odejść ”żelazny Antonii”. Przytaczam jego przemyślenia z tego powodu, że taksówkarze stanowią zazwyczaj dobry barometr nastrojów społecznych. A jeżeli ogólnopolska polityka staje się niezrozumiała z perspektywy ”zwykłego człowieka”, to znaczy, że coś zaczyna być z nią fundamentalnie nie tak.
Trudno wyzbyć mi się tego wrażenia, obserwując jak niektóre osoby obejmują najważniejsze urzędy w państwie na miesiąc, albo dwa. Tylko po to, aby premier mógł dokonać ewaluacji ich pracy, święta były spokojne, a rząd bez szantażowania ruchami odśrodkowymi zagłosował sam za sobą w Sejmie. To, co widział w polityce Zjednoczonej Prawicy wspomniany taksówkarz, ja nazwałbym ”syndromem 2007 roku”. Będąc skupionym na partyjnych kalkulacjach, kontrolowanych przeciekach do mediów, rozgrywaniem opozycji i kontrolowaniem pałacowych spisków, bardzo łatwo zapomnieć, że ostatnim i najważniejszym elementem tej układanki jest wyborca.
Cierpliwość elektoratu wystawiona na próbę
A ten coraz mniej z polityki - nawet jeśli jest ona bezlitosną i skuteczną realizacją genialnego planu prezesa - rozumie. Co z tego, że zastępując premier Szydło Morawieckim, Kaczyński stara się uniknąć sporów kompetencyjnych i przerzucania ich z KPRM na Nowogrodzką. Co z tego, że widział jakieś strukturalne słabości, które chciał naprawić, jeśli na zewnątrz uprawiano radosną propagandę sukcesu? Jeśli zapomni się przy tym o komunikacji z wyborcą, któremu niczego jak dziecku się nie tłumaczy, nawet najlepszy plan może ostatecznie zawieść.
W tej chwili cierpliwość elektoratu nie została jeszcze nadwyrężona do granicy, od której nie będzie odwrotu, ale więcej takich zagrywek, a otworzy się droga w kierunku popełnienia błędów Platformy. A ta, zamiast słuchać ludzi, zaczęła ich przekonywać, że żyją w najlepszym z możliwych państw, tylko patrzą nie tam, gdzie trzeba. Czasy paternalizmu politycznego bezpowrotnie minęły. Mam nadzieję, że Mateusz Morawiecki to widzi. Od tego będzie ostatecznie zależał sukces jego premierostwa. Jeśli on nie udźwignie tego ciężaru w Zjednoczonej Prawicy, to kto?
Marcin Makowski dla WP Opinie