Marcin Makowski: Dzień, w którym Donald Tusk rozpoczął kampanię prezydencką
W niedzielę 19 listopada, bez żadnych zapowiedzi, Donald Tusk sięgnął po swojego oficjalnego Twittera i rozpoczął kampanię prezydencką. Zabił na alarm, stwierdził, że Polska stacza się w polityczny niebyt, a wszystko wygląda jak granie pod dyktando Kremla. I ton i styl wpisu zdecydowanie odbiegał jednak od dotychczasowej komunikacji szefa Rady Europejskiej. Czy tak doświadczony gracz pozwoliłby sobie na podobny falstart? To zastanawiające.
19.11.2017 | aktual.: 19.11.2017 18:58
Kiedy pierwszy raz przeczytałem tweeta Donalda Tuska, odruchowo sprawdziłem, czy nie został wysłany przez konto, podszywające się jedynie pod byłego premiera. W końcu, choć krajowe ambicje Tuska są tajemnicą poliszynela, komunikował się on do tej pory za pomocą aluzji, puszczania oka do elektoratu Platformy i PR-owych gestów. Wszystko balansując na cienkiej granicy, która dzieli bezpośrednie zaangażowanie w polską politykę, od "życzliwego" jej obserwowania z pozycji króla Europy.
W końcu sam Tusk w marcu tego roku bronił się przed zarzutami stawianymi mu przez Prawo i Sprawiedliwość, mówiąc: "Znam swoją rolę jako przewodniczącego Rady Europejskiej. Jestem i będę w przyszłości bezstronny i politycznie neutralny wobec wszystkich 28 państw członkowskich". Podczas tej samej unijnej konferencji po spotkaniu szefów unijnych instytucji z organizacjami pracodawców i związków zawodowych, dodał jeszcze: "Przynajmniej próbowałem w czasie pełnienia urzędu (szefa Rady Europejskiej) zachować neutralność i bezstronność".
Dziś to już nieaktualne. Wystarczyło 212 znaków, aby zmienić punkt odniesienia. I właśnie to jest dziwne.
Wszystkie ręce na pokład!
”Alarm! Ostry spór z Ukrainą, izolacja w Unii Europejskiej, odejście od rządów prawa i niezawiłości sądów, atak na sektor pozarządowy i wolne media - strategia PiS czy plan Kremla? Zbyt podobne, by spać spokojnie” - zatweetował były przewodniczący PO. Styl drastycznie odbiegający od wszystkiego, co do tej pory zakomunikował poprzez media społecznościowe.
Jeszcze niedawno w Warszawie podczas Święta Niepodległości spokojnie i z uśmiechem tłumaczył, że ludzi myślących tak jak w on w Polsce jest sporo, i to w nich nadzieja. Nie odnosił się bezpośrednio do Marszu Niepodległości, ani działań rządu. I nagle, jakby zostawił telefon i na chwilę chwycił go w ręce Tomasz Lis, wezwanie do totalnej mobilizacji polskiej opozycji. A tym samym wejście na drogę, od której nie ma już odwrotu, a która musi prowadzić do aktywnego uczestnictwa w wyścigu prezydenckim w 2020 roku.
Bo jak inaczej tłumaczyć odrzucenie maski dyplomatycznej bezstronności? Donald Tusk, sięgając po najcięższy kaliber zarzutów wobec Zjednoczonej Prawicy, dłużej nie może już udawać szarej eminencji.
Co ciekawe, zmianą narracji zaskoczony był nawet Jan Cienski z Politico, który życzliwym okiem spogląda na obecną opozycję. ”Niezwykły tweet ze strony Tuska. Otwarty polityczny atak na rząd PiS-u, który czyni go polskim graczem politycznym i osłabia rolę szefa Rady Europejskiej” - skomentował urodzony w RPA dziennikarz, wieloletni korespondent z Warszawy.
Falstart
Trudno nie uznać, że forma i chwila na wystosowanie podobnego komunikatu, wygląda jak falstart. Do wyborów prezydenckich jeszcze trzy lata, do parlamentarnych dwa. Kadencja Donalda Tuska kończy się w 2019. Jak na politykę, to cała wieczność, podczas której wszystko jeszcze może stanąć na głowie. Natomiast satysfakcja rządu, że miał rację nazywając szefa RE nieobiektywnym, zaczyna się już dziś.
”Donald Tusk jako szef Rady Europejskiej nic dla Polski nie zrobił. Dzisiaj, wykorzystując swoje stanowisko do ataku na polski rząd atakuje Polskę” - błyskawicznie odbiła piłeczkę (również na Twitterze) premier Beata Szydło. I w ten bębenek o nazwie ”zdrajca”, PiS będzie biło non stop. Mając w dużej mierze rację.
Przecież, pomijając kwestie relacji z Ukrainą (faktycznie fatalnych), czy klasyczny zestaw zarzutów opozycyjnych, które nie pojawiły się wczoraj. Główne ostrze ataku Donalda Tuska dotyczyło oskarżenia Zjednoczonej Prawicy o sprzyjanie Kremlowi.
Słowa te padły z ust człowieka, który po katastrofie smoleńskiej nazwał Władimira Putina ”naszym człowiekiem w Moskwie”. I po tym, gdy ogłoszono zgodę amerykańskiego rządu na sprzedaż do Polski systemu tarczy antyrakietowej Patriot w najnowocześniejszej konfiguracji.
O różne rzecz można oskarżać PiS, ale raczej nie o grę pod scenariusz Rosji, gdy to Polska w kontrze do Francji czy Włoch, najaktywniej zabiega o utrzymanie sankcji ekonomicznych i zabiega o wzmocnienie wschodniej flanki NATO.
Ciężko dzisiaj powiedzieć jaki plan narodził się w głowie Donalda Tuska, ale nie wygląda on jak styl uprawiania polityki, do którego nas przyzwyczaił. Kampania prezydencka ”Tusk Wraca na Białym Koniu” rozpoczęta, ale chyba w najgorszy z możliwych sposobów. Czyżby jakiś sabotaż?
Marcin Makowski dla WP Opinie