"Mała Polska" w samym środku Syberii

"Mała Polska" w samym środku Syberii

"Mała Polska" w samym środku Syberii
Źródło zdjęć: © Romuald Koperski
26.01.2014 10:45, aktualizacja: 25.05.2018 15:04

Zbladła i zamilkła. Jej twarz zastygła w bezruchu. Oczy wlepiła w lampę. Potem w wieszak. Po chwili spojrzała na syna. - Wania, ale ty posiwiałeś! - krzyknęła podekscytowana. 80-letnia staruszka przez kilkadziesiąt lat widziała jedynie kontury ludzi i przedmiotów. Nie spodziewała się, że jeszcze kiedykolwiek jej świat tak wypięknieje. Bo tu, w głębi Syberii, o okularach nawet nikt nie marzy. A ona dostała. I to za darmo. Od Polaków.

Mała wioska na Syberii, 6,5 tys. kilometrów od kraju nad Wisłą. Wierszyna. Jak tam dojechać? Od Irkucka na północny-wschód, nieco ponad 100 kilometrów. Trasę wyznaczyć trudno, przynajmniej na internetowej mapie. Bo tę rzeczywistą Romuald Koperski, podróżnik z Pomorza, dobrze już zna. Wie, że im głębiej w Syberię, tym mniej asfaltu i utwardzonych dróg. Więcej za to wybojów, dołów, a na końcu - grząskiego błota. Tak to wygląda w porze letniej. - Zimą jest prościej, bo nie ma błota - mówi.

Podróżnik od 20 lat przemierza syberyjską tajgę. Czuje się tam tak dobrze jak w Polsce. W kilku miejscach szczególnie. Na przykład w takiej Wierszynie. Mimo że bliżej jej do Bajkału niż do Wisły, na każdym kroku słychać tu język polski, którym posługują się mieszkańcy wioski. Trochę w nim małopolskiego dialektu i śląskiej gwary. - Z okolic Sosnowca, Olkusza mieszkańcy przyjechali - tłumaczy Koperski.

Nie, nie zostali zesłani, a przynajmniej nie wszyscy. Los ich zmusił. Około roku 1910 Polacy ruszyli w poszukiwaniu lepszego życia. Jedni do Ameryki, inni, skuszeni obietnicami cara, na Syberię. Piotr Stołypin, premier za czasów Mikołaja II, obiecał im 15 dziesięcin ziemi i 100 rubli bezzwrotnej zapomogi. Spakowali walizki, pożegnali się z rodziną i ruszyli w miesięczną podróż do "ziemi obiecanej". Na zboczach łagodnych wzgórz wykarczowali lasy i wybudowali najpierw ziemianki, a później domy.

Obraz
© (fot. Maciej Ciebiera)

- Małe, drewniane. Pastelowe, wręcz cukierkowate. W oknach firanki. A przed wejściem do domu trzeba zdjąć buty - opisuje Romuald Koperski. - Za czasów ZSRR kina objazdowe wyświetlały propagandową kronikę. Właśnie tak pokazali Wierszynę. Sielskie życie Polaków: w ogródkach warzywa i owoce, biegające gęsi, kolorowe obejścia - opisuje. Rzeczywistość miała jednak znacznie mniej barw.

Polski skrawek Syberii

- Rok 1994. Przemierzałem Syberię. Wszedłem do sklepu w malutkim rosyjskim miasteczku. Zobaczyłem puste półki. Na ladzie stało tylko jedno wiaderko z kiszoną kapustą. Chodziły po niej muchy - opowiada Koperski. - Ale w czasach przemian geopolitycznych i w Polsce na półkach było niewiele - dodaje. Gdy pierwszy raz dotarł do Wierszyny, nie zauważył, żeby żywności komukolwiek brakowało. Ziemia jest urodzajna, a i tajga nikomu z głodu umrzeć nie pozwoli.

Brakowało za to innych rzeczy. - Polacy z Wierszyny są wtuleni w tajgę syberyjską. O ile jedzenia było pod dostatkiem, to boleśnie odczuwali brak sklepów. Nie mieli czapek, kurtek, zeszytów, ołówków, kredek - opowiada Koperski. Właśnie z takimi darami przyjechał do nich po raz kolejny. A później kontenery z darami stały się tradycją. - Starałem się pomagać, organizując transporty - dodaje. Wkrótce zrodził się nowy pomysł. A dlaczego by tak nie pokazać Polakom ich ojczyzny?

- Zorganizowałem obóz dla dzieci na Pomorzu. Zwiedzały kraj, oglądały zabytki, poznawały kulturę. W pewnym momencie zauważyłem, że niektóre z nich, gdy się czemuś przypatrują, mrużą oczy. I żadne z nich nie miało okularów - opowiada Koperski. Okazało się, że w Wierszynie nigdy nie było okulisty.

Obraz
© (fot. Romuald Koperski)

- Ba! Nie ma nawet lekarza, ani punktu medycznego - dodaje. Lekarz pierwszego kontaktu przyjmuje w wiosce położonej o 70 kilometrów dalej. - Traktorem albo sańmi to kilka godzin drogi. W zimie. Bo w porze deszczowej, przez tworzące się błoto, Wierszyna jest niemal odcięta od świata - opowiada podróżnik. Ale to nie koniec wyprawy. Taki lekarz może jedynie wystawić skierowanie do okulisty. Ten z kolei przyjmuje w Irkucku. - Najpierw musieliby pojechać na badanie, a później ponownie, by odebrać okulary. A za nie jeszcze trzeba zapłacić. Dla mieszkańców Wierszyny to majątek - mówi Romuald Koperski.

"A przecież w Polsce tyle okularów kończy swój żywot w śmieciach albo w szufladzie" - pomyślał Koperski. Wkrótce w internecie zamieścił apel. Prosił o okulary dla rodaków na Syberii. - Odzew przekroczył nasze oczekiwania. Zgłosił się nawet ośrodek z Tanowa k. Szczecina, który zaoferował pomoc okulistów. Zebraliśmy ponad tysiąc par. Wszystkie trafiły najpierw do optometrystów - mówi. Fachowcy wyczyścili okulary, nareperowali uszkodzone, włożyli do ładnych pudełek, dołączyli szmatkę do czyszczenia. - Były prawie jak nowe - opowiada Koperski. Pozostało tylko przewieźć je na Syberię. Przed ekipą była długa droga...

Zapakowali pudełka z okularami, tablice, sprzęt, ciepłe ubrania i w grudniu 2012 roku ruszyli do Wierszyny. W grupie, oprócz Koperskiego, był m.in. okulista i dwóch optometrystów. - To była ich spontaniczna decyzja, choć panie nie do końca chyba zdawały sobie sprawę, dokąd jadą. Na miejscu zastał nas siarczysty mróz, do - 40 stopni. Pierwsze chwile były trudne, bo przecież nie spaliśmy w hotelu, a w izbie, na podłodze. Nie ma wody w kranach, a za potrzebą wychodzi się na zewnątrz, do nieogrzewanego wychodka - opowiada Koperski.

Następnego dnia otworzyli prowizoryczny gabinet okulistyczno-optyczny w "Domu Polskim". - Początkowo miejscowi podchodzili do nas z dystansem. Zainteresowanie rosło z czasem. Później przedzierali się przez tajgę, by dotrzeć do nas wieczorem i na progu poczekać do rana na badanie - opowiada Koperski. Specjaliści od nowa rozkładali sprzęt i dobierali szkła. - Dla większości z nich to były pierwsze okulary w życiu! - mówi i wspomina staruszkę, która przyjechała do nich na saniach razem z synem. - Wprowadził ją i wyszedł z izby. Okulista rozpoczął badanie. Okazało się, że kobieta ma olbrzymią wadę wzroku. Obawialiśmy się, że nie dopasujemy jej odpowiednich szkieł. Udało się! Chwila, gdy założyła okulary, była jak z filmu - mówi Koperski.

Kobieta zbladła i zamilkła. Jej twarz zastygła w bezruchu. Oczy wlepiła w lampę. Potem w wieszak. Po chwili spojrzała na syna, który wszedł do izby, bo zmarzł, czekając w saniach. - Wania, ale ty posiwiałeś! - krzyknęła podekscytowana. 80-latka przez kilkadziesiąt lat widziała jedynie kontury ludzi i przedmiotów. Radość z odzyskanego wzroku była nie do opisania. Staruszka nie spodziewała się, że jeszcze kiedykolwiek jej świat tak wypięknieje. Bo tu, w głębi Syberii, o okularach nawet nikt nie marzył. A ona dostała. I to za darmo. Od Polaków.

Mała Polska

Takiej radości było o wiele więcej. Koperski wspomina jeszcze szczęśliwe twarze dzieci z okularami na nosie. Albo mężczyzn, którzy uśmiechali się na pytanie, czy okulary do czytania, czy oglądania dziewczyn potrzebne. Zazwyczaj potrzebne były dwie pary. Rozdawali je Polakom, ale Rosjanom czy Buriatom też nie odmówili. W sumie przebadali 260 osób i rozdali 300 par okularów. Część jeszcze dosłali z Polski - już po powrocie. I jeszcze lekarstwa dołączyli, bo tam nie było gdzie kupić.

- Zdaliśmy sobie sprawę, że z tą akcją trafiliśmy w dziesiątkę - mówi podróżnik. To dlatego Fundacja Romualda Koperskiego postanowiła jej nie przerywać. - W tym roku chcemy ją powtórzyć i kontynuować tak długo, jak będzie potrzeba - mówi. Okulary zbierają do końca stycznia. W lutym specjaliści i podróżnik odwiedzą inną wioskę. - Jedziemy do odległej Chakasji, gdzie mieszka duża syberyjska Polonia. Badania przeprowadzane będą w Abakanie oraz polskiej wsi Znamienka - tłumaczy. Na pytanie dlaczego to robi, odpowiada: - Słyszę często głosy, że pomagam tym na Wschodzie, a przecież w u nas też tylu potrzebujących. A przecież oni wszędzie są - opowiada. Dodaje jeszcze, że tam nie mają kogo poprosić. To dlaczego nie wrócą do ojczyzny?

Obraz
© (fot. Romuald Koperski)

- Polacy z kraju myślą, że skoro w Rosji nie ma pracy, a w sklepach jest drożyzna, to u nas będzie im się żyło lepiej. A część z nich nawet próbowała pójść za tymi namowami. Mają karty Polaków, jest ustawa o repatriantach. Tylko oni się tu u nas nie odnajdują - mówi. Tłumaczy, że na Syberii czują się Polakami. - Przyjeżdżają nad Wisłę i czują się Rosjanami, bo mówią ze wschodnim akcentem - tłumaczy. Ale to nie jedyna przeszkoda. Najgorsze jest to zderzenie dwóch światów.

- Spotkałem się z ludźmi, którzy na przykład przyjechali z Syberii do Polski na studia. Mogli tu zostać, osiedlić się i założyć rodzinę. Tęsknota za tamtejszym życiem była większa - mówi. Kiedyś sam się temu dziwił. Teraz zrozumiał. - Spokój i dobroć czuć tam w każdej polskiej wiosce. To płynie prosto z serca. Wzajemnej odpowiedzialności. Na Syberii pojedynczy człowiek nie jest w stanie przeżyć bez drugiego. U nas jest wyścig szczurów za pieniądzem. I oni się w tym pędzie nie odnajdują - tłumaczy. - Mają tam swoją "małą Polskę". Dawną, z tradycjami. I to dla nich prawdziwa ojczyzna - dodaje.

Akcję "Okulary dla Polaków" prowadzi "Fundacja Romualda Koperskiego". Wszelkie pytania można przesyłać na adres: fhu.optica@gmail.com. Okulary można przesłać na adres Macieja Ciebiera: oś. Olszynka 2D/6, 62-050 Krosno k. Poznania.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1)
Zobacz także