Makowski: ”Erozja dworu Kaczyńskiego? Póki co zaplecze prezesa trzyma się mocno” [OPINIA]
Doradczyni prezydenta Zofia Romaszewska powiedziała jakiś czas temu, że Jarosław Kaczyński stworzył wokół siebie grupę najbliższych współpracowników, przypominających zachowaniem codzienność królewskiego dworu. Jeśli tak jest, sprawa Kazimierza Kujdy czy wolta Adama Glapińskiego każą zapytać o jego spoistość.
13.02.2019 | aktual.: 13.02.2019 19:50
Na początek dwa cytaty z najnowszego wywiadu prezesa Prawa i Sprawiedliwości dla PAP-u. Numer jeden: ”Czasem jestem zaskoczony wypowiedziami prezesa NBP Adama Glapińskiego, nie cieszą mnie one; Glapiński pełni niezależną funkcję, nie mam żadnego wpływu na jego wypowiedzi”. I numer dwa: ”Nie usprawiedliwiam w żadnym wypadku współpracy Kazimierza Kujdy ze służbami PRL; informacja o niej spadła na mnie jak grom z jasnego nieba”.
Kręgi wtajemniczenia
Dlaczego z długiej rozmowy wybrałem właśnie te? Ponieważ dotyczą osób, które nie tylko pełnią (lub w przypadku Kujdy, pełnili), ważne funkcje w państwie, ale przez lata stanowili najbliższe zaplecze personalne Jarosława Kaczyńskiego. Glapiński wywodzący się z Porozumienia Centrum i będąc jego wiceprezesem, Kujda stanowiący podwaliny pod funkcjonowanie słynnej dzisiaj za sprawą taśm ”Wyborczej” spółki Srebrna, której był pierwszym prezesem, pod wieloma względami zawiedli dzisiaj zaufanie prezesa.
Obaj wprowadzili do wewnętrznego kręgu bytów i osób orbitujących wokół PiS-u element destabilizacji. To w końcu od Marka Chrzanowskiego, byłego szefa KNF i przybocznego prezesa NBP, zaczął się kryzys, który za sprawą niebotycznych wynagrodzeń i dosyć aroganckiego sposobu bycia Adama Glapińskiego, w końcu odwrócił się przeciwko bankowi centralnemu. A ten, mając świadomość konstytucyjnej niezależności i będąc pod ostrzałem polityków Zjednoczonej Prawicy, odpowiadał pięknym za nadobne, krytykując m.in. wicepremiera Jarosława Gowina czy senatora Jana Marię Jackowskiego.
Drogi do PiS
Tak samo, jeśli nie gorzej pod względem ideologicznym, wyglądało ukrywanie przez byłego prezesa Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej swojej agenturalnej przeszłości. Moi rozmówcy z Prawa i Sprawiedliwości, gdy ich oto pytałem, zarzekali się, że Jarosław Kaczyński naprawdę nie wiedział, że jego wierny kompan od 1979 do 1987 r. figurował zarejestrowany w aktach Służby Bezpieczeństwa jako TW ”Ryszard”. Tym bardziej warto podnieść kwestię, czy wspomniany przez Zofię Romaszewską ”dwór”, o ile istnieje, nie zaczyna się sypać.
Jeśli przyjąć za wykładnię, że odnosi się on głównie do aktywnych w polityce ludzi wywodzących się z pierwszej partii Kaczyńskiego - Porozumienia Centrum - teza o braku spoistości wydaje się dosyć naciągana. Pomijając w tej chwili przydługie i historyczne rozważania, kto jaką drogą doszedł do miejsca, w którym się obecnie znajduje (część osób w 2001 r. po założeniu PiS-u nadal startowała z jego list formalnie będąc w PC, niektórzy przyszli z AWS, inni z ZChN czy PPChD), nadal przy Kaczyńskim stoi spore grono wiarusów.
Zakon PC
Ludzi, którzy wywodzą się z tzw. ”zakonu PC”, a nadal znaczą coś w polskim życiu społeczno-politycznym, można podzielić na dwie kategorię. Tych, którzy Kaczyńskiego zdradzili, oraz liczniejsze, czyli tych, którzy partycypują w obecnym układzie władzy. Gdyby jako parametr przyjąć chronologię, okazuje się, że największe wolty - jeśli za taką uznać postawę Adama Glapińskiego - Jarosław Kaczyński ma dawno za sobą.
Mowa o ludziach takich jak (zwany swego czasu ”trzecim bliźniakiem”) Ludwik Dorn, czy Julia Pitera, Ireneusz Raś, Roman Smogorzewski lub Krzysztof Kwiatkowski, którzy albo byli albo nadal są w bezpośredniej konkurencji - Platformie Obywatelskiej. Innych polityków, którzy chwilowo reprezentowali PiS, takich jak Radosław Sikorski czy Mariusz Kamiński, do najbliższego grona starej gwardii siłą rzeczy nie zaliczam.
”Dwór” Kaczyńskiego
Ci, którzy od Porozumienia Centrum z obecnym prezesem PiS-u pozostali, stanowią liczniejszy i bardziej wpływowy zbiór ministrów, marszałków, sekretarzy stanu, posłów czy innych prezesów. Są wśród nich, alfabetycznie, m.in.: Andrzej Adamczyk, Marek Ast, Mariusz Błaszczykowski, Joachim Brudziński, Barbara Bubula, Tadeusz Cymański, Andrzej Dera, Szymon Giżyński, Zbigniew Hoffmann, Karol Karski, Marek Kuchciński, Jacek Kurski, Adam Lipiński, Władysław Ortyl, Marek Suski czy Krzysztof Tchórzewski.
Do tego grona, ale raczej w podgrupie tracących wpływy, można jeszcze zaliczyć byłych ministrów rolnictwa i środowiska, Jana Szyszko i Krzysztofa Jurgiela. A przecież nazwisk byłych współpracowników z PC, którzy z polityki odeszli ale nigdy się wobec prezesa nie zbuntowali, można wymienić jeszcze kilkadziesiąt.
Być może właśnie ta zależność, w postaci tworzenia kręgów wtajemniczenia i cenienia wierności przed kompetencjami, czyni dzisiaj prezesa Kaczyńskiego jednocześnie silnym, a z drugiej strony niezwykle wrażliwym na ataki od środka. Wydaje się, że przynajmniej w tej chwili ”dwór” bardziej pomaga, niż szkodzi.
Marcin Makowski dla WP Opinie